W sobotę wieczorem, po prawie miesięcznej przerwie, Kolega Jarosław Pytlak zamieścił na swym blogu nowy tekst. Nie da się ukryć, że jego tytuł jest adekwatny do treści tego obszernego posta, a zwłaszcza do zakładanej przez Autora reakcji środowiska – „Kij w mrowisku”.
Jak zwykle poniżej zamieściliśmy jedynie wybrane, subiektywnie, fragmenty tego tekstu, ingerując w jego graficzną postać naszymi podkreśleniami i pogrubieniami.
Kij w mrowisku
Od pewnego już czasu słychać było o planie wykorzystania potencjału fejsbukowej grupy „Ja,Nauczyciel’ka” do stworzenia nowego ruchu społecznego w oświacie, najpierw fundacji, a docelowo związku zawodowego. Ów materializujący się obecnie zamiar zyskał ostatnio szczególny rozgłos za sprawą wywiadu z Marcinem Korczycem, jednym z liderów przedsięwzięcia, jaki opublikowała w „Rzeczpospolitej” Anna Szulc. Nie chodzi bynajmniej o to, że zaistnienie na łamach „Rzepy” stanowi wyraz wejścia do informacyjnego mainstreamu, ale o konkretne stwierdzenie, które padło w tej rozmowie, że „nowa organizacja nie zamierza także zbyt mocno koncentrować się na obronie Karty Nauczyciela i pensum”.
W internecie zawrzało. Dość miękkie w gruncie rzeczy „nie zamierza (….) zbyt mocno” zostało powszechnie odebrane jako ogłoszenie na sztandarze zgody na likwidację Karty Nauczyciela, będącej bodaj największą świętością stanu nauczycielskiego. […]
Wypowiedź Marcina Korczyca została natychmiast powiązana ze słowami szefowej sejmowej komisji edukacji, posłanki PiS Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, która stwierdziła, że „inicjatywa zmiany bądź likwidacji tego aktu prawnego leży po stronie nauczycieli. Nie warto jednak umierać za Kartę„. […]
Wszystkie zjawiska, które towarzyszą się wykluwaniu nowego związku zawodowego pracowników oświaty, budzą ogromne emocje. Jak zresztą wszystko w dzisiejszych czasach. Może warto jednak powściągnąć je na chwilę, sięgając po wsparcie ze strony rozumu.
Uważam, że powstanie nowej organizacji związkowej w oświacie jest zjawiskiem pozytywnym. Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zdołał doprowadzić do zwycięskiego końca walki nauczycieli o poprawę ich sytuacji zawodowej. Oświatowa „Solidarność’ wręcz zhańbiła się pomocą udzieloną rządowi w pacyfikacji nauczycielskiego protestu. Oba te związki nie rokują obecnie żadnej nadziei na udział w jakimkolwiek przełomie. Być może nowa inicjatywa też nie, ale dlaczego nie spróbować?! […]
W dziedzinie edukacji władza od czterech lat działa jak taran, gwałcąc wszelkie standardy przyzwoitości. Jeśli potrzebuje listka figowego dla symulowania pozorów liczenia się ze środowiskiem nauczycielskim, ma pod ręką oświatową „Solidarność”, gotową podżyrować wszystko, czego Partia w danym momencie potrzebuje. Nie wierzę więc w spisek, w którym rząd wspiera nowy związek, aby pod pretekstem pochylenia się nad jego postulatami, dokonać korekt kursu, które mogłyby odwrócić dziejącą się już katastrofę oświatową. Nie ten rząd i nie ci ludzie, choć oczywiście skorzystają oni z okazji, by namieszać wśród nauczycieli. Czynią to jednak wystarczająco skutecznie nawet bez tej nowej inicjatywy, korzystając z niemocy społeczności nauczycielskiej, ich związków zawodowych oraz partii opozycyjnych, które wciąż jeszcze nie do końca pojmują, jakie znaczenie ma edukacja dla społeczeństwa.
Nie mam pretensji, że nowa organizacja jest gotowa rozmawiać z politykami, także z partii rządzącej. Nie podzielam poglądu „Wykrzyknika”, że należy czekać aż sytuacja w oświacie znormalnieje. Bo ta normalność sama nie przyjdzie. Próbujemy o nią walczyć różnymi metodami (sam brałem udział w dwóch think tankach edukacyjnych), a chwilowy brak efektów nie oznacza bezsensu takiej działalności.
