Informowaliśmy już, że w minioną sobotę 15 kwietnia w Sali Kolumnowej Sejmu RP odbyło się, zorganizowane przez posła Artura Dziambora, Forum Edukacyjne. W wydarzeniu tym uczestniczył także Jarosław Pytlak. W tydzień po tym – 22 września – kolega Jarosław zamieścił na swoim blogu obszerny tekst, w którym przedstawił swoje przemyślenia o szansach na zmiany w naszym systemie oświaty – oczywiście zmiany w rozumieniu „na lepsze”….
Oto fragmenty tego tekstu i link do jego pełnej wersji:
Czy zmiana systemu jest możliwa?
Takie pytanie stanęło przed dyskutantami podczas Forum Edukacyjnego, jakie odbyło się niedawno w kuluarach Sejmu, pod egidą posła Artura Dziambora. Skorzystałem z zaproszenia i wziąłem udział w jednym z czterech paneli. Powodowała mną ciekawość publicysty, ale także przekonanie, że rozmawiać trzeba z politykami wszystkich opcji, również tych odległych ideowo. Raz, by wiedzieć, co w głowach piszczy, dwa, by przywoływać dorobek wcześniejszych debat, których tylko na moim osobistym liczniku uzbierało się już kilkanaście. Niestety, wciąż widać tendencję do wymyślania wszystkiego od nowa, w kolejnych zestawach dyskutantów, choć liczni ludzie dobrej woli wypracowali już sporo dobrych pomysłów, naprawdę wartych rozważenia.
Tytułowe pytanie dotyczy oczywiście edukacji. A że przygotowałem na użytek swojego występu nieco refleksji, może mało odkrywczych, ale konkretnych, podzielę się nimi tutaj z szerszym gronem odbiorców.
A zatem, czy zmiana systemu edukacji jest w naszym kraju możliwa?
Jako pierwsza narzuca się odpowiedź, że nie. Nie, o ile nie zmieni się ugrupowanie rządzące. Zjednoczona Prawica konsekwentnie wprowadza w życie własną koncepcję edukacji młodego pokolenia. Rozpoczęła reformą Zalewskiej i podąża dalej (chciałoby się napisać, że w stronę dna), w głębokim, nomen omen, przekonaniu o swojej historycznej i patriotycznej racji. Wojenna retoryka ministra Przemysława Czarnka, wciąż mówiącego o walce, a to z „lewactwem”, a to z „gender”, „ LGBT” albo „neomarksizmem”, utwierdza w przekonaniu, że jest to swoista krucjata ideologiczna. Zasadza się ona na dogmatycznym wręcz nawiązywaniu do tradycji dotychczasowego modelu szkoły i relacji międzyludzkich opartych na hierarchii. Trudno więc oczekiwać, by rządzący zmienili raz przyjęty kurs, a tym bardziej, by zbliżyli się do liberalnych wartości, zdecydowanie bardziej popularnych zarówno w Europie, jak w kręgach rodzimej opozycji.
Natomiast jeśli Zjednoczona Prawica utraci władzę… Wtedy zmiana w systemie niewątpliwie nastąpi, ale jaki będzie jej charakter i jaka skala, naprawdę trudno powiedzieć. Warto jednak pospekulować.
Zacznijmy od tego, że słowo system można w tym kontekście rozumieć na dwa sposoby – jako dominujący sposób indywidualnego zdobywania wiedzy, albo jako zbiór instytucji, rozwiązań organizacyjnych oraz prawnych, funkcjonujących w społeczeństwie w dziedzinie edukacji. To drugie znaczenie jest bliższe potocznemu rozumieniu, ale zatrzymajmy się najpierw przy pierwszym.
Sądzę, że w dłuższej perspektywie – co dzisiaj może oznaczać lat dziesięć, ale równie dobrze trzy albo cztery – postęp technologiczny i wywołane nim zmiany społeczne po prostu same z siebie doprowadzą do zmiany. […]
Jako że jest w polskiej polityce moda na rozmaite „piątki”, zasugeruję w tym miejscu, jakie pięć zmian warto by wprowadzić w oświacie, niezwłocznie po zmianie władzy.
1.Dowartościowanie: materialne i moralne nauczycieli. Bez tego naprawdę pozostanie już tylko liczyć na sztuczną inteligencję. Jeśli ktoś uważa, że równocześnie należy zreformować pragmatykę tego zawodu, to popełnia błąd. Zmiana regulacji zapisanych w Karcie Nauczyciela, w tym zasad wynagradzania, jest na pewno potrzebna, ale najpierw trzeba nauczycielom pomóc podźwignąć się z absolutnego dna społecznego prestiżu. W przeciwnym razie nie będzie z kim zmieniać czegokolwiek w placówkach oświatowych.
2.Dostosowanie podstawy programowej do realnych możliwości uczniów i szkół. Popularnie określa się to mianem „odchudzenia” podstawy, ale rzecz powinna polegać nie tylko na okrojeniu jej treści, ale także na zmodyfikowaniu ich pod kątem korelacji między przedmiotami.
3.Zwiększenie elastyczności struktury, np. umożliwienie tworzenia niepełnych szkół podstawowych przy szkołach ponadpodstawowych. Nie da się przywrócić gimnazjów, ale warto umożliwić siódmo- i ósmoklasistom naukę w placówkach, do których specjaliści niektórych przedmiotów nie wpadają, z braku godzin, tylko raz w tygodniu. Precedensy są w Szczecinie i Białymstoku, gdzie powstały po protekcji pochodzących z tych placówek meinowskich prominentów: Kopcia i Piontkowskiego.
4.Umożliwienie bardziej elastycznego kształtowania siatki godzin w szkołach, przez zmniejszenie liczby godzin sztywno ustalonych w ramowych planach nauczania na rzecz zajęć organizowanych stosownie do potrzeb i możliwości poszczególnych placówek.
5.Objęcie przedszkoli subwencją oświatową. Poza istotną ulgą finansową dla samorządów, byłoby to symbolicznym podkreśleniem ogromnej roli, jaką w rozwoju dzieci odgrywa ten etap edukacji.
To moja autorska „piątka”. Jedna z wielu możliwych. Nie mam wpływu na to, czy ktokolwiek się nad nią pochyli. Mogę jedynie apelować do polityków opozycji, aby choćby na uboczu głównego nurtu swoich przedwyborczych deklaracji, znaleźli przestrzeń dla sformułowania swoich edukacyjnych „piątek”. Inicjatywy społeczne, takie jak choćby „Pakt dla edukacji”, choć bardzo wartościowe, nie zastąpią twardych zapowiedzi polityków, co zostanie wprowadzone w pierwszych miesiącach sprawowania władzy.
Jako alternatywę mamy dalsze pęcznienie folderu z zapisami pięknych, acz niezrealizowanych wizji, które gromadzę w swoim komputerze.
Cały tekst „Czy zmiana systemu jest możliwa?” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/