Foto: www.nowastrona.zswolborz.pl

 

Aktorzy Teatru „Forma” z Białegostoku  podczas spektakl na podstawie Ferdydurke Witolda Gombrowicza w  ZSCKU w Wolborzu

 

W okresie minionego już 2017 roku o polskiej szkole mogliśmy czytać  przeróżne opinie i ekspertyzy, formułowane przez naukowców, polityków, dziennikarzy i samych nauczycieli. Jednak prawie nie słyszeliśmy głosu tych, którzy „na własnej skórze” testują ów system edukacji. Tak się złożyło, że jednym z ostatnich tekstów, jakie zamieściła 29 grudnia na swoim profilu dr Marzena Żylińska był list Michała Z. – ucznia klasy maturalnej z Krosna.

 

Niech to o czym napisał ów młody człowiek, refleksyjnie podchodzący do rzeczywistości w której przyszło mu żyć, otworzy listę naszych lektur 2018 roku. Poniżej zamieszczamy wybrane fragmenty listu Michała oraz link do pliku pdf z pełnym jego tekstem:

 

 

 

Witam Państwa.

 

Jestem uczniem klasy maturalnej, jednego z podkarpackich liceów. Od jakiegoś czasu, z wielką satysfakcją obserwuje wasz profil na Facebooku.

 

Szkoła dzisiaj, to taka sama szkoła, o jakiej pisał Witold Gombrowicz w „Ferdydurke”. Dantejskie sceny, podszyte grubą warstwą konformizmu ze strony uczniów, między innymi takie jak w rozdziale „Uwięzienie i dalsze zdrabnianie” (spór pomiędzy Gałkiewiczem a nauczycielem o fenomen Słowackiego) to strategia stosowana na porządku dziennym w polskich szkołach. A takich Gałkiewiczów jest mało.

 

I jest mi strasznie przykro, kiedy uświadamiam sobie, że „Ferdydurke” zostało wydane ponad osiemdziesiąt lat temu. Ponieważ jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że od tego czasu zupełnie nic się nie zmieniło.

 

Szkoła jest wielkim epicentrum budowania przyjaźni, znajomości. Z socjologicznego punktu widzenia to bardzo pozytywne miejsce. Swego rodzaju kultura szkolna, tworzona przez uczniów jest pewnego rodzaju dziedzictwem, do którego z przyjemnością będzie się wracać na spotkaniach klasowych po latach, we wspomnieniach, zdjęciach i pamiątkach po niej. […]

 

Lecz tutaj muszę zaprzestać pisać o tym, że ważne dla mnie i moich rówieśników jest chodzenie do szkoły przyjaznej, rozwijającej pasje i zainteresowania. Ponieważ od klasy maturalnej się to diametralnie zmieniło.

 

Ktoś kiedyś powiedział, że jest to „wyścig szczurów”. Do tej pory nie słyszałem lepszego stwierdzenia na pęd, stres, nieporozumienia i szablonowość generowaną przez teraźniejszą szkołę, a precyzyjnie mówiąc podstawę programową, której niektórzy nauczyciele trzymają się tak mocno, jak uchwytu w pędzącym autobusie komunikacji miejskiej.

 

Uśmiechy, które pojawiały się w pierwszej i drugiej klasie, w klasie maturalnej przerodziły się w zmarszczki i choroby psychiczne. Słowo klucz „matura”, które w tym roku szkolnym było już we wrześniu przedawkowane, kiedy to na którejś lekcji przedmiotu maturalnego, koleżankę zaczął boleć brzuch, przez populizmy i straszenie tym egzaminem. Ja na szczęście mam bardziej cyniczny charakter i nie dałem sobie wmówić, żeby „lepiej zrezygnować z pisania na maturze biologii”. […]

 

 

Cylindry, kolby, mieszadła, szkiełka i odczynniki w salach chemicznych służą jako eksponat. Tego nie wolno dotykać. Na to można patrzeć zza gabloty. W przeciągu mojej 3-letniej „edukacji” w gimnazjum i 3-letniej w liceum nigdy nie mieliśmy żadnych zajęć praktycznych z wykorzystaniem tego sprzętu, który jednak swoje kosztuje. Hipokryzja sięgała zenitu, kiedy te narzędzia były wyciągane i eksploatowane na potrzeby zrobienia zdjęć do broszury promującej szkołę. Pod takimi zdjęciami z uczniami przebranymi w fartuchy i okulary ochronne krzyczały teksty: „Bogato wyposażone pracowanie chemiczne!”. Ja bym tam zmienił, i napisał „Pracownie muzealno-chemiczne, służące obserwacji osadzania się kurzu z nieużywania sprzętu za kasę z Unii Europejskiej”. […]

 

Nic mi tak nie obrzydziło najciekawszej na świecie dyscypliny naukowej, która jest podstawą praktycznie wszystkiego. Mowa tu oczywiście o matematyce. Dzięki szkoło. Dzięki wam, już nigdy nie popatrzę na działania matematyczne z zainteresowaniem, a z kwaśną miną. Moim marzeniem, jest spotkać kiedyś człowieka, który wykorzystuje tą dziedzinę zawodowo. Na przykład buduje samoloty, albo statki podwodne. Albo coś bliższe mojemu sercu – defibrylatory, tomografy komputerowe i inny zaawansowany sprzęt medyczny. Już przeboleje nawet tą bezkrytyczność polonistek przy omawianiu dzieł „wieszczów”. Taki kurs matematyki, jaki jest serwowany w klasie maturalnej, nastawiony na rozwiązywanie zadań testowych, to koszmar. Nic z tego nie rozumiem. […]

 

Lubię słuchać i czytać mądrych ludzi. To marne pocieszenie, ale problem „klucza maturalnego” i całego tego egzaminu nie dotyczy tylko Polski. […]

 

Powtarzam się, ale napiszę jeszcze raz, że bardzo się cieszę, że mam do kogo o tym napisać. Moi rówieśnicy nie chcą o tym rozmawiać. Przybierają postawę bierną, twierdzą, że jak zdadzą maturę, to problem zostanie zażegnany, a to nie prawda. Za nami są młodsze roczniki. A moja wrażliwość nie pozwala mi na to, aby pozostawić ich na pastwę losu, która wygeneruje u nich taką samą bezradność. […]

 

Moja prośba do państwa brzmi następująco: Proszę Was, o zajęcie się problemami maturzystów, ludzi dorosłych, którzy niedługo zastąpią starszych kolegów w różnych branżach. O nagłaśnianie tego w takiej formie, jaką Państwo prowadzą na fanpejdżu Budząca się szkoła. W razie wsparcia, dostarczania informacji o różnych dziwnych zjawiskach, służę pomocą prosto z frontu. Mogą Państwo się ze mną kontaktować na tym mailu.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Michał Z. z Krosna

 

 

Pełna treść listu (a warto zapoznać się z nią)  –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź