Właśnie uświadomiliśmy sobie, że zamieszczamy zbyt dużo materiałów, których treści nie tylko ze nie motywują środowiska nauczycielskie do pozytywnych zmian w ich szkołach, ale wręcz przeciwnie – mogą mieć „dołujący” efekt.
Dlatego postanowiliśmy, ze od teraz dominować będą materiały o tym, że mimo tego co z edukacją dzieje się „na szczytach władzy”, to tu i teraz, w naszej szkole, wiele dobrego dla naszych uczennic i uczniów można zrobić.
Zaczynamy od zeszłotygodniowych materiałów z fejsbukowego profilu dr Marzeny Żylińskiej:
Oto link, którego kliknięcie umożliwi obejrzenie pliku, zawierającego filmowy zapis rozmowy dr. Marzeny Żylińskiej z Anną Szulc na temat: „Plan Procesu Uczenia Się – o autonomii uczniów”.która odbyła się 12 stycznia 2022 roku – TUTAJ
A teraz proponujemy lekturę tekstu, który dr Źylińska zamieściła na swoim profilu dzień później:
Słuchałam wczoraj rozmowy pani Marzeny Żylińskiej z Anną Szulc i się popłakałam. Jestem nauczycielką, ale również mamą dwójki dzieci. Młodsze jest teraz w 7 klasie, a starsze w 3 klasie LO. W szkole, w której pracuję (Budząca Się Szkoła) zrezygnowaliśmy z ocen cyfrowych i wspólnie z uczniami wystawiamy tylko tę jedną, wymaganą przez prawo, na świadectwie. Zadania domowe u nas są, ale za ich brak nie ma żadnych sankcji. Nie są potrzebne, uczniowie robią tyle, ile w danej chwili mogą i koncentrują się na tych przedmiotach, które uznali za najważniejsze. Tym sposobem nie ma odpisywania, bo oszukiwanie straciło sens. W naszej szkole podkreślamy, że nie liczy się średnia ocen z wszystkich przedmiotów, że nie chodzi o to, by mieć bardzo dobre stopnie ze wszystkich przedmiotów, ale żeby być w czymś naprawdę świetnym, żeby się czymś interesować i to zgłębiać nie dla stopni, ale dla siebie. I to naprawdę działa!
Od czasu wprowadzenie zmian, wyniki mamy dużo lepsze, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że nasi uczniowie i my nauczyciele zaczęliśmy lubić szkołę, że nam spadł z pleców ciężar odpowiedzialności i konieczności ciągłego kontrolowania, a uczniowie czerpią z nauki dużo więcej satysfakcji i dużo chętniej się uczą.
W czasie wczorajszego Live’a Marzena Żylińska powiedziała, że tradycyjna szkoła jest nie tylko mało przyjazną instytucją, ale również mało efektywną, jest miejscem największego marnotrawstwa talentów i motywacji uczniów z jednej strony, a z drugiej czasu i nerwów. I wtedy się popłakałam, bo przypomniałam sobie rozmowy z nauczycielami moich dzieci. Trudno mi patrzeć na to, jak tracą motywację do nauki, sama nie mogę zasnąć, gdy wiem, że moja córka za ścianą po północy wciąż jeszcze przygotowuje się do kolejnego testu. Moje dzieci są w swoich szkołach ciągle testowane, uczyć muszą się w domu. Oboje z mężem im w tym pomagamy, ale ja wiem, że takie kucie do testów to najmniej efektywna forma nauki, że pochłanianie kolejnych porcji wiedzy na czas, nie ma żadnego sensu, że z tej wiedzy na dłuższą metę w głowach niewiele zostaje.
W szkole, w której pracuję, uczniowie uczą się głównie w szkole. Rozmawiamy z nimi i ich rodzicami, robimy ankiety, pytając, ile czasu poświęcają na naukę, czy mają popołudniami czas na swoje zainteresowania, sport, przyjaciół, bycie z rodziną. Pytamy, czy szkoła budzi ich zainteresowania, czy dostają od nas pomoc, jakiej potrzebują, po to, by dostawać się do ich potrzeb. Gdy opowiadałam o tym w szkołach moich dzieci, zostałam potraktowana jak niepoważna osoba. Od jednej z nauczycielek usłyszałam nawet, że opowiadam banialuki i jestem nielojalna wobec swojej grupy zawodowej, która i tak jest ze wszystkich stron atakowana. Wracając z ostatniej wywiadówki syna, zastanawiałam się, dla ilu nauczycieli, to, co robimy w naszej szkole, to, co robi Anna Szulc i wielu innych nauczycieli to banialuki i kompletna herezja. Dlaczego ze swoich studiów wynieśli przekonanie, że bez ciągłej presji, bez pierdyliona klasówek i testów nikt nie będzie chciał się uczyć. Dlaczego nie widzą, ilu uczniów traci w szkole motywację do nauki i wiarę w siebie. Dlaczego to, co jest dla wielu nauczycieli oczywistością, dla innych jest kompletną abstrakcją? Tak, jakbyśmy żyli w różnych światach. W szkole syna o Budzącej Się Szkole nikt nie słyszał, u córki już nie ryzykowałam.
Wczorajszego Live’a słuchała cała nasza rodzina, a po jego zakończeniu odbyliśmy rozmowę. Nasze dzieci zdecydowały, że nie będą już chodzić do swoich szkół, młodsze – choć długo się przed tym wzbraniało, przeniesie się do mojej szkoły, a dla starszego poszukamy innych możliwości. Cena jaką płacą za systemową szkołę, jaką płacimy jako rodzina, jest zbyt wysoka.
Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska
UWAGA:
Warto kliknąć w link do źródła, aby przeczytać 118 komentarzy, które ów tekst wywołał.