Foto:www.facebook.com/borys.binkowski.
Borys Binkowski
Portal „Juniorowo” zamieścił w minioną środę artykuł Borysa Binkowskiego, zatytułowany „Motywacja wewnętrzna czy zewnętrzna – to nie takie oczywiste, jak się zdaje”. Uznaliśmy, że jego treść powinna zainteresować wszystkich nauczycieli, a szczególnie tych, którzy zaangażowali się w zmienianie tradycyjnej szkoły i postanowili zrezygnować z wystawiania uczniom ocen – wiedzeni wizją szkoły, zaludnionej młodymi ludźmi, żądnymi wiedzy – dla samej ciekawości jej poznawania. Oto obszerne fragmenty tego tekstu, podkreślenia i pogrubienia – redakcja OE:
Na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej publikacji krytycznych wobec współczesnej szkoły. Słusznie zauważają ich autorzy, że najważniejszy szkolny mechanizm motywacyjny – oceny – przynosi więcej złego niż dobrego, często powodując upadek poczucia własnej wartości u uczniów. Niestety, równolegle do tego spostrzeżenia, dokonywane jest pewne zbyt daleko posunięte uproszczenie. Mianowicie oceny opisuje się jako „motywację zewnętrzną”, a następnie dzieli się motywację na „zewnętrzną” i „wewnętrzną”, tą pierwszą opisując jako niepożądaną i szkodliwą w odróżnieniu od tej drugiej. W rzeczywistości sprawa nie jest taka prosta. […]
Popularyzatorzy wychowania bez nagród i kar, czy zwolennicy rodzicielstwa bliskości nierzadko przekonują, że tak – że motywacja zewnętrzna jest zła. Uważają (sam tak do niedawna uważałem), że każda motywacja zewnętrzna prowadzi do rywalizacji, obniżenia poczucia własnej wartości, niesamodzielności i uzależniania mniemania o sobie od zewnętrznej oceny. Jestem gorącym zwolennikiem rodzicielstwa bliskości oraz wychowania bez kar i nagród. Warto jednak zauważyć, że te nowe trendy nie są pozbawione wad. Uważam, że jedną z nich jest odrzucanie motywacji zewnętrznej. Jednak zanim przejdziemy dalej, to zastanówmy się przez chwilę czym jest motywacja zewnętrzna i wewnętrzna, oraz czy każda z nich może istnieć w separacji od tej drugiej. […]
O motywacji wewnętrznej mówimy wtedy, gdy podejmujemy się działań w wyniku potrzeb naszego ciała i umysłu. Klasycznym przykładem jest tu motywacja wynikająca z potrzeb fizycznych (potrzeby snu, głodu, parcia pęcherza moczowego). Z kolei o motywacji zewnętrznej mówimy wtedy, gdy nasze działania wynikają z narzuconych zewnętrznie zasad – np. ruchu drogowego czy kontroli szkolnej egzekwowanej ocenami i egzaminami.
Dużo trudniej jest określić źródło zachowań bardziej złożonych.
Dla przykładu – jak określić motywację kierowcy zatrzymującego się na ulicy, aby przepuścić starszą osobę, w miejscu, w którym nie ma pasów? Czy jego motywacja jest zewnętrzna (chce się zachować właściwie względem prawa czy norm kulturowych), czy wewnętrzna (chce poczuć satysfakcję ze swojego zachowania). A może podróżuje z żoną, która uzna jego zachowanie za bardzo właściwe i nie będzie już tak złościć się na niego, że znów zapomniał rozpakować zmywarkę. Jak widzicie, w takim przypadku trudno jest jednoznacznie rozpoznać motywację i jasno powiedzieć, czy była ona zewnętrzna czy wewnętrzna. Podobnie jest w przypadku tysięcy codziennych czynności – ustąpienia (bądź nieustępowania) miejsca w autobusie kobiecie w ciąży, zrobienia żonie rano kawy, poganiania dzieci, bo znów spóźnimy się do szkoły, ofukania faceta, który o pięć minut za długo stał przy bankomacie, czytania trudnej, specjalistycznej książki, obejrzenia meczu piłkarskiego, pojechania na targ po jabłka i ziemniaki na zapas. Jasne, większość tych czynności wykonujemy nawykowo, ale aby nawyk powstał, musiał on być wdrożony przez powtarzanie czynności. Na początku zawsze jest motywacja.
Nawet tak przejrzystych, wydawałoby się, działań, jak załatwianie potrzeb fizjologicznych, czy zatrzymywanie się na czerwonym świetle, nie da się jednoznacznie przypisać wyłącznie motywacji wewnętrznej czy zewnętrznej. Przecież nasz układ wydalniczy zaczyna działać niewłaściwie w momencie, gdy się stresujemy z powodu zewnętrznych okoliczności, a przepisy ruchu drogowego stosujemy wybiórczo – częściej te, które w naszej ocenie mają sens. Nie można jednoznacznie powiedzieć, czy nasze zachowania wynikają z motywacji wewnętrznej czy zewnętrznej. I w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia.
