Po dłuższej przerwie w zamieszczaniu nowych tekstów, kolega Pytlak uporał się ze smutną  sytuacją, jaką była dla Niego śmierć  Ojca, i dokładnie 1 maja zaprezentował na swoim blogu obszerny tekst, podejmujący najbardziej teraz aktualny temat, jakim od dłuższego czasu jest informacja MEN o pracach nad odchudzeniem podstaw programowych. Odsyłając do całego opracowania na stronę „Wokół Szkoły” proponujemy lekturę kilku, subiektywnie wybranych, jego fragmentów:

 

 

 

Edukacja jest polityczna i co z tego ostatnio wynikło

 

W bańce informacyjnej zwolenników radykalnych zmian w edukacji rozprzestrzenia się fala oburzenia projektem „odchudzonych” podstaw programowych, ogłoszonym przez MEN w celu publicznych konsultacji. Głosy niezadowolenia docierają zewsząd i dotyczą bodaj wszystkich przedmiotów nauczania, ale najgłośniej rezonują zmiany zaproponowane w liście lektur. To gorący temat, bowiem kształcenie polonistyczne jest tradycyjnie oparte w naszym kraju na historii literatury, a w jego tle pokutuje wizja sienkiewiczowskiego latarnika, odkrywającego w książkach swoją narodową tożsamość. Na dokładkę wszyscy kiedyś chodzili do szkoły i każdy podczas lekcji przerabiał lektury, stąd wiele osób czuje potrzebę wyrażenia opinii na ten temat.

 

Kamieniem obrazy okazała się rozbieżność ogłoszonego projektu z jego pierwotną wersją, poddaną w lutym tak zwanym prekonsultacjom. Okazało się bowiem, na przykład, że przywrócono wcześniej skreśloną „Odprawę posłów greckich”, dorzucono „Chłopów”, a okrojenie wykazu pozycji obowiązkowych skompensowano z naddatkiem wydłużeniem listy lektur uzupełniających. Owszem, na tej ostatniej znalazły się nieobecne wcześniej utwory literatury współczesnej, ale w ogólnym rozrachunku – stosując modną dzisiaj w polityce retorykę – zapowiadana bomba okazała się mokrym kapiszonem. Nad oburzoną częścią środowiska oświatowego zawisło leninowskie pytanie: co robić?!

 

Inicjatywę zorganizowania protestu  i działania na rzecz pożądanych zmian podjął Dariusz Martynowicz, Nauczyciel Roku 2021, wraz z piątką innych znanych w sieci specjalistów od nauczania języka polskiego. W ramach „Buntu polonistek i polonistów!” przygotowali oni internetową petycję „Grzeczni… to już byliśmy!”. Sygnatariusze żądają realnych (i bardzo konkretnych) cięć i korekt dotyczących lektur, w tym likwidacji listy pozycji uzupełniających, a dodatkowo – zmian kadrowych w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz zaproszenia do pracy nad nowymi podstawami programowymi „uznanych w środowisku polonistycznym ekspertów i ekspertek – nauczycieli języka polskiego”.

 

Przyznam uczciwie, że nie mam pełnego przekonania do tej inicjatywy. Z lekturami zawsze był kłopot. Nie inaczej wyglądało to podczas prekonsultacji, kiedy media społecznościowe pęczniały wręcz od ścierających się opinii – ktoś chciał wyrzucić taką czy inną pozycję, ktoś inny bronił jej niczym niepodległości, i tak wkoło Macieju. Pod adresem MEN, tylko w odniesieniu do języka polskiego, wpłynęło kilkanaście tysięcy (!) uwag i wniosków, głównie właśnie na temat lektur. Głęboko współczułem zespołowi odchudzającemu, bo wiadomo było z góry, że efekty jego pracy mało kogo zadowolą. I tak właśnie się stało.

 

Jeśli chodzi o postulowane w petycji sprawy personalne, to zwolnienie szefa CKE, Marcina Smolika było przedmiotem tylu różnych apeli, że jego trwanie na stanowisku najwyraźniej ma jakieś drugie dno, niedostępne dla maluczkich. Już jednak obecność pracowników Komisji w poszczególnych zespołach przedmiotowych broni się względami pragmatycznymi. Po prostu podstawy programowe są ściśle powiązane z wymaganiami egzaminacyjnymi. Nie sądzę też, by dobór pozostałych członków zespołu polonistycznego był dokonany niewłaściwie. Znam osobiście dwie spośród pięciu osób podpisanych pod projektem poddanym prekonsultacjom i mogę zaręczyć, że z racji kwalifikacji oraz bogatego doświadczenia w pracy z uczniami w pełni zasługują na miano ekspertów. Jeśli efekt „odchudzania” wypadł źle, widziałbym w tym raczej skutek błędów popełnionych na poziomie politycznym. I o tym napiszę za chwilę.

 

Niezależnie jednak od okoliczności, przedstawiona do publicznych konsultacji lista lektur jest zdecydowanie zbyt obszerna, więc każdą formę presji, by na dalszym etapie prac realnie ją skrócić, należy uznać za wskazaną. Zachęcam zatem do zapoznania się z treścią petycji „zbuntowanych” polonistów i ewentualnego dania wyrazu obywatelskiemu zaangażowaniu poprzez złożenie pod nią podpisu. Dokument dostępny jest pod linkiem: Manifest polonistów – więcej realnych cięć w podstawie programowej! – Petycjeonline.com.

