Jak to dobrze, że już za dwa dni Boże Narodzenie! Przynajmniej skończy się to medialne molestowanie „christmasami”. Jak w tym starym dowcipie o Leninie, kiedy to obywatel w roku obchodów 100 rocznicy urodzin Wodza Rewolucji bał się otworzyć lodówkę, bo mógł i stamtąd Lenin wyskoczyć… Teraz strach włączyć światło w mieszkaniu, a co dopiero radio lub telewizor… Bo tam, jak nie „Jest taki dzień” Czerwonych Gitar, to „Merry Christmes Everyone Shakin’ Stevensa…
Ale przedtem, w piątek 20 grudnia, jak Polska długa i szeroka, chyba we wszystkich szkołach, a zapewne i przedszkolach, uczniowie i ich nauczyciele dzielili się opłatkami. Najpierw „wigilie klasowe”*), a później – w sali gimnastycznej lub auli – obowiązkowo coś na kształt jasełek, lub choćby odpowiedni montaż słowno-muzyczny…
Po nim uczniowie do domu, a nauczyciele, na ile na to pozwolił fundusz socjalny, przy stole z barszczykiem, karpiem, pierożkami i kapustą z grochem. I – jakżeby nie – opłatkiem… W najlepiej znanej mi szkole zaprasza się na to spotkanie emerytów, a ksiądz katecheta odczytywał stosowny fragment Ewangelii wg Św. Łukasza: „Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.”
W tym roku ja też tam byłem, jadłem karpia, ale barszczyku nie piłem… I księdza też tym razem zabrakło. Za to obejrzałem i wysłuchałem jak uczennice i uczniowie w poruszających tekstach i piosenkach, namawiali, aby z okazji tychże świąt podzielić się sercem, jak opłatkiem…
Już choćby dla takich owoców owego bożonarodzeniowego klimatu warto te święta celebrować. Szkoda tylko, że nie do wszystkich zebranych w sali uczniów wykonawcy tego programu dotarli. Zapewne tym nastolatkom bliżej jest do innych tekstów, choćby takich, jak ten, zamieszczony ostatnio na ONECIE: „Narodziny Jezusa: To wszystko nie tak!”
Ale póki co – nauczyciele i uczniowie mają ferie świąteczne. Ogłaszam takowe także w „Obserwatorium Edukacji”. Przed tym rozstaniem życzę wszystkim: wierzącym i niewierzącym, tym co świętować będą w domach przy wigilijnym, tradycyjnym stole, przy choince i z kolędą „Bóg się rodzi…”, jak i tym, którzy postanowili dni wolne spędzić w górach, w lasach – na łonie natury, aby upłynęły im one tak jak sobie tego pragną, aby było miło i bezstresowo, aby aura nie zepsuła nastroju i wypoczynku! I szczęśliwego Nowego Roku!
Do spotkania w czwartek, 2 stycznia 2014 roku.
*) O pewnym niezauważanym w atmosferze obyczajowego trendu zagrożeniu takowych „wigilii” napisałem przed dwoma laty w przedświątecznym felietonie „Świąteczna tradycja a tolerancja”, zamieszczonym w „Gazecie Edukacyjnej”.
Włodzisław Kuzitowicz