W niedzielę 5 marca 2023 roku Magdalena Sierocka – nauczycielką j. angielskiego w Szkole Podstawowej nr 236 w Warszawie – zamieściła na swoim fb-profilu tekst, który nas zaciekawił i sprawił, że postanowiliśmy opublikować go na OE:
MY PO PROSTU CHCEMY POROZMAWIAĆ
Nie zliczę ile razy usłyszałam to zdanie od dzieci, gdy spytałam co chcieliby porobić. Pierwszą myślą wcale nie jest telefon – nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek grupa dzieci z własnej woli usiadła i bez słowa, w ciszy zagłębiła się w telefony. Nie na długo w każdym razie.
“Przestańcie gadać!” – ile razy słyszałam to zdanie z ust dorosłych i ile razy sama je wypowiadałam, także nie zliczę. Gdy wróciliśmy niedawno po feriach, o godzinie ósmej rano stanęłam przed klasą, która pogrążona była w opowieściach o tym jak to było przez te dwa tygodnie niewidzenia się i zrobiło mi się strasznie smutno. Już bym chciała zacząć omawiać jakże istotne treści podstawy programowej, a tu gadanie. Gwar, śmiech, trudno się przebić z głosem, nawet dzwoneczek nie pomaga. Jak mam teraz przerwać im i powiedzieć, że to nieważne, że chcą się wymienić wrażeniami z wyjazdów, posprawdzać jak się zmienili przez ten czas, nawiązać kontakt ponownie. Nieważne, bo ważniejsze są treści lekcji, podstawa, czas ucieka, trzeba się uczyć. Nie ma czasu na zwykłą rozmowę
.
Nachodzi mnie taka refleksja, że przestrzeni na rozmawianie w naszych szkołach praktycznie nie ma wcale. Karykaturą swobodnego kontaktu są kilku(nasto)minutowe przerwy, podczas których poziom hałasu i jednostki ciała na centymetr kwadratowy przekracza wszelkie normy. Wymyślamy coraz to bardziej wyrafinowane sposoby jak zmusić dzieci do tego, aby były spokojne na przerwach i kulturalnie rozmawiały. Nie widzimy tego, że po godzinie ściśnięcia w za małych salach, potrzebują wpuścić ruch w swoje ciała. Ale jest za mało miejsca, więc obijają się o siebie tylko, co powoduje jeszcze większe napięcie i jeszcze większą chęć ruchu. Szkoły są zamknięte na klucz, bo jest “zła pogoda” od października do maja. Nie ma jak rozmawiać, bo tak maleńka przestrzeń powoduje natychmiastowy wzrost decybeli, że aby usłyszeć, co mówi osoba obok, musisz krzyczeć jej do ucha. Wiecie, że aby mieć choć chwilę ciszy zarówno dzieci jaki i nauczyciele chowają się w toaletach? I dzwonek, i kolejna lekcja, na której nastąpi jakże ważna realizacja podstawy programowej. Można owszem rozmawiać (jeżeli nauczyciel organizuje lekcję, na której to uczniowie są aktywni), ale tylko na określony i monitorowany przez dorosłego temat.
Z bezsilności i chęci spokoju wymyślamy, że dzieci są rozpasane i że mają za mało zakazów. Łudzimy się, że jest jakiś szybki sposób na to, aby zarządzić skutecznie podczas przerwy kilkoma setkami dzieci za pomocą nagród i kar. Podczas, gdy jest to w zasadzie niemożliwe dopóki nasze przestrzenie szkolnie wypełnione będą po brzegi taką masą ludzi.
Brak przestrzeni na rozmowę dotyka także nauczycieli. Nie ma się gdzie podziać, kiedy spokojnie usiąść i po prostu porozmawiać. Trzeba szybko-szybko biec z jednej klasy do drugiej, szybko ogarniać masę dzieci, szybko przekazać jakże ważną podstawę programową, szybko, nie ma czasu, szybko trzeba łykać obiad bo kolejka długa a zaraz dzwonek, szybko latać po korytarzu aby nadążać za obijającymi się o siebie dziećmi, które próbują się regulować ruchem. Jak kończą się lekcje, to mam wrażenie, że bardzo długo i szybko biegłam. A czasem chciałoby się zatrzymać i po prostu porozmawiać.
W tym roku współprowadzę z Anna Rycaj tzw godzinę wychowawczą (nie znoszę tej nazwy). To jest jedyna godzina, podczas której nie muszę nieść tzw kaganka oświaty i wlewać niczego nikomu do mózgu, mogę sobie po prostu porozmawiać. Mamy taką rutynę na tej lekcji, podczas której dzieci mogą powiedzieć o problemach. Albo powiedzieć po prostu coś, co chcą powiedzieć. Taka namiastka kontaktu i tworzenia więzi. Mówią tak szalenie interesujące rzeczy! Czas mija tak szybko, tak malutko go jest, zostaje poczucie niedosytu i żal, że następna taka okazja dopiero za tydzień. Okazja do tego, aby tak naprawdę, uważnie, spokojnie posłuchać co mają do powiedzenia. Bez oceniania, upominania, moralizowania, wtłaczania na siłę.
Zastanawia mnie czy w ramach istniejącego prawa i realiów można by:
-zwiększyć liczbę tzw godzin wychowawczych. W norweskiej szkole codziennie rano dzień zaczyna się od kręgu,
-wychodzić na dwór na przerwie bez względu na pogodę. W norweskiej szkole widziałam dzieci grające w piłkę na lodzie i w deszczu,
-wydzielić strefę ciszy w szkole,
-zaplanować taki czas w szkole, w którym dorośli towarzyszą dzieciom, ale nie organizują im niczego, nie animują ani nie nakłaniają do określonych czynności,
-zaplanować taki czas, w którym to dorośli się spotykają i rozmawiają. Ale nie po południu, po milionie lekcji.
Mam takie przypuszczenie, po tym jak próbuję możliwości sztucznej inteligencji ChatGPT, że transmisyjna edukacja odchodzi wielkimi krokami do lamusa. Naprawdę koniec już z przepisywaniem notatek do zeszytu z tablicy, koniec z wykładami, koniec ze stopniami. Wiedza i umiejętności są na wyciągnięcie kciuka, nie potrzebujemy już nauczycieli, aby nam tę wiedzę przekazali. Potrzebujemy za to bardzo, co pokazała pandemia, po prostu porozmawiać. Spotkać się w realu, w przyjemnej przestrzeni, podyskutować, podzielić się zdobytą wiedzą, poszukać, dopytać, rozwiać wątpliwości z kimś bardziej doświadczonym, zobaczyć życzliwe twarze, z którymi nawiązaliśmy więź.
Co myślicie?
Na fotce robię gest, którego używam sto razy dziennie, podczas, gdy tak naprawdę chciałabym po prostu porozmawiać.
Zobacz też – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/magdalena.sierocka.5/