20 listopada na stronie „Krytyki Politycznej” zamieszczono obszerny artykuł Katarzyny Przyborskiej pt. „Jest 2018 rok. Czego uczy polska szkoła?”. Proponujemy lekturę – najpierw fragmentów, a potem całości tego tekstu, gdyż jest to spojrzenie na szkolną edukację osoby, która nie jest ani „kimś z branży” (nauczycielskiej), ani reprezentantką świata decydentów: polityków i zarządzających w ich imieniu urzędników administracji oświatowej. To niezależna publicystka, z wykształcenia antropolożka kultury, ale także mama, mająca swoje osobiste doświadczenia z kontaktów z systemem edukacji.
Foto: www.newsweek.pl
Katarzyna Przyborska
Oto wybrane (subiektywnie) fragmenty. Pogrubienia tekstu – redakcja OE:
Demokracja wymaga partycypacji, a dzieci na każdym kroku dowiadują się, że nie o uczestniczenie chodzi, ale o spełnianie wymagań, nie o myślenie, ale o unikanie kar i kolekcjonowanie nagród.
„Było bardzo ciężko. Kolejny rocznik też będzie musiał przez to przejść. Ale proszę nie myśleć, że chcemy państwa nastraszyć” – mniej więcej w ten sposób rozpoczęło się spotkanie dla rodziców przyszłych siódmoklasistów w jednej z warszawskich podstawówek tuż przed wakacjami. Na spotkanie przyszły nauczycielki nowych przedmiotów: fizyki i chemii, wychowawczyni, nauczycielki języka polskiego i matematyki oraz dyrektorka szkoły. Mając za sobą pierwszy rok reformy, postanowiły podzielić się swoimi doświadczeniami, by rodzice przygotowali się na to, co czeka ich i ich dzieci.
Zastrzegając, że absolutnie nie chcą nikogo straszyć, uśmiechając się i przekonując, że „damy sobie radę”, zgodnie stwierdziły, że planowanie jakichkolwiek wycieczek i wyjazdów nie ma sensu, bo liczy się każdy dzień. Z zajęć pozalekcyjnych lepiej od razu zrezygnować, bo prac domowych będzie tak dużo, że dzieci będą nad zeszytami spędzać całe popołudnia i wieczory. […]
Stracone roczniki
Wrzesień. Nauczycielka chemii przyjaźnie prosi, żeby uczniowie przychodzili na jej lekcje bez obaw, z otwartymi głowami, zależy jej, żeby polubili chemię i chcieli się jej uczyć. Fizyka okazała się trudniejsza, niż się zdawało, ale wciąż ogromnie interesująca. Biologii i geografii uczą zupełnie nowi w szkole nauczyciele i „są świetni”. Dzieci przybyło. Nauczyciele oddali swój przestronny pokój nauczycielski i przenieśli się do kanciapy koło siłowni.[…]
Dlaczego zapał i energia zostały zmarnowane? Nie wiem jakiego innego słowa użyć. Mamy pokój, mamy legalne szkoły, a nie tajne komplety, wysiłek może służyć rozwojowi, a nie przetrwaniu, więc dlaczego gdy mówimy o siódmoklasistach, padają sformułowania: „trzeba przetrwać”, „jakoś to przeżyć”, „damy sobie radę”, co brzmi jednak fałszywie, bo co oznacza „danie sobie rady”? […]
Szantaż
Komu najbardziej na dzieciach zależy? Rodzicom oczywiście. Łatwo jest więc obarczyć ich poczuciem odpowiedzialności za osiągnięcia i winy za niedociągnięcia dzieci. Przed reformą ministry Zalewskiej nie było inaczej. Będąc samodzielną, pracującą matką często odbierałam dzieci o 17.30 ze świetlicy szkolnej i o 18.30 siadaliśmy do odrabiania lekcji. Kiedy w drugiej klasie zapytałam, dlaczego dziecko ma tyle zadań domowych (trzy strony ćwiczeń z jednego przedmiotu), dowiedziałam się od wychowawczyni, że przecież to oczywiste, że pisać, czytać i liczyć uczą rodzice, bo nauczyciel musi „ogarniać”. Pomyślałam wtedy, że chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym po dwudziestu latach pracy miała wypowiedzieć takie zdanie. Udałam się na świetlicę i owszem, zostało zorganizowane grupowe odrabianie prac domowych, ale jedna świetliczanka nie jest w stanie sprawdzić, czy wszystkie dzieci wiedzą, co przepisują z tablicy. […]
Fikcja
W szkole wprowadzane są reguły rządzące społeczeństwem. Szkoła, instytucja państwowa, pokazuje i zarazem reprodukuje na kolejne pokolenie wizję świata, państwa, stosunków międzyludzkich, prawnych i ustrojowych. Od lat reprodukuje w znacznej mierze fikcję. Ani reforma wprowadzająca gimnazja w latach 1999-2001, ani reforma obniżająca wiek inicjacji szkolnej nie zmniejszyła problemu. Wciąż tylko udajemy, że przygotowujemy dzieci do wyzwań rzucanych przez świat, albo wychowujemy do życia w demokracji. Demokracja wymaga szacunku, a nauczyciele – jedna ze słabiej opłacanych grup w społeczeństwie, które odreagowując nędzę całych pokoleń, ściga się w zamożności, stoją w hierarchii dość nisko. Demokracja wymaga partycypacji, a dzieci na każdym kroku dowiadują się, że nie o uczestniczenie chodzi, ale o spełnianie wymagań, nie o myślenie, ale o unikanie kar i kolekcjonowanie nagród.
Fikcyjne są też zapewnienia o egalitarności i bezpłatności, bo w związku z obszernym materiałem i istnieniem prac domowych dzieci korzystają z korepetycji, dodatkowych zajęć i pomocy rodziców. Te z bogatszych i bardziej zaangażowanych domów oczywiście.[…]
Bez fikcji
Teraz fikcja się skończyła. Jest listopad. Informacje z czerwca sprawdzają się co do joty. Szkoła, instytucja państwowa, stała się narzędziem opresji. Uczniowie dosłownie muszą dźwigać na plecach konsekwencje nieprzemyślanych decyzji. Uczniowie niepełnosprawni natomiast mają siedzieć w domach. Przekaz, jaki daje teraz szkoła, jest prosty: nie liczymy się z wami. Nie obchodzi nas wasze zmęczenie, bolące plecy, wasz wysiłek i chęci. Liczymy się z tym, że jesteście koniecznymi ofiarami reformy i jesteśmy gotowi na waszą ofiarę.[…]
Katarzyna Przyborska – antropolożka kultury, studentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”.
Cały artykuł „Jest 2018 rok. Czego uczy polska szkoła?” – TUTAJ
Źródło: www.krytykapolityczna.pl