Okładka książki Jarosława Blocha „Ściema”
Prezentujemy dziś fragmenty kolejnego postu z bloga Jarosława Blocha „Co z tą edukacją”, w którym autor podjął problem, dziwnym zbiegiem okoliczności zgodnie przemilczany przez wszystkie strony wojny polsko-polskiej, którym jest – zgadzamy się z nim – powszechna zmowa milczenia o wszechobecnym systemie udawania. Jak w tej baśni „Nowe szaty króla”, gdzie poddani mają udawać, że ich władca przyodziany jest w cudowne szaty, choć w rzeczywistości jest nagi – co najwyżej w pożółkłych miejscami gatkach…
Tytuł tego tekstu: „Nauka ściemniania”, odwołując się do gwary miejsko-młodzieżowej, doskonale sygnalizuje – naszym zdaniem prowokacyjny w swym zamyśle – zamiar kolegi Jarosława poruszenia sumień czytelników. Bo w to, że tekst ten cokolwiek zmieni w oświatowej rzeczywistości, nie wierzy sam autor. Oto co smakowitsze „kawałki” tego postu:
W naszej rzeczywistości jest sporo ściemy. Począwszy od sztabu ludzi oszukujących nas na promocjach i wyprzedażach podczas codziennych zakupów, poprzez speców od reklamy, którzy te oszustwa ułatwiają. […] Gorzej, że do tego życiowego ściemniania ostatnio zbyt często przygotowuje nas… szkoła.
Rekrutacja. Corocznie wiele szkół w Polsce przyjmuje uczniów kompletnie nieprzygotowanych do dalszej nauki. Na świadectwach pełno dopów, ale licea i technika czekają. Wiemy, że to droga donikąd, ale przyjmujemy aby trwała szkoła i były etaty. W trakcie roku szkolnego narzekamy na poziom i wyniki, choć przecież wiemy, że musi tak być, bo wiemy kogo przyjęliśmy. Narzekamy na zachowanie, że nic sobie nie robią z jedynek, że śmieją się często w twarz, widząc naszą bezradność. Ale przecież wcześniej nasi koledzy i koleżanki przyzwyczaili ich że tak można, że i tak pójdą dalej. Co więcej, nie wyprowadzamy ich z błędu. Uczniowie znają swój poziom, ale też udają. Przed sobą. Udają bo się tak da, bo jest to skuteczne i wygodne, bo udając osiągają kolejne cele. Udają bo tak można. I nie mają nawet ochoty by nadrobić zaległości chociaż mówimy, że pomożemy. Po co? Skoro bez wysiłku można iść dalej, to po co się męczyć. Gdy kierując się resztkami przyzwoitości przyciskamy, oni odchodzą, my tracimy uczniów, zyskują szkoły weekendowe, w których ukończą naukę, bo poziom ściemy i zakłamania jest tam o lata świetlne wyższy. Uczymy się więc, że lepsza od prawdy jest ściema. Potem matura. Test prawdy? Raczej nie. Progi niskie, dostosowywanie poziomu do roczników, punktowanie coraz większych bzdur… A potem naciąganie prac progowych, by nie psuć humoru politykom. No to może studia? Tam tak samo, wszak pieniądz idzie za studentem. Przepychanie przez cały cykl, potem zerżnięta praca i na koniec wciśnięcie dyplomu do ręki. Tylko nie patrz w lustro ze wstydu! Chociaż… coraz więcej z obydwu stron takich, którzy patrzą w to lustro z dumą „ale zrobiłem w chuja system” (czyli zaliczyłem, zdałem, zarobiłem, utrzymałem etat, uratowałem szkołę etc.)…
Nauczyciele nie są tacy jak dawniej.
Dziś w gąszczu przepisów, papierów, wykluczających się oczekiwań, wielu straciło z oczu powód dla którego nazywają się nauczycielami. Idą na zgniłe kompromisy obniżając wymagania, przepuszczając tych, którzy nie powinni przejść dalej, sami podsuwając młodzieży łatwe rozwiązania. Sytuacje typu „prześlę wam sprawdzian tylko się go nauczcie”, które dotychczas widziałem jedynie w szkole dla dorosłych, teraz wkraczają do szkół dla młodzieży. Belfer wie, że nic nie robią, ale oceny wyrzeźbić musi, bo przecież wszystkich nie zostawi na drugi rok. Dyrektor i ci dla których ważniejszy jest etat od efektów pracy, „zjedzą” takiego co zbyt wiele jedynek stawia. To dlatego dzisiejszy przeciętny absolwent wyższej uczelni jest dziś mniej oczytany i posiada mniejszą wiedzę o czymkolwiek niż dawny maturzysta. I każdy nauczyciel o tym wie. Gdy ostatnio uczyłem w szkole dla dorosłych jedynymi osobami z którymi konkretnie dało się pogadać o tym co na świecie, były osoby 40+… Przypadek? Kiedyś w szkole liczyła się wiedza, była odpowiedź, sprawdzian, kartkówka i z tego były stawiane oceny. […]
W domu nie lepiej. Wiecznie zagonieni rodzice coraz częściej nie mają czasu przysiąść, pogadać, pomóc, po prostu być rodzicem. Ale przecież nie można tak łatwo przyznać się do porażki. W świecie ściemy gra się do końca. Wciskamy więc dziecku tablet, wysyłamy bez opamiętania na dodatkowe zajęcia, opłacamy zagraniczne wyjazdy, a co złe zwalamy na szkołę i odium winy z nas spada. Nawet potrafimy się pochwalić przed rodziną, znajomymi i całym światem na FB, że my dla dzieci wszystko. Hipokryzja? Ależ po co te ostre słowa? […]
Zaprzeczymy. Tak, można zaprzeczyć, to nic nie kosztuje. Dla ludzi żyjących ściemą jedno czy drugie zaprzeczenie rzeczywistości nic nie zmieni. Dlatego nie jest tu argumentem minister, kurator, naczelnik oświaty, dyrektor szkoły czy nauczyciel, który mówi że problemu nie ma. Nie wystarczy mówić, że problemu nie ma, by problem zniknął. […]
A może ten udawany świat jest całkiem fajny? Może nic nie zmieniać? Może w kraju ściemniaczy lepiej się żyje? Może to ja się niepotrzebnie czepiam? […]. Politycy mówiący to, co chcemy słyszeć, niekoniecznie prawdę. Społeczeństwa łykające pseudonaukowy bełkot tychże polityków. Ocieplający się klimat, który rujnuje powoli budżety państw. Wędrówki ludów spowodowane suszami i wojnami. Udawać można do czasu, a prawdziwe życie gdzieś obok trwa… Nierozwiązane problemy wybuchną niedługo mocą bomby atomowej (być może dosłownie). Ten tekst też przejdzie bez echa, choć może powinien być wyryty w kamieniu na wysokiej górze. Ale nie będzie. Nie mam co do tego wątpliwości.
Cały tekst „Nauka ściemniania” – TUTAJ
Źródło: www. jaroslawbloch.ovh