Foto: www.g.gazetaprawna.pl
Wczoraj na portalu EDUNWES.PL zamieszczono artykuł jego redaktora naczelnego – Marcina Polaka, zatytułowany „Jak zarażamy się w klasie?” Jako że jest to niedługi tekst – publikujemy go bez skrótów:
Wraz z upływem czasu pojawia się więcej danych uzyskanych z badań, które mogą nam pomóc w walce z COVID-19, także w szkołach. Albo jeszcze bardziej nas nastraszyć… Z badań naukowych wynika, że najczęściej zarażamy się w zamkniętych pomieszczeniach (czyli jednak nie w parkach, lasach, na cmentarzach, placach zabaw, manifestacjach itp.). W klasie szkolnej dość łatwo się mogą zarazić się wszyscy, jeśli wśród obecnych jest osoba emitująca zaraźliwe wirusy, a nie przestrzegamy podstawowych zasad. Maski i właściwie rozumiana wentylacja to klucz do zapobiegania dalszym zarażeniom.
W hiszpańskim portalu El Pais ukazała się rozmowa z profesorem José Luisem Jiménezem, chemikiem atmosferycznym na Uniwersytecie Colorado Boulder w Stanach Zjednoczonych, który jest specjalistą od badania aerozoli.
Ryzyko infekcji w zamkniętych pomieszczeniach jest największe, ale można je zdecydowanie zmniejszyć. W czerwcu br. profesor Jiménez udostępnił narzędzie do symulacji roznoszenia się wirusa w różnych sytuacjach (COVID Airborne Transmission Estimator). Symulacja ta korzysta z różnych opublikowanych danych, choć jak przyznaje jej twórca, dokładność estymacji jest ograniczona, ponieważ poszczególne, nawet podobne, sytuacje mogą się znacząco różnić, np. nie wiadomo, ile zaraźliwych wirusów emituje zakażająca osoba (pacjent 0). Naukowcy prowadzili różne symulacje dla zamkniętych pomieszczeń, zakładając, że w opisywanych sytuacjach wszystkie osoby zachowują dwumetrowy dystans i wszystkie są tak samo narażone na zakażenie. Przyjęto też, że wszyscy korzystają ze zwykłych masek materiałowych lub chirurgicznych oraz mówią głośno – co sprzyja rozprzestrzenianiu się aerozoli w pomieszczeniu.
Jeden z przykładów dotyczy szkolnej klasy, w której uczniowie i nauczyciel nie mają na twarzach maseczek, a okna są zamknięte i nie zapewniono dodatkowej wentylacji. Jeśli zakażającym jest nauczyciel, a w sali znajduje się 24 uczniów, to po dwóch godzinach lekcyjnych zakażonych może być już 12 uczniów. Inaczej dzieje się, jeśli są używane maski (nie przyłbice!) przez nauczyciela i uczniów – ryzyko spada do pięciu zakażeń. Ze względu na właściwości aerozoli, ich utrzymywanie i przemieszczanie się w niewentylowanym pomieszczeniu – mogą zostać zakażeni uczniowie w różnej odległości od nauczyciela (pacjenta 0), niekoniecznie siedzący w pierwszej ławce. Natomiast jeśli zajęcia zostaną skrócone do godziny, klasa jest dobrze wietrzona, a wszyscy wciąż będą mieli maseczki, ryzyko zakażenia spada do jednego ucznia. Sprawdźmy zatem, co w naszych klasach robimy źle…
Maska jest filtrem, który redukuje wirusy, które wprowadzasz do powietrza i te, którymi oddychasz, ale nie eliminuje ich całkowicie. Trzeba więc to podkreślić: musimy nosić maski, wietrzyć pomieszczenia, skracać czas trwania spotkań, robić wszystko, co się da na zewnątrz, zwiększać dystans… Wszystko w tym samym czasie! Najlepiej jest przebywać na zewnątrz, z zachowaniem dystansu i maskami – to jest jedyną rzeczą, która zmniejsza ryzyko zachorowania prawie całkowicie – mówi profesor Jiménez. Sporo uwagi poświęca wentylacji pomieszczeń. Najlepszą i najtańszą rzeczą przeciwko koronawirusowi są szeroko otwarte okna i drzwi. Widziałem procedury, które nakazują, żeby co godzinę wentylować pomieszczenie przez pięć minut i to mnie bardzo dziwi (…) wentylacja oznacza zawsze otwarte okna – dodaje Jiménez.
Aktualnie szkoły w Polsce powoli „wygaszają” zajęcia w klasach przechodząc do „onlajnu”. Ale kiedyś powrócimy do nich, więc może warto wypracować lepsze procedury, abyśmy jak najrzadziej się zarażali. W tej pandemii i w każdej następnej…
Źródło:www.edunews.pl