Wczoraj (9 czerwca 2024 r.) po południu na blogu „Wokół Szkoły” jego autor – Jarosław Pytlak zamieścił obszerny tekst, w którym przedstawił swoje przemyślenia na temat aktywności polityków w obszarze edukacji. Poniżej zamieszczamy jedynie wybrane (subiektywnie) fragmenty tego posta i link do pełnej jego wersji. Wyróżnienie niektórych zdań pogrubioną czcionką lub podkreśleniem – redakcja OE:

 

 

Co politycy oferują nauczycielom, a co powinni

 

W ramach kampanii przed wyborami samorządowymi w marcu br. wiceministra Katarzyna Lubnauer spotkała się w Kielcach z przedstawicielami środowiska oświatowego. W swoim wystąpieniu nawiązała wówczas, między innymi, do sterowanej ze sfer rządowych kampanii nienawiści, jaką rozpętano w 2019 roku wobec strajkujących nauczycieli. Wskazała jej odczuwany do dzisiaj skutek: „Często nauczyciele spotykają się z sytuacją, że rodzice traktują ich gorzej niż kiedyś, ze względu na to co pojawiało się w przestrzeni publicznej”. Zapewniła, że „nie będzie już nigdy więcej – ze strony władzy – hejtu w stosunku do nauczycieli”.

 

Deklaracja prominentnej polityczki, że Najjaśniejsza Rzeczpospolita nie będzie szczuła społeczeństwa przeciwko ludziom w jej imieniu kształcącym młode pokolenie, zrazu wydaje się groteskowa. W istocie jednak można ją potraktować pozytywnie, jako wyraz sprawiedliwości dziejowej, zamykający symbolicznie haniebny rozdział z przeszłości. A właściwie, można by ją tak potraktować, gdyby ten rozdział został rzeczywiście zamknięty. Niestety, pogarda dla nauczycieli nadal kwitnie w szerokich kręgach społeczeństwa, mniej lub bardziej świadomie podsycana przez władze.

 

Kiedy obserwuję, a czasem wręcz odczuwam na własnej skórze symptomy upadku autorytetu pedagogicznego, przychodzą mi do głowy takie oto pytania. Jak to się zaczęło? Co napędza to zjawisko? Jakie są jego skutki? Czy możemy coś naprawić? Poszukując odpowiedzi znalazłem ciekawy trop w artykule Mariusza Janickiego „Zbiorowa hipnoza” („Polityka” nr 23/2024). Autor opisał mechanizm stosowany od lat aż po chwilę obecną przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, w celu narzucenia możliwie dużej grupie ludzi własnej narracji. Z widocznym sukcesem w postaci niemalejącego poziomu sondażowego poparcia.[…]

 

Dokładnie pięć dni po zakończeniu ostatniego okresu zdalnej nauki wybuchła wojna w Ukrainie. W krótkim czasie polski system oświaty wchłonął ponad sto tysięcy młodych imigrantów, zazwyczaj nieznających języka, czasem obciążonych traumą wojenną. I choć sytuacja była szczególna i pomoc uchodźcom dla większości Polaków oczywista, to krytykując polską szkołę warto pamiętać, że odbyło się to kosztem dodatkowego ogromnego obciążenia całej rzeszy nauczycieli, zazwyczaj bez dodatkowego wynagrodzenia.

 

Przy ugruntowanej niechęci opinii społecznej nietrudno było ministrowi Czarnkowi przez długi czas głosić, że kilkuprocentowe podwyżki wynagrodzeń nauczycieli, o wiele niższe niż inflacja, to świadectwo bezprzykładnej hojności władz, skutkującej ogólnym wzrostem dobrostanu całej grupy zawodowej. Aby „rozpoznać elementy tej agit-akcji” wystarczyło spojrzeć do MEN-owskiej tabeli wynagrodzeń nauczycieli, gdzie stawka nauczyciela początkującego przegrywała bój z ustawową płacą minimalną. Niestety, dociekliwość opinii publicznej nie sięgała tak daleko. […]

 

Pół roku po powołaniu nowych władz MEN wśród nauczycieli dominuje poczucie zawodu. Niekoniecznie wynika ono z niespełnienia konkretnych oczekiwań, bo jest oczywiste, że wielu zmian nie da się wprowadzić w krótkim czasie. Źródłem frustracji jest całokształt działań i zaniechań władz, układający się w obraz braku zaufania.

   

Konsekwentnie budowana jest narracja o konieczności obrony uczniów przed niekompetentnymi i pełnymi złej woli nauczycielami. Pisałem już krytycznie w artykule „Kto kreuje politykę edukacyjną?!” o działaniach władz w sprawach zgłaszanych przez małoletnich uczestników wieców wyborczych, więc nie będę tutaj przytaczał szczegółów. Jakoś nie widać podobnej otwartości na postulaty środowiska nauczycielskiego, jak choćby głośną ostatnio kwestię warunków pracy osób prowadzących wycieczki szkolne. Mało kto zdaje sobie sprawę, że nie chodzi wyłącznie o pieniądze, ale także kwestię odpowiedzialności i higieny pracy. Kierowca autobusu wiozącego wycieczkowiczów ma bardzo dokładnie określone limity czasu spędzanego za kierownicą oraz przerw w podróży – nauczyciele opiekują się dziećmi w trybie ciągłym, bo nawet w nocy zdarzają się sytuacje wymagające interwencji. Prędzej jednak spotkają się z aluzją o darmowej wycieczce za pieniądze rodziców, niż ze zrozumieniem, że to poważny problem prawny. Wiceministra Lubnauer ostatnio skwitowała pytanie dziennikarzy w tej sprawie stwierdzeniem, że można przecież rozważyć ją w zespole ds. pragmatyki zawodowej nauczycieli – co oznacza w istocie odłożenie jej na co najmniej dwa wycieczkowe sezony, albo wręcz na święty nigdy.

 

Jest rzeczą symptomatyczną, że nikt z przedstawicieli władz nie postawił najmniejszego znaku zapytania wobec zawartości niezwykle popularnej wśród uczniów książki „Prawo Marcina”, choć obok twierdzeń słusznych zawiera ona tezy bardzo dyskusyjne, szerzy też wśród odbiorów narrację bardzo nieprzychylną nauczycielom. Aktywne w mediach polityczki z kierownictwa MEN nie zabierają głosu w sprawach, w których obiektem nagonki są działania nauczycieli, często opisywane w sposób niezgodny z prawdą. Tak było na jednym z popularnych portali, gdzie w sensacyjnym tonie opisano, jak to nauczycielka prowadziła występny proceder sprzedając dzieciom w świetlicy słodycze.

 

[…]

 

x          x          x

 

Pośród praktyków mało kto jest w stanie uwierzyć w powtarzane przez ministrę Nowacką zaklęcie, że w 2026 roku ruszy nowa reforma oświatowa. Jeśli ruszy, to będzie bardzo źle przygotowana i pozbawiona autentycznego poparcia społecznego. Ci sami praktycy nie mogą pojąć, dlaczego pół roku to było za mało, by zwolnić wielokrotnie skompromitowanego szefa Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Jego trwanie na stanowisku jest kolejnym wyrazem nieliczenia się z nauczycielami.

 

Lekceważenie przez władze środowiska edukacyjnego dało się zaobserwować przy okazji Wielkiej Debaty o Edukacji, jaka odbyła się na początku czerwca w wypełnionym Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, z udziałem wielu osób zaangażowanych w tej dziedzinie zawodowo i społecznie. Zapowiedziana wcześniej wiceministra Joanna Mucha ostatecznie nie pojawiła się, wymawiając chorobą. Sądząc z jej wpisów w mediach społecznościowych, albo zdecydowała się zrobić unik, albo po prostu nie doceniła rangi wydarzenia. Tymczasem wskazało ono dowodnie, że mnóstwo ludzi jeszcze przed październikiem 2023 roku bardzo zaangażowanych społecznie w tworzenie wizji zmian w edukacji, ma poczucie zawodu.

 

W istocie do krakowskiego zgromadzenia nawet nie musiałoby dojść, gdyby władze skorzystały z całego szeregu opracowań, jakie przed październikiem 2023 roku powstały w kręgach zbliżonych do opozycji. Raport Narad Obywatelskich o Edukacji czy „Mapa Drogowa dla Edukacji” opracowana pod egidą koalicji „SOS dla Edukacji” są wciąż dostępne. Jeśli nawet władze czerpią z nich inspirację, czynią to bezobjawowo. […]

 

Póki co, czekamy na publikację okrojonych podstaw programowych, której opóźnienie samo w sobie jest świadectwem przekonania władz, że nauczyciele nie muszą możliwie wcześnie wiedzieć, co ich czeka. Ten sam tok myślenia zastosowano już wcześniej, publikując rozporządzenie likwidujące przedmiot Historia i teraźniejszość po upływie terminu, w którym musiały powstać arkusze organizacyjne szkół. Dwa wyrazy lekceważenia w jednym: zmiana z opóźnieniem uderzająca w wymiar czasu pracy niektórych nauczycieli oraz zapewnienie dodatkowego zajęcia dyrektorom szkół. Co do podstawy programowej, można podejrzewać, że opóźnienie publikacji było świadome, aby przed wyborami europejskimi nie drażnić pedagogicznego elektoratu. Co jest możliwe, bo dyskusja nad zmianami przebiegła bardzo burzliwie, a ostateczny efekt zapewne nikogo nie zadowoli. Narracja w tej kwestii mogła jednak być prowadzona przez MEN w sposób daleko bardziej przemyślany.

 

Podczas wspomnianej debaty w Krakowie widoczne było ogromne rozczarowanie rozbieżnością oczekiwań środowiska i realnych działań władz w sferze edukacji. Niestety, bez przekonującej wizji, szeroko dyskutowanej, pozostaniemy z bardzo dolegliwymi dzisiaj konfliktami w społecznościach szkolnych, bez motywującej nadziei na przyszłość. Jeśli władza czeka, aż miejsce nauczycieli zajmie sztuczna inteligencja, co w świetle kolejnych osiągnięć nauki wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, to może lepiej, by zostało to głośno powiedziane. Niestety, zwykła  ludzka inteligencja nie pozwala uwierzyć, że do 1 września 2026 roku powstanie na wyżynach władzy nowa koncepcja edukacji, którą wszyscy przyjmą z uznaniem i entuzjazmem. To tylko magiczne myślenie polityków, godzące w przyszłość młodego pokolenia.

 

x          x          x

 

Powtórzę w tym miejscu pogląd, którym przez czas jakiś będę kończył swoje artykuły. Otóż gdyby prawdziwe było popularne ostatnio stwierdzenie, że młodzi ludzie są równie mądrzy jak dorośli, oznaczałoby to, że w miarę dorastania nie stają się mądrzejsi. Czy nie bezpieczniej jest przyjąć, że wiek i doświadczenie życiowe uzupełniają jednak zasoby intelektu człowieka, a nie wmawiać młodym ludziom, w różnych niecnych intencjach, że sami najlepiej wiedzą, co jest dla nich dobre? W istocie tę wiedzę zdobywać powinni na długiej, mozolnej drodze do dojrzałości, przy wsparciu mądrych dorosłych.

 

 

Cały tekst „Co politycy oferują nauczycielom, a co powinni”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 



Zostaw odpowiedź