Również z kilkudniowym „poślizgiem” czasowym zamieszczamy fragmenty kolejnego tekstu Jarosława Pytlaka, zatytułowanego „Ostatni zgasi światło”. Pojawił się on na stronie „Wokół Szkoły” tego samego dnia, w którym znaleźliśmy tam post,” Najgorszy tydzień roku szkolnego?”. Tak się to dobrze złożyło, że zamieszczając ów tekst Jarosława Pytlaka o gaszeniu światła dzisiaj, dzień po udostępnieniu postu Jarosława Blocha „Pożegnanie z bronią (kredą)”, prezentujemy Czytelnikom OE pierwszy, rozbudowane komentarz do tez, głoszonych przez żegnającego się z kredą nauczyciela-blogera.
Oto wybrane fragmenty tekstu „Ostatni zgasi światło”:
[…] U progu wakacji szerokim echem odbiła się w internecie decyzja popularnego blogera edukacyjnego, Jarosława Blocha, który postanowił zakończyć karierę nauczycielską i zająć się czymś bardziej perspektywicznym. Jak stwierdził gorzko: o kilka lat za późno, choć jeszcze nie zbyt późno. Oprócz niskiego wynagrodzenia – ostatnią podwyżkę określił mianem „ochłapów” rzuconych przez władzę – jako przyczynę swojej decyzji wskazał „ekspresowe i nieprzemyślane reformy”, ogólną niechęć środowiska nauczycielskiego do walki o swoje oraz malejącą satysfakcję z pracy. Wyznaczył tym główne drogi, którymi podążą dalej moje rozważania.
Postawmy najpierw kropkę nad „i” w kwestii wynagrodzeń. Być może narażę się niektórym Czytelnikom, ale proponuję przyjąć do wiadomości, że w obecnym stanie organizacyjnym szkolnictwa nie ma możliwości radykalnego zwiększenia płac nauczycieli. Radykalnego, czyli o co najmniej 30-40 procent. Decyduje o tym skala. Podniesienie pensji tylko o 100 złotych brutto miesięcznie, przy pięciuset tysiącach potencjalnych beneficjentów takiej zmiany, wymaga dodatkowych nakładów rzędu miliarda złotych rocznie, a podwyżka w pożądanej wysokości wymagałaby kwoty mniej więcej dwudziestokrotnie wyższej. Można by ją porównać do kosztu zakupu baterii przeciwlotniczej Patriot, gdyby nie to, że rakiety kupimy raz, a dodatkowe dwudziestomiliardowe obciążenie budżetu państwa płacami nauczycieli pociągnęłoby za sobą taki sam wydatek w każdym kolejnym roku. Jesteśmy więc skazani na „ochłapy”. […]
Teraz kilka zdań o „ekspresowych i nieprzemyślanych reformach”. Niemal każdy dyrektor szkoły i – jak sądzę – co najmniej połowa nauczycieli za sprawą pani Zalewskiej znajduje się w oku cyklonu. Liczba samych problemów organizacyjnych, które wygenerowała obecna reforma, jest ogromna. Do tego należy dodać zmiany programowe, niepewność zatrudnienia, rozbicie budowanych przez lata zespołów pedagogicznych i zaprzepaszczenie ich dorobku, może nie zawsze spektakularnego, ale jednak budującego przynajmniej u niektórych poczucie więzi z konkretnym środowiskiem. To wszystko stanowi potężne źródło nauczycielskich frustracji. […]
Na swoją kolej w doświadczaniu skutków nieprzemyślanej reformy czekają jeszcze nauczyciele szkół ponadpodstawowych, pozorni beneficjenci „dobrej zmiany”. To oni przyjmą na siebie frustrację tysięcy uczniów (i ich rodziców), dla których nie starczy miejsc w upragnionych szkołach. To oni będą tworzyć czteroletnie programy kształcenia licealnego w miejsce dotychczasowych trzyletnich, by po kilku latach przekonać się (chciałbym być złym prorokiem!), że negatywne zjawiska związane z edukacją młodzieży na tym etapie rozwoju wcale nie narodziły się w gimnazjach, tylko wynikały z takiej, a nie innej kondycji społeczeństwa. Jestem przekonany, że powrót do rozwiązań sprzed ćwierć wieku żadną miarą tego nie zmieni.
