Oto post, jaki na swoim fejsbukowym profilu, 15 października – w rok po wyborach do Parlamentu – zamieściła Iga Kazimierczyk, której poglądy na temat oczekiwań  w sprawie reformy edukacji mogliśmy poznać w minioną środę w „Akademickim Zaciszu”:

 

 

Rok temu do wyborów szło społeczeństwo obywatelskie – ludzie, którzy stali na ulicach w obronie różnych, ważnych dla nich spraw, trybunału konstytucyjnego, sądów, puszczy, praw kobiet, edukacji. Do wyborów szli obywatele i obywatelki, którzy po inwazji Rosji na Ukrainę w niemalże kilka godzin byli w stanie przyjąć w swoich domach setki tysięcy rodzin, uciekających przed niebezpieczeństwem.

 

Do wyborów szli ludzie, którzy nauczyli się demokracji, na własnej skórze doświadczyli tego, że ten system demokratycznego ustroju powinien opierać się właśnie na nich – na ich zaangażowaniu, wiedzy, aktywności. Do wyborów szli ludzie, którzy wiedzieli, że demokratyczne państwo, aby jechało gładko do przyszłości, musi być wyposażone w dobrze naoliwiony silnik, skonstruowany z takich komponentów jak prawo, zasady i instytucje a olej do tego silnika to ludzie i ich zaangażowanie.

 

Krótko po wyborach odbyłam dziesiątki rozmów, wyrażając przekonanie, że władza – zwłaszcza w edukacji – po prostu nie może nie wykorzystać potencjału obywateli i obywatelek, którzy na ulicach i we własnych działaniach realizowali szybki kurs rozszerzonego WOSu. I dekonstrukcja tego przekonania przychodziła etapami. Zaraz po wyborach władze w MEN zamiast wziąć na warsztat inicjatywy i pomysły, które w edukacji się pojawiły, wystartowało z pomysłem zakazu prac domowych. Zamiast racjonalnej analizy założenia, jakim było powołanie Komisji Edukacji Narodowej, które cieszyło się poparciem tak nauczycieli, jak też dużej części opinii publicznej, MEN wstrzymało prace nad zmianą systemu edukacji niemalże na rok, ograniczając ją jedynie do dyskusji o tym, jaki ma być absolwent/ka polskiej szkoły – z pominięciem analizy warunków w jakich ten absolwent ma się kształtować i z unikaniem dyskusji o tym, że ten absolwent/ka przecież nie wykształci się sam/a.

 

Oczywiście, podwyżki były ważnym gestem – ale trochę zmarnowanym, bo na nim przecież można było zacząć budować stabilny sojusz z tymi, którzy szkołę na co dzień tworzą. Oczywiście, zatrzymano hejt wobec nauczycieli i nauczycielek. Ale samo zatrzymanie działań negatywnych, nie jest działaniem zmierzającym do budowy czegokolwiek. Edukacja, podobnie jak demokracja, jest dobrem, zasobem i kapitałem, które są wspólne. I nie da się ich zmienić z za biurka, takimi metodami, o jakich mówimy, że nie można ich stosować w szkole – czyli ja mówię a wy róbcie.

 

W demokratycznym przedwyborczym wzmożeniu, tak jak w każdym ludzkim działaniu, pojawiały się emocje. A emocje mają to do siebie, że jeśli są ignorowane, to psują się jak pozostawione na stole jedzenie. Jeśli zaangażowanie i autentyczna pasja nie są zauważone i odwzajemnione, to szybko kwaśnieją i zamieniają się w zobojętnienie, zniecierpliwienie, negację, opór.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/iga.kazimierczyk/



Zostaw odpowiedź