 

x             x             x

 

Biorąc od lat udział w publicznej debacie na temat edukacji, nie zebrałem dobrych doświadczeń ze światem polityki. Poniosłem sromotną porażkę w próbie zaapelowania do opozycyjnych parlamentarzystów poprzedniej kadencji o uzgodnienie wspólnego programu dla edukacji, by wyjąć go z obszaru bieżących sporów. Jedyna posłanka, która w ogóle zareagowała, zadała mi w rozmowie telefonicznej pytanie, kogo reprezentuję. Gdy odpowiedziałem, że siebie i około dwóch setek osób podpisanych pod apelem, obiecała kontakt w ciągu kilku dni i… więcej się nie odezwała. Zrozumiałem, że w jej uszach moje słowa zabrzmiały jak „nikogo”. Niezrażony ową lekcją pokory, jakiś czas później zaangażowałem się, zresztą w duecie z Dariuszem Martynowiczem, w napisanie listu otwartego do prezydenta Andrzeja Dudy w obronie autonomii szkół niepublicznych, na którą dybał minister Czarnek. Tym razem podpisów zebraliśmy ponad 700, ale efekt był identyczny, czyli żaden. Nawet słowa odpowiedzi z kancelarii głowy państwa.

 

Mimo takich doświadczeń, wynik wyborów powitałem z entuzjazmem, a także pewną nadzieją, że nowa władza zechce wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie. W końcu za czasów opozycji anty-PiS zapraszano mnie do różnych inicjatyw; dość często wypowiadałem się również w mediach. Nie marzyła mi się kariera oświatowego urzędnika, ale chciałem po prostu móc posłużyć czasem radą. Szybko jednak pojąłem, że nie ma na to zapotrzebowania. Pozostało mi spokojnie obserwować działania nowego rozdania rządzących, dzięki czemu odebrałem kilka lekcji, którymi się tutaj podzielę.

 

Lekcja 1

Edukacja jest bezapelacyjnie kwestią polityczną i taką pozostanie. […]

 

Lekcja 2

Trudno oprzeć się wrażeniu, że nikt nie jest zainteresowany udziałem nauczycieli w kreowaniu zmian w polityce oświatowej.[…]

 

Lekcja 3

Nauczyciele są ogromną grupą zawodową, pozbawioną jednak realnej reprezentacji, a co za tym idzie – siły przebicia.[…]

 

Lekcja 4

Środowisko nauczycielskie jest niezwykle zróżnicowane. […]

 

Lekcja 5

Dobrze jest znać reguły gry, w której bierze się udział, aby nie uskarżać się potem na rzeczywistość.[…]

 

x            x             x

 

Potępianie polonistycznego zespołu odchudzającego za takie a nie inne uwzględnienie głosów w prekonsultacjach uważam za pozbawione sensu. Podobnie zresztą jak publiczne żale, z których przebija złość, że władza nie postawiła skutecznej tamy poglądom, które miałyby zostać odesłane do lamusa. Władza popełniła błąd w innym miejscu – mianowicie organizując prekonsultacje, czyli stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem powołanych przez siebie ekspertów. Trudno znaleźć dobre usprawiedliwienie dla tego działania. Najgorsze jest to, że w efekcie ucierpiała sama idea powierzania misji ludziom znającym się na rzeczy. W tej chwili, jaki by nie przyjąć klucz doboru specjalistów, będą oni z założenia obarczeni brakiem zaufania.

 

Kwestia merytoryczna wygląda natomiast prościej. Czas publicznych konsultacji pozwala na zgłoszenie opinii, najlepiej ze stemplem takiej czy innej organizacji, wskazujących niezbędne zmiany w liście lektur. Takie są reguły gry i do nich też powinni zastosować się wszyscy zainteresowani, w tym inicjatorzy petycji polonistów. To zresztą zasugerowała od razu ministra Lubnauer. W końcu głosowaliśmy w wyborach na opozycję, aby zlikwidować autorytaryzm władz PiS, także w oświacie, a nie po to, by zastąpić go innym. I nie ma się o co obrażać. Trzeba walczyć o swoje, wykorzystując dostępne możliwości. Lobbing za pomocą petycji może oczywiście pomóc, ale byłoby fatalnie, gdyby władze dały się sprowokować do jakichś doraźnych działań. Można sensownie odchudzić podstawy programowe, zjadając ze spokojem żabę prekonsultacji i korzystając z opinii, jakie wpłyną podczas konsultacji właściwych. Tych już nie trzeba będzie wyliczać na sztuki.

 

Swoją drogą, przygnębiające jest, że temat lektur szkolnych zdominował zmiany we wszystkich innych przedmiotach. Tym bardziej, że warto pamiętać o podstawowej intencji odchudzania podstaw programowych, jaką było zmniejszenie obciążenia uczniów. To w ich imieniu i dla nich trzeba dokończyć to przedsięwzięcie.

 

Na marginesie tego artykułu chciałbym jeszcze przypomnieć, że całkiem niedawno grupa znanych polonistów, w tym niektórzy sygnatariusze obecnej petycji, walczyła o zmianę złych, krzywdzących młodzież kryteriów oceniania matury rozszerzonej z języka polskiego. Niestety, bez skutku. I to jest naprawdę dobry powód, by wszelkimi możliwymi sposobami okazać nowym władzom MEN swoją niezgodę. Szkoda, że Marcin Smolik i w tej sprawie jest górą.

 

 

Cały tekst „Edukacja jest polityczna i co z tego ostatnio wynikło”  –  TUTAJ

 

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 



Zostaw odpowiedź