Foto: www.encrypted-tbn0.gstatic.com

 

 

Wczoraj portal EDUNEWS zamieścił tekst Joanny Krzemieńskiej, zatytułowany „Jak żółw w skorupie”. Publikujemy go bez skrótów:

 

Miesiąc przerwy w zajęciach. Tyle otrzymaliśmy w tym roku czasu w ramach ferii świąteczno-zimowych. Co można zrobić z taką ilością wolnych dni?

 

Od jakiegoś czasu znaczniej bardziej odpowiada mi rola obserwatora rzeczywistości, niż czynnego uczestnika życia w social mediach. Zniknęłam, świadomie i na własne życzenie. Rzadziej publikuję teksty na stronie, mniej wpisów pojawia się na profilu <Zakręconego belfra>. Co się kryje za tą zmianą?

 

 

Zza szklanego ekranu

 

Dwa słowa: zdalne nauczanie. Nie upatruję w nich całego zła tego świata. Wprost przeciwnie. Dostrzegam naprawdę wiele plusów (o czym zresztą nie raz wspominałam). Dostrzegam też jednak syndrom: mam dość. Wstaję rano, włączam komputer, rozmawiam z uczniami (zwykle nazywamy to po prostu lekcją…). W przerwach zajmuje się gotowaniem, praniem i sprzątaniem. Zwyczajne sprawy. Przed erą zdalnej edukacji robiłam dokładnie to samo. Jak więc to możliwe, że teraz czynności te wyczerpują? Praca nie cieszy tak jak dawniej?

 

Upatruję przyczyn tego stanu rzeczy w przebodźcowaniu. Sytuacja, w której się znajdujemy od jesieni nie jest ani nowa, ani zaskakująca. Spodziewaliśmy się powrotu do nauczania na odległość. Być może tliła się jakaś maleńka iskierka nadziei, że „jakoś to będzie” i cudem pozostaniem w szkolnych ławkach. Życie szybko zweryfikowało jednak ten scenariusz i mamy to, co mamy. Siedzimy zamknięci w czterech ścianach.

 

 

Schowaj się albo walcz

 

Jak się okazuje bardzo różnie sobie z tą izolacją radzimy. Ile osób, tyle pomysłów na to, jak przetrwać i nie zwariować. Może właśnie z tego powodu jeszcze bardziej widoczne są w środowisku nauczycielskim tak radykalne podziały. Część pedagogów niezmordowanie dokształca się. Ukończenie kolejnych kursów, dodatkowe narzędzia pracy, nowe umiejętności. Wszystko to daje poczucie dobrze wykorzystanego potencjału obecnych czasów. Taka postawa przywodzi mi na myśl wojowniczą postawę księżniczki Mulan. Upór i niezłomne dążenie do celu jako recepta na niedogodności tego świata. Walczę, więc jestem. Jeszcze lepszym nauczycielem, ekspertem, mistrzem.

 

Inni niemal w ogóle zrezygnowali z uczestnictwa w życiu publicznym. Zaszyli się z książką pod kocykiem i czekają końca tej dziwacznej sytuacji. Radość sprawiają im rozmowy (choćby te telefoniczne), pracę traktują poważnie, ale nie priorytetowo. Koncentrują się na: „tu i teraz”. Przestali gnać, cenią to, co mają. Bez fajerwerków i eksperymentów. Za to ze spokojem i wachlarzem wypróbowanych pomysłów. Szczelnie zamknięci w skorupie, dzięki której ni rozpadają się każdego dnia na milion kawałków. Celebrując małe przyjemności, mają poczucie, że życie nieco mniej wartkim strumieniem niż zawsze przelewa się przez palce.

 

 

Czyje lepsze?

 

Która z grup znalazła lepszy pomysł na przeczekanie? Trudno powiedzieć. Każda z nich reprezentuje różne potrzeby i oczekiwania względem rzeczywistości. Nie mnie oceniać postępowanie jednych czy drugich. Myślę jednak, że warto zajrzeć w głąb siebie i zadać sobie pytanie: czego tak naprawdę chcę. Zadbać o siebie, by nie zgubić się w wirze pracy, ale i nie zatopić w marazmie. Mówiąc krótko: na horyzoncie zdarzeń nie stracić samych siebie z oczu.

 

Tymczasem niespiesznie przekręcam się w swojej skorupie i powoli zaczynam poruszać wszystkimi kończynami. Jeszcze nie wiem, czy czas letargu się zakończył. Wiem natomiast, że na wszystko jest w życiu pora. Czy to pora ponownego przebudzenia? Czy może raczej zmiany kierunku marszu? Jeszcze nie wiem…

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 

 



Zostaw odpowiedź