W praktyce każda motywacja wynikająca z potrzeb człowieka ma swój kontekst społeczny. Jesteśmy zwierzętami stadnymi i wszelkie działania, które podejmujemy mają swój komponent w postaci znaczenia dla lokalnej społeczności. […]
Rozróżnienie na złą (zewnętrzną) i dobrą (wewnętrzną) motywację więcej zaciemnia niż rozjaśnia. Nie tylko dlatego, że, jak wykazałem wyżej, jest nieprecyzyjne. Nie jest ono też uniwersalne. Istnieją przecież osoby zewnątrzsterowne, mające znakomitą empatię, które czerpią energię z zachowań znajdujących akceptację społeczną. To akceptacja społeczna będzie ich napędzała do działania. W odróżnieniu od nich, wewnątrzsterowni rzadziej będą szukali społecznej aprobaty, a częściej posługiwać się będą poczuciem sensu. Dla jednych motywacja do tych samych działań będzie wynikać bardziej z norm, dla innych ze znaczenia podejmowanych czynności. Nie można wszystkich ludzi podporządkować temu samemu modelowi.[…]
Nawet oceny szkolne mogą mieć sens rozwojowy. Niestety nie spotkałem się z takim ich zastosowaniem. Kontekst ich stosowania w zasadzie wyklucza taką możliwość. A to dlatego, że oceny nie służą rozwojowi – są funkcją władzy. Poprzez piętnowanie, wyszydzanie służą zaprowadzaniu posłuszeństwa, które jest niezbędne aby móc sprawnie pracować z dużą grupą. Każdy nauczyciel wie, że jest niemalże niemożliwe skłonienie grupy trzydziestki dzieci do robienia dokładnie tego co on zlecił, jeśli są oni zrelaksowani, weseli i czują się bezpieczni. Oceny łamią to poczucie komfortu i są chyba ostatnią dyscyplinującą metodą pozostającą w arsenale nauczyciela.
Szkolne oceny, podobnie jak „konsekwencje” (czyli kary) w domu, przemoc emocjonalna, polecenia służbowe wydawane tonem rozkazu w pracy, pasywna agresja – to wszystko często nazywane jest motywacją zewnętrzną. Tak naprawdę jest to jednak głównie funkcja przemocy – pokazywanie kto tu rządzi, kto ma władzę. Nie są one stosowane w trosce o rozwój osoby, nad którą ma się formalną przewagę. Ich zadaniem jest zaprowadzenie posłuszeństwa i zmuszenie do wykonywania poleceń. Jedyne do czego mogą motywować to właśnie posłuszeństwo, lub udawanie posłuszeństwa. Nie mylmy zatem aktów przemocy stosowanych w szkole, biurze, pracy czy domu z motywowaniem.
Z mojej codziennej pracy pedagoga, tutora i nauczyciela, ale też z obserwacji rodzica, wynika, że największe efekty w postaci postępów w przyswajaniu pewnych umiejętności i wiedzy, występują wtedy, gdy dzieci są podwójnie zmotywowane. Jeśli podejmują się czynności, które są dla nich ciekawe, a dodatkowo są „nagradzane” społecznie – akceptacją, zainteresowaniem, zgodnością z normami społecznymi, ich postęp jest najszybszy. Jeśli uważają, że robią dobrze (normy społeczne), zauważają, że nauczyciel lub rodzic wspiera je w danej czynności, a dodatkowo lubią to co robią, nierzadko wpadają w stan dużego skupienia. Poddają się wtedy wykonywanej czynności bez poczucia winy, że robią coś złego i poświęcają całą uwagę jednej czynności. Ten efekt, zwany czasem flow, opisywany jest jako czas, w którym uczymy się najszybciej. Motywacja wewnętrzna i motywacja zewnętrzna, jak nierozerwalni członkowie jednego zespołu, współpracują i grają do jednej bramki.
Cały artykuł „Motywacja wewnętrzna czy zewnętrzna – to nie takie oczywiste, jak się zdaje” – TUTAJ
Źródło: www.juniorowo.pl
Komentarz redakcji:
Tekst Borysa Bińkowskiego zamieściliśmy wierząc, że argumenty za ograniczoną i świadomie stosowana w procesie szkolnej edukacji motywacją zewnętrzną, zaprezentowane tam przez niego, będą całkowicie oczywiste dla nauczycieli, którzy nie tylko że poczuli się urażeni twierdzeniem rządzących, iż ich zawód to misja (w podtekście – realizowana niezależnie od wynagrodzenia), ale jeszcze masowo podjęli protest w formie strajku, walcząc o znaczące podwyżki płac, czyli motywatora zewnętrznego. [WK]