Proponuję zatem nie osądzać „Ja, Nauczyciel’ki” za rzekomą czy nawet rzeczywistą postawę prorządową. ZNP i „Solidarność” miały już swoje szanse. Jeśli chcemy mieć szansę my, jako społeczeństwo, musimy wierzyć w sens aktywności obywatelskiej. Wliczając w to taką, która nie w całości mieści się w bańce naszych poglądów.
Ze swej strony muszę w tym miejscu zadeklarować, że nie podzielam części postulatów nowego ruchu. Szczególnie nie podoba mi się zamiar objęcia wszystkich nauczycieli, także szkół niepublicznych, dobrodziejstwami jednolitej regulacji zasad zatrudniania. Nie jestem też przekonany do idei samorządu zawodowego nauczycieli, choć z drugiej strony może to dobry pomysł, ale w pakiecie z przebudową całego systemu. A tego nie da się osiągnąć bez strącenia z piedestału Karty Nauczyciela. W tej szczególnej kwestii mój pogląd jest jeszcze bardziej radykalny niż ten, który zaprezentował Marcin Korczyc w wywiadzie dla „Rzepy”. Karta Nauczyciela w obecnej postaci jest kulą u nogi systemu oświaty. Co postaram się uzasadnić. […]
O tym, jak skutecznie Karta chroni na co dzień interesy nauczycieli mogą coś powiedzieć wychowawczynie przedszkoli, którym władza pożałowała dodatku za wychowawstwo, i żadna Karta Nauczyciela w tym nie przeszkodziła. Większość parlamentarna może uchwalić dzisiaj niemal dowolną zmianę w statusie nauczycieli, albo nowelizując samą Kartę, albo przemycając taką regulację w innej ustawie oświatowej. Historia ostatnich czterech lat dostarcza wielu przykładów. […]
Wg ZNP Karta „określa warunki pracy nauczycieli, ich obowiązki, prawa oraz precyzuje stopnie awansu zawodowego i wysokość wynagrodzenia nauczycieli”.
Cóż, na ile skutecznie to czyni, nauczyciele odczuwają na własnej skórze, w postaci mnożących się kontrowersji dotyczących czasu ich pracy i zakresu obowiązków, głodowej wysokości wynagrodzeń. Jeśli ustawa jest taka świetna, to dlaczego jest tak źle?! […]
„Dzisiejszą Kartę, od tej uchwalonej w 1982 r., dzielą lata świetlne – w ciągu 30 lat dokument był zmieniany ponad 60 razy”.
Dzięki temu zamiast 102 artykułów jest w niej 138, wiele z podpunktami sięgającymi granic alfabetu, a objętość tekstu zwiększyła się dwuipółkrotnie. Zamiast konstytucji zawodowej nauczycieli mamy ustawę-monstrum, nowelizowaną zawsze w interesie władzy, a nie pracowników.[…]
Nie jest misją związku zawodowego nauczycieli tworzenie wizji systemu oświaty. Nie dziwię się więc i nie mam pretensji do ZNP, że nie wnosi oryginalnych pomysłów w tej dziedzinie. Zresztą czasy autentycznie nie sprzyjają. Ale wielki związek zawodowy mógłby pokusić się o opracowanie i prowadzenie do debaty publicznej, tak obecnie ożywionej, jakiegoś nowego pomysłu zasad zatrudniania i wynagradzania nauczycieli, zamiast bronić archaicznej Karty niczym niepodległości. […]
Zanim ktoś zechce mnie zlinczować za zamach do nauczycielską świętość, proszę, niech przeczyta jeszcze raz to, co napisałem. Nie agituję za „Ja,Nauczyciel’ka” tylko uważam, że trzeba wystudzić emocje. Tym bardziej nie namawiam do wspierania obecnej władzy. Obecnym szefom resortu edukacji nie powierzyłbym nawet portmonetki z pieniędzmi na codzienne zakupy, a co dopiero losu milionów polskich uczniów i setek tysięcy nauczycieli. Ale nadzieję na odnowę upatruję, m.in. w poszukiwaniu nowych rozwiązań, a nie w uporczywej obronie starych, które z ducha pochodzą z zupełnie innej epoki!
Cały tekst „Kij w mrowisku” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl