Foto: Adam Stępień/Agencja Gazeta[www.warszawa.wyborcza.pl]
Jarosław Pytlak
nauczyciel biologii i chemii, dyrektor Zespołu Szkół STO na Bemowie w Warszawie
„Jeszcze ciepły”. Bo zamieszczony wczorajszego wieczora tekst Jarosława Pytlaka, który niezwłocznie upowszechniamy na „Obserwatorium Edukacji”, gdyż jego treść, o czym świadczy tytuł tego postu, dotyczy najbardziej aktualnego w tym tygodniu tematu – wyborów: „Nie zagłosuję na nauczyciela!”. Poniżej udostępniamy fragmenty tego wyznania i link do jego pełnej wersji. Pogrubienia fragmentów przytaczanego tekstu – redakcja OE:
Jak doniosły media, w kolejce po mandat parlamentarny ustawiła się w tegorocznych wyborach silna grupa prominentnych nauczycieli. Poselskiego fotela w Sejmie pozazdrościli ministrowi edukacji narodowej, Dariuszowi Piontkowskiemu, jego najbliżsi współpracownicy: Maciej Kopeć, Marzena Machałek oraz Iwona Michałek. Kandyduje również pani kurator oświaty z Mazowsza, Aurelia Michałowska. Wszyscy wymienieni, jak jeden mąż, nauczyciele z wieloletnim stażem, choć już od jakiegoś czasu politycy.
Kandydują oni z list Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość, czemu akurat trudno się dziwić, bowiem tylko to ugrupowanie jest obecnie szafarzem wysokich funkcji państwowych. Moje rozważania proszę jednak odnieść również do prominentnych nauczycieli o innej przynależności politycznej, którzy funkcje rządowe pełnili w poprzednich rozdaniach władzy. Bycie nauczycielem bowiem, to nie tylko zawód, ale też pewien ponadpartyjny stan ducha, który – taką stawiam tutaj tezę – nie jest z mojego, obywatelskiego punktu widzenia dobrą rekomendacją do kariery politycznej, nawet tylko w systemie oświaty. Choć funkcja urzędnicza w MEN jest czymś odmiennym niż praca przy tablicy, pewne nauczycielskie cechy wspomnianych wyżej pań i panów odciskają na niej swoje wyraźne piętno.[…]
Zarówno pan minister (Piontkowski), jak jego poprzedniczka, choć dawno już odeszli od tablicy, wciąż manifestują poczucie przynależności do macierzystej grupy zawodowej. Stąd zwrot „Koleżanki i koledzy!”, jakim opatrzyli w kolejnych latach swoje listy na początek roku szkolnego kierowane do środowiska oświatowego. Cóż więc takiego się stało, że znaczna część adresatów owej korespondencji w pierwszym odruchu reagowała oburzeniem, odrzucając samą możliwość istnienia więzów koleżeństwa z ministrami, w powszechnym odczuciu działającymi wbrew interesowi systemu oświaty w ogóle, a nauczycieli w szczególności? Jaki mechanizm spowodował, że dobrzy nauczyciele, obejmujący w ramach swojej kariery politycznej wysokie funkcje w systemie oświaty, tak dramatycznie oderwali się od swojego środowiska? To ciekawe pytania, na które odpowiedź wiele mówi o tych osobach, a jeszcze więcej – jak śmiem twierdzić – o nauczycielach w ogóle. […]
Wspólną cechą pani Zalewskiej i pana Piontkowskiego jest wyłączne nastawienie na nadawanie własnych komunikatów, z absolutnym lekceważeniem odbioru. Niech Bóg wybaczy mi kalanie własnego gniazda, ale jest to cecha bardzo wielu nauczycieli. Stąd długie wypowiedzi obojga ministrów, odmalowujące rzeczywistość nieznaną słuchaczom, nie pozostawiające miejsca na dyskusję. Niestety, nawet jeśli ktoś rozpoczyna karierę szkolną na luzie i pełen entuzjazmu, w feudalnym ustroju placówki oświatowej w ciągu lat uczy się dyrektywnego stylu zarządzania uczniami, a zarazem wiernopoddańczego stosunku do przełożonych. W ten sposób zwiększa swoje szanse na w miarę spokojne (prze)życie. […]
Jaką karierę może zrobić nauczyciel na swoim stanowisku pracy? Żadną! Owszem, może być dobrze oceniany, mieć grono życzliwych uczniów, ich rodziców, dobre wspomnienie wśród absolwentów, ale zawodowo skazany jest na tkwienie wciąż w tym samym punkcie, często przez wiele lat za tym samym biurkiem, bez żadnej możliwości awansu materialnego, uzależnionego od talentu i pracowitości. Może co najwyżej rutynowo pokonywać szczebelki sformalizowanego awansu, by po 15 latach zbliżyć się do średniej krajowej wynagrodzenia. I tyle. Oczywiście jak się postara i wygra konkurs, może objąć funkcję dyrektora placówki. Ale to jest w praktyce już inny zawód i znowu bez jakiejkolwiek perspektywy awansu. Może stanąć nieco z boku systemu i zostać ekspertem – przy odrobinie talentu i szczęścia zarobi trochę więcej pieniędzy, ale znowu – awans będzie to żaden.
Polityka jest realną alternatywą. Otwiera drogę do większego prestiżu. Niby nie cenimy polityków, ale tytulatura: „pani posłanko”, „panie pośle”, „panie senatorze”, podobnie zresztą jak „pani minister”, „panie ministrze”, jest dla wielu zdecydowanie czymś bardziej satysfakcjonującym, niż szkolne „proszę panią”, czy nawet „panie dyrektorze”.
Jest to też droga do większych pieniędzy – nawet okrojone nie tak dawno wynagrodzenia poselskie są znacznie wyższe, niż pensja nauczyciela, choćby dyplomowanego. A praca lżejsza.[…]
Dlatego nie ma powodu, by dziwić się, że ministrowie edukacji narodowej zachowują się tak, jak się zachowują. Oni już nie są nauczycielami, choćby nawet takich udawali. Są politykami, co obecnie oznacza ślepe oddanie partii, brak własnej refleksji, a dodatkowo – ze względów prestiżowych i materialnych, gotowość na bardzo wiele, by tylko utrzymać na dłużej swój obecny status lub awansować, oczywiście w polityce.
Dlatego podejmując decyzję, kogo poprę swoim głosem w wyborach do Sejmu i Senatu, skrupulatnie pominę nauczycieli. Mają zbyt dobre kwalifikacje do tego, by stać się politykami, jakich nie chciałbym widzieć w parlamencie i u władzy.
A już na marginesie, Drogie Koleżanki i Koledzy, spójrzmy krytycznie w lustro i na swoje otoczenie zawodowe. Czy łatwo jest nas lubić?!
Cały tekst „„Nie zagłosuję na nauczyciela!” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl
Komentarz redakcji:
Pies ogrodnika? Zły ptak co własne gniazdo kala? Nie wydaje nam się. To trzeźwa, obiektywna diagnoza, wywiedziona z kilkudziesiecioletniej obserwacji uczestniczącej środowiska nauczycielskiego.[WK]