Wczoraj (9 lutego 2022r.) portal „EDUNEWS” zamieszczając tekst Joanny Krzemińskiej przypomniał jej tekst pt. „By ocenianie było OK…”, który pochodzi z jej bloga „Zakręcony Belfer”. Uznaliśmy, że choć temat ten był już wielokrotnie podejmowany przez innych – warto do niego wracać.
Coraz więcej miejsca w dyskusjach okołoszkolnych zajmuje ocenianie. Cieszy fakt, że magia liczb zaczyna nieco słabnąć i edukatorzy poszukują alternatywnego rozwiązania. Wciąż jednak krąży wokół tego tematu wiele mitów. Może czas się z nimi rozprawić?
Gdy rozmawiam z nauczycielami na temat oceniania, bardzo często słyszę, że wszyscy wszystko oceniamy. Niemal w każdej chwili naszego życia szacujemy: co nam się opłaca, a co nie, z kim warto rozmawiać, a kogo omijać szerokim łukiem, a wreszcie zupełnie przyziemnie odnosimy się do tego, czy coś nam się podoba, czy wprost przeciwnie. To nieuniknione. Nie da się zatem nagle “wyłączyć” tego elementu naszej natury i uważać, że <bez tej oceny można żyć>.
Można natomiast zmienić cyferkę na informację zwrotną. Wokół tej kwestii narosło jednak tyle mitów, że wiele osób boi się zacząć. I nic w tym dziwnego. Czy jest się jednak czego bać, a ocenianie kształtujące to faktycznie czaso- i pracochłonne zajęcie? Przekonajmy się!
1.Opisanie każdej pracy zajmuje bardzo dużo czasu.
Pierwsza myśl wielu osób, gdy słyszą o ocenianiu kształtującym, to: elaborat pod każdą pracą. Dokładny opis tego, co zostało zrobione, a co nie. Wyszczególnienie umiejętności, pochylenie się nad każdym, pojedynczym przecinkiem. No, cóż. Jest w tym nieco racji, ale…
Prawda jest taka, że właściwie każde działanie ucznia powinno mieć określony cel (nawet, jeśli o nim nie mówimy). Jeśli zatem jest cel, powinny być również kryteria, dzięki którym wszyscy będziemy wiedzieć, czy został on osiągnięty. Doskonale orientujemy się, że zbyt wiele kryteriów uniemożliwia niemal osiągnięcie celu, zatem zwykle nasze działania koncentrują się wokół kilku kluczowych pojęć. I to wystarczy, by móc sprawnie udzielić dziecku informacji na ile radzi sobie z powierzonym zadaniem. Prosty komunikat (zbudowany np. na skrótach T dla spełnionego kryterium, C dla częściowo spełnionego i N dla niespełnionego) daje obraz poziomu wiedzy.
Taki sposób budowania komunikatu, poparty dodatkowo komentarzem (choć ten nie zawsze jest konieczny) bardzo dobrze się sprawdza i jest dość precyzyjny. Znacznie bardziej, aniżeli tradycyjna “trójka” czy “czwórka” na sprawdzianie.
2.Ocenianie opisowe jest niejasne.
Może się tak zdarzyć, że nieprzyzwyczajony do takiego przekazywania informacji odbiorca (przede wszystkim rodzic, bo uczniowie szybciej aklimatyzują się w tej zmianie) pogubi się i przyzna, że nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy jednak przekonamy go, by odciął się od myślenia o tym, jakiemu numerkowi odpowiada opis umiejętności, a skupi się na samym opisie, może się okazać, że wszystko jest niezwykle czytelne.
Przyjrzyjmy się konkretnemu przykładowi. Poniższe kryteria odnoszą się do wypracowania tworzonego przez uczniów szkoły podstawowej. Kiedy młody człowiek czyta, że jego praca jest na temat, zawiera elementy retoryczne, posiada akapity, jej styl jest częściowo poprawny, podobnie jak język, ortografia i interpunkcja, to wie, nad czym może pracować. W mojej ocenie to znacznie bardziej wartościowe, aniżeli sam stopień, który zamyka się w sakli od 1 do 6 i często nie jest opatrzony komentarzem. Tak, wiem, są nauczyciele, którzy piszą komentarze, ale równie wielu tego nie czyni.
Czy da się jaśniej udzielić wskazówek? Ja nie potrafię.
3.Nie da się przełożyć oceny opisowej na wynik końcoworoczny.
To chyba mój ulubiony mit. Za każdym razem, gdy zaczynamy pracę z określonym zespołem, powinniśmy przedstawić zakres materiału, który obowiązuje na konkretne oceny. Warto przy okazji pamiętać, że poszczególne elementy podlegające kontroli “nie biorą się z Księżyca”, ale są jasno przedstawione w podstawie programowej. Co zatem trudnego w określeniu, ile uczeń musi umieć, by otrzymać taką a nie inną notę?
Przy okazji podsumowania omawianego materiału (np. pod koniec półrocza lub roku) warto poprosić młodych ludzi, by sami zdecydowali, co już opanowali, a na co potrzebują więcej czasu. Element samooceny jest nie tylko potrzebny w odniesieniu do oceniania kształtującego (którego jest elementem), ale również (a może przede wszystkim) w odniesieniu do życia. Świadomość słabych i mocnych stron to bezcenna wiedza, dzięki której możemy budować poczucie własnej wartości. Czyż nie?
Jak radzić sobie ze zbieraniem uczniowskiej informacji zwrotnej? A choćby udostępniając młodym ludziom link do Formularza Google (przykład poniżej). Zebrane dzięki odpowiedziom informacje w połączeniu z obserwacjami własnymi to całkiem solidna baza. I muszę przyznać, że niezwykle rzadko zdarza się, że uczniowie w jakiś sposób próbują oszukiwać. Raczej nie kombinują i uczciwie wpisują, jak się czują z konkretnymi zagadnieniami…
Mam świadomość, że nie przekonam nieprzekonanych. Wierzę jednak głęboko, że dzieląc się własnymi spostrzeżeniami pomogę podjąć decyzję tym, którzy się wahają. Ocenianie kształtujące towarzyszy mi od kilku lat. Powiem więcej, towarzyszy całej społeczności szkolnej, z którą na co dzień obcuję. Początki nie były łatwe. Głównie za sprawą tego, że każdy z uczących pedagogów potrzebował czasu i własnej drogi, by odnaleźć się w świecie bez cyferek. Nie wróciłabym do tradycyjnego systemu oceniania, bo widzę, że przyjęte rozwiązania się sprawdzają. I najważniejsze (nie wiem, czy to nie powinien być pierwszy z przedstawionych mitów): wcale nie muszę. Wbrew temu, co nam się często wydaje, nie ma obowiązku stawiania ocen wyrażonych liczbą. Istnieje jedynie obowiązek bieżącego informowania o postępach. Widzicie różnicę? Bo ja tak!
Źródło: www.edunews.pl/