Wysiłek większości nauczycieli, zamiast popychać polską edukację ku przyszłości, służy obecnie budowaniu skansenu, co pochłania energię, ale za to nie daje satysfakcji – co najwyżej poczucie ulgi, jeśli komuś udaje się utrzymać na powierzchni. Nie każdy jednak ma w sobie determinację do walki o sens swojej pracy – więc ludzie odchodzą i będą odchodzić z zawodu także z braku satysfakcji niekoniecznie materialnej.
Wspomniany Jarosław Bloch w swoich publikacjach wielokrotnie dawał wyraz zdumieniu i niezadowoleniu, że środowisko nauczycielskie nie przejawia żadnej determinacji w walce o swoje interesy. Nawet wtedy, gdy pokrywają się one z tym, co można by określić jako dobro społeczne, jak w przypadku obecnej reformy, która przecież uderza nie tylko w nauczycieli, ale przede wszystkim w szeroką rzeszę uczniów.
Problem zasługiwałby na obszerną naukową analizę, nie wykluczam zresztą, że gdzieś już takowa istnieje. Ale nawet z mojego praktycznego doświadczenia jednoznacznie wynika, że środowisko pedagogiczne odznacza się ogromną bezwładnością. Mając tak niewiele do stracenia, niezwykle boi się utracić swój mizerny stan posiadania. Będąc – dosłownie – na łasce i niełasce aparatu administracyjnego państwa, boi się sprowokować zmianę na gorsze – bo przecież nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. […]
Kreślę tutaj ponury obraz, bo jest on odzwierciedleniem nastroju, który Jarosława Blocha popchnął do odejścia z zawodu, a mnie utrudnia cieszenie się z sukcesów, które niewątpliwie udaje nam się w szkole odnosić. Bo czyż nie jest wyrazem sukcesu możliwość wysłuchania takich oto zdań w mowie pożegnalnej, wygłoszonej przez mamę jednego z naszych kończących naukę gimnazjalistów:
„To, co stworzyliście Państwo w murach naszej szkoły, daleko wykracza poza powszechnie przyjęte normy i jestem pewna, że ciężko będzie naszym absolwentom i ich rodzicom odnaleźć się w tzw. normalnej rzeczywistości. Dla nas normą i już na zawsze punktem odniesienia pozostanie Wasza serdeczność, otwartość, empatia, zaangażowanie i to, że w szkole na Bemowie wszyscy noszą serce na dłoni. Taka przyrodnicza anomalia. Dla Państwa ważne są dzieci, a nie ich stopnie. W niezliczonej liczbie sytuacji czuliśmy, że zależy Państwu przede wszystkim na nich, na dzieciach, na niczym bardziej, i za to jesteśmy ogromnie wdzięczni. Przez długie lata stale dawaliście nam poczucie bezpieczeństwa. Tak istotną świadomość, że nasze dzieci są w dobrych i mądrych rękach. Nasz szkolny budynek z obowiązku wyposażony jest w ławki i tablice, ale tym, co rzeczywiście stanowi jego najistotniejszy wystrój, jest atmosfera przyjaźni, partnerstwa, zaufania i absolutnie unikatowe wsparcie dla dzieci ze strony nietuzinkowych, wyjątkowych dorosłych”. […]
Warto mieć świadomość, że na warsztat pracy nauczyciela w jednakowym stopniu składa się jego intelekt oraz emocje. Te ostatnie znajdują się obecnie w opłakanym stanie. To właśnie dlatego obawiam się, że wakaty w szkołach staną się codziennością, a powszechne niezadowolenie z jakości edukacji będzie rosnąć. Na dłuższą metę nadzieję – zupełnie poważnie – upatrywałbym w sztucznej inteligencji, którą w niedługiej zapewne przyszłości będzie można zastąpić nauczycieli z krwi i kości. Oby tylko wynalazcy nie popełnili błędu wyposażenia jej w zdolność odczuwania emocji.
A na razie trzeba ruszyć pilnie głową, by za kilka lat ostatni nauczyciele nie odeszli na emeryturę, gasząc światło w swoich szkołach.
Cały tekst „Ostatni zgasi światło” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl