Wczoraj (3 marca 2024 r.) Jarosław Pytlak zamieścił na swoim blogu dwa teksty – powiązane tematycznie ze sobą.      I oba są zainspirowane książką  p.t. „Prawo Marcina, autorstwa Marcina Kruszewskiego. Postanowiliśmy zachęcić Was do ich przeczytania, zamieszczając poniżej fragmenty pierwszego z nich. Link do drugiego podał Jarosław Pytlak w zakończeniu pierwszego tekstu:

 

 

Oto okładka książki, która stała się inspiracją do wypowiedzi kolegi Jarosława Pytlaka

 

 

                                                                  Wyzwanie dla prawnika

 

Marcina Kruszewskiego ujrzałem po raz pierwszy w jednym z jego tiktokowych filmików z cyklu „Prawo Marcina”, udostępnionym na fejsbuku w grupie Ja, Nauczyciel. Zwracał się z ekranu do uczniów, ze swadą opisując jakiś wycinek ich szkolnych praw.

 

Powiedzieć, że nie spodobał mi się jego występ, to nic nie powiedzieć. Odrzuciła mnie retoryka, w której nauczyciele jawili się pełni złej woli, wręcz wrogowie uczniów. Odruch buntu wzbudziło we mnie przesłanie, wzywające młodych ludzi do przeciwstawienia się opresji. Szkolnej, oczywiście. Osłupiałem, słuchając przykładu z życia, którym autor zilustrował swój wywód, a który z mojej belferskiej perspektywy wydał się absurdalny. Z kilku minut oglądania pozostała we mnie głównie pamięć burzy własnych emocji oraz spontaniczna niechęć do autora.

 

Nawiązanie do fatalnego wrażenia z pierwszego kontaktu z Marcinem Kruszewskim nie oznacza, że zamierzam tutaj mieszać z błotem jego działania. Opisuję tylko swoje ówczesne odczucia, w których – sądząc po dużej liczbie i ostrym tonie komentarzy pod postem – nie byłem osamotniony. Zarazem proszę wszystkich Czytelników, w tym bezkrytycznych apologetów „Prawa Marcina” oraz jego najzagorzalszych krytyków, o cierpliwość. Mam nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku ten artykuł będzie miał wydźwięk konstruktywny. Spirali negatywnych emocji pomiędzy nauczycielami, uczniami (i rodzicami na dokładkę) mam już serdecznie dosyć i widzę potrzebę poszukania czegoś innego.

 

Cała historia nie miałaby dalszego ciągu, gdyby autor nie postanowił zdyskontować sieciowej popularności swoich filmików, nadając „Prawu Marcina” formę książkową. W tej postaci pojawiło się ono w moim polu widzenia powtórnie. Prawdę mówiąc, również ten drugi kontakt odebrałem zrazu fatalnie, bo z okładki spojrzał na mnie młody człowiek z wyciągniętym palcem, niczym wzięty z socrealistycznego plakatu „Coś ty zrobił dla realizacji planu?”, tyle że w wersji „Znaj swoje prawa w szkole!”. Machnąłbym lekceważąco ręką z wyżyn mojej bańki informacyjnej na takie wezwanie, gdyby nie to, że patronem medialnym książki okazała się Fundacja „Ja, Nauczyciel’ka”, którą znam i cenię, a zarekomendował ją, między innymi, były Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar. Jego słowa, wydrukowane na ostatniej stronie okładki, podziałały na mnie mobilizująco: „Ta książka ma szansę zakopać pokoleniową przepaść. Drodzy dorośli – czytajcie, słuchajcie i oglądajcie Marcina Kruszewskiego!”. Co prawda za oglądanie i słuchanie na TikToku od razu w duchu podziękowałem, zachęcony jednak rekomendacją postanowiłem książkę przeczytać. Dodatkowej motywacji dostarczyło mi niezależnie od siebie kilkoro znajomych, od których usłyszałem, że dla młodzieży w ich rodzinach Marcin Kruszewski stał się prawdziwym autorytetem, którego filmiki oglądają z wypiekami na policzkach. […]

 

Dla tych, którzy książki nie mieli w ręku, kilka zdań opisu. Jest to pozycja obszerna, bo licząca ponad trzysta stron. Wydana przez „Agorę” z dużą starannością edytorską. Treści ujęte są w krótkich rozdziałach, poświęconych osobnym zagadnieniom prawnym, pogrupowane według zbliżonej tematyki w sześć obszernych lekcji. Zastosowanie różnych kolorów stron, dużej czcionki i rozmaitych wyróżnień fragmentów tekstu powoduje, że czyta się to dobrze, czemu sprzyja także potoczysty język autora, zaadaptowany z tik tokowych wystąpień. Lekturę porządkują krótkie rekapitulacje na końcach rozdziałów. Trzeba przyznać, że dla tych młodych ludzi, których ciekawość skłoni do wyjścia poza ramy TikToka, jest to atrakcyjna propozycja, która ma szansę przyczynić się do lokalnego zwiększenia poziomu czytelnictwa, a przy okazji świadomości prawnej.

 

W tym miejscu mógłbym zakończyć, zostawiając uczniów z książką napisaną specjalnie dla nich, gdyby nie wspomniana już rekomendacja Adama Bodnara. Pozwolę sobie zatem spojrzeć na nią z drugiego brzegu „pokoleniowej przepaści”. Z tej perspektywy mam trzy poważne zastrzeżenia.

 

Pierwsze, to skrajnie nieżyczliwy szkole i nauczycielom sposób narracji. Otwieram oto książkę i czytam pierwsze zdanie wstępu: „Znaj swoje prawa i nie daj wykorzystać swojej niewiedzy w szkole!”. Nie twierdzę, że jako nauczyciel działam bezbłędnie, ale na pewno nie wykorzystuję nieznajomości prawa przez uczniów dla świadomego osiągnięcia jakichkolwiek celów, tym bardziej na ich szkodę. Podobnie uważam, że świadome łamanie praw uczniów w złej wierze ma miejsce jedynie w przypadkach patologicznych nauczycieli. Nawet jeśli jest ich zbyt dużo, to na pewno nie stanowią większości kadry pedagogicznej. […]

 

Drugie zastrzeżenie dotyczy podawanych przykładów, stanowiących kanwę do omawiania poszczególnych zasad prawnych. Nader często autor opisuje jakieś działania nauczyciela, oceniając je jako niedopuszczalne z punktu widzenia prawa, ale nie daje dostatecznych wskazówek, jak można by lege artis dany problem – realny w życiu – rozwiązać. Na przykład, powołując się na konstytucję Marcin Kruszewski pisze, że „szkoła nie powinna zabraniać uczniowi skonsumowania posiłku [podczas lekcji – przyp. JP]”. Wysnuwa z tego wniosek, że jeśli „uczeń nie dezorganizuje swoim posiłkiem zajęć ani nie przeszkadza klasie oraz nauczycielowi, to zjedzenie kanapki nie powinno być żaden sposób karane czy wytykane. Podstawą w tym przypadku jest wzajemny szacunek”. […]

 

Zastrzeżenie trzecie jest natury bardziej ogólnej. Prawa ucznia prezentowane przez Marcina Kruszewskiego mają charakter absolutny. Rozumiem prawnika, że tak uważa, ale obserwuję też społeczeństwo i widzę, jak rozbieżne bywają interpretacje różnych przepisów, włącznie z konstytucją. Nie raz, nie dwa podczas czytania miałem ochotę zadać autorowi pytanie „Czy naprawdę to jest takie jednoznaczne?!”. Przytoczony wyżej przykład z jedzeniem w pracowni chemicznej ilustruje także to zastrzeżenie.

 

Z trzech powyższych względów książka mi się po prostu nie podoba. Z drugiej strony jednak, może dlatego, że poświęciłem jej lekturze wiele czasu i uwagi, pozbyłem się już negatywnych emocji. Jestem nawet gotowy oświadczyć, że to pozycja cenna poznawczo i potrzebna. Rozumiem też dostosowanie retoryki do odbiorców czyli uczniów. Gdyby narracja tej książki była inna, gdyby pojawiało się w niej zbyt wiele znaków zapytania, gdyby szczegółowo ważyła różne punkty widzenia, to… po prostu stałaby się niestrawna dla młodych czytelników i nie podniosła ich świadomości prawnej. A to ostatnie wydaje się bardzo na czasie. Podobnie jednak, jak potrzeba zakopania pokoleniowej przepaści. Z tym wszakże jest gorzej. […]

 

W tym miejscu stawiam Marcinowi Kruszewskiemu wyzwanie, tak modny w ostatnich latach challenge. Jestem gotowy z perspektywy nauczyciela podzielić się swoimi wątpliwościami, dotyczącymi różnych spraw poruszonych w jego książce. Oczekiwałbym odpowiedzi, wyjaśnienia, konstruktywnej porady, która będzie mogła trafić do nauczycieli. Wierzę, że koniec końców będzie to dla dobra uczniów.

 

Mam nadzieję, że Fundacja „Ja, Nauczyciel’ka” wesprze moje wyzwanie. Jeśli nie zechce podjąć go autor „Prawa Marcina”, to może uda się zainteresować pana Adama Bodnara, a może panią Monikę Horna-Cieślak, Rzecznika Praw Dziecka. Bo świadomy praw uczniów, ale nie pozostawiony samemu sobie z wieloma realnymi problemami nauczyciel, to lepszy partner w dziele unowocześnienia polskiej szkoły. Spróbujmy wspólnie przysypać naturalną przepaść międzypokoleniową, z rewolucyjnym zapałem systematycznie pogłębianą dzisiaj w publicznej debacie.

 

Na dobry początek, oto moje wyzwanie zainspirowane pierwszym rozdziałem „Prawa Marcina”: Czy nauczyciel może Ci zabrać telefon?!

 

 

 

Cały tekst „Wyzwanie dla prawnika”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 



Zostaw odpowiedź