Nowy tydzień zaczynamy od propozycji lektury, zaczerpniętej ze strony „Juniorowa”, gdzie 10 stycznia zamieszczono tekst Przemysława Kleniewskiego – m.in. nauczyciela języka rosyjskiego. Opowiedział tam o swoich doświadczeniach, wyniesionych z pierwszych dni kontaktu z uczniami, których przyszło mu uczyć tego przedmiotu w jednej ze szkół Trójmiasta.

 

Foto 2: www.explora.edu.pl

 

Przemysław Kleniewski

 

Zapewne dla wielu naszych czytelników to o czym przeczytają nie będzie żadnym odkryciem, ale innych, jeszcze nieprzekonanych do konieczności dokonywania zmian w sposobie realizowania roli nauczyciela, może zachęcić do pójścia drogą, opisaną w tym artykule, zatytułowanym „To my możemy mieć własne zdanie? – czyli o tym co się stało, kiedy pozwoliłem uczniom mówić”.

 

Nie zdecydowaliśmy się na dokonywanie skrótów i wybieranie fragmentów. Poniżej przytaczamy pierwszą część tej publikacji:

 

 

To my możemy mieć własne zdanie? – czyli o tym co się stało, kiedy pozwoliłem uczniom mówić”.

 

Nowy rok, nowa szkoła, w której przyszło mi nauczać. Jedno z trójmiejskich techników, o którym życzliwi przyjaciele naopowiadali mi niestworzonych historii, jak okropna uczy się tam młodzież. W pokoju nauczycielskim jako „ten nowy” usłyszałem wiele rad od kolegów przed moją pierwszą lekcją w tej szkole – przede wszystkim często powtarzane „trzymaj ich krótko”.

 

Poniższy tekst stanowi miks obserwacji i wniosków po zaledwie 3 dniach pracy w szkole z wieloma różnymi klasami. Wyłoni się z niego, niestety, obraz polskiej szkoły, w której uwięzieni w swoich wyobrażeniach o dzieciach i młodzieży nauczyciele często nie dostrzegają ich prawdziwych potrzeb. Chcę podkreślić, że w rozmowach moi uczniowie odnosili się do wszystkich lat swojej edukacji, a więc nie są to, broń Boże, zarzuty kierowane w stronę konkretnej szkoły, lecz wnioski dotyczące edukacji w ogóle.  

 

        Sztuczne pozycje, klasowy kontrakt i własne zdanie

 

Schemat pierwszej lekcji zawsze jest podobny. Wchodzę do klasy, mówię kilka słów o sobie. Patrząc na uczniów od razu przypominam sobie godziny spędzone w szkolnej ławce w niewygodnej, jak dla mnie, pozycji i układzie, przy którym o współpracy klasowej nie może być mowy. Mówię o tym wprost na głos i proponuję moim dzieciakom (dla mnie zawsze będą dziećmi), by zaaranżowali klasę do warunków dla nich optymalnych. Po początkowym szoku i nieśmiałości każda klasa wykonuje to zadanie po swojemu: jedna siada w okręgu, inna przy wspólnym stole, jeszcze inna na podłodze. Chcę, aby każde kolejne spotkanie ze mną zaczynało się właśnie od przemeblowania klasy według potrzeb uczniów.

 

W takich warunkach możemy rozpocząć rozmowę.

 

Spiszmy klasowy kontrakt – proponuję, a w oczach moich uczniów dostrzegam rysujące się słowo „nuda”. – Chciałbym, żebyście zastanowili się nad tym, co w szkole lubicie oraz nad tym, co chcecie zmienić. Pomyślcie, jak wyglądałaby według was szkoła idealna, taka z waszych marzeń i właśnie te wnioski wyznaczą nam zasady naszej współpracy.

 

Zapada grobowa cisza. Niektórzy uczniowie chcieliby coś powiedzieć, ale się… wstydzą? A może nie wierzą, że szkoła idealna jest możliwa? Po kilku zachętach słyszę zdanie, które pojawi się jeszcze w kilku innych oddziałach.

 

To my możemy mieć własne zdanie? – pyta jedna z uczennic.

 

 

Zasady, układ, gra.

 

Klasowy kontrakt spisujemy wspólnie na tablicy.

 

Pierwszy punkt zawsze jest „mój” – to szacunek.

 

Chcę, byście szanowali się wewnątrz grupy, jak również nie pozwolę sobie na brak szacunku wobec mojej osoby. Ale to oznacza, że i wy musicie wymagać ode mnie tego, abym was szanował – wyjaśniam. Pękają pierwsze lody, idziemy dalej.

 

Chcemy zrozumieć, po co tu jesteśmy – rzuca ktoś.

 

A dotychczas? – pytam

 

Od zawsze jest tak, że przychodzi się na lekcje, bo trzeba. Co z tego, że, w przypadku języka rosyjskiego, wiemy, że w czasownikach dokonanych z przedrostkiem wy- akcent pada na pierwszą sylabę, skoro na ulicy Rosjaninowi nie odpowiedzielibyśmy nawet jednym słowem na pytanie? Ale tak jest wszędzie

 

Jesteśmy ludźmi! – nagle ktoś wykrzykuje – Czasem robimy błędy, ale to nie dlatego, że jesteśmy źli. Po prostu czegoś nie wiemy, a wtedy najczęściej spotyka nas za to kara… Chcemy móc też być samodzielni, a nie jak roboty powtarzać słowa nauczyciela.

 

-Luźna atmosfera – dodaje inny uczeń. – I nie chodzi nam o to, żeby nic nie robić. Proszę pana, my chcemy się uczyć, ale chyba nikt jeszcze nie dał nam na to szansy, a nie jesteśmy w stanie tego robić, gdy wszyscy się na siebie denerwują.

 

-Po chwili pojawiają się głosy innych uczniów, nawet tych, o których słyszałem, że to „głąby i obiboki” (tymi dokładnie słowami). Zaczynają wierzyć w to, że być może coś, przynajmniej na jednej lekcji, odmieni się…

 

Może pan dostosować poziom do nas? – zadaje mi ktoś pytanie – Często jest tak, że nauczyciele „lecą” z kolejnymi tematami, nie pytając nawet nas, czy rozumiemy… A jak nawet powiemy, że nie, to się na nas złoszczą.

 

Musi być pan cierpliwy i pokorny! Nie wszystko od razu rozumiemy, ale też nie dla każdego pana przedmiot będzie najważniejszy. Chcemy nauczyć się rosyjskiego, ale nie chcemy, byśmy musieli traktować pana jak boga.

 

Chcemy wszyscy zdać

 

Boicie się jedynek? – dopytuję

 

Bardzo często słyszymy na lekcjach, że dostaniemy jedynkę, jak nie będziemy robić tego, co każe nauczyciel – słyszę w odpowiedzi. – Jak mamy się czegoś nauczyć w takim stresie?

 

Nie chcemy siedzieć tu jak za karę – wtrąca się jakiś głos.

 

A co ze sprawdzianami i kartkówkami? Mogą być proste…? – słyszę pytanie.

 

A co by było ze sprawdzianami w szkole idealnej? – podpytuję i słyszę nieśmiałą odpowiedź.

 

Nie byłoby…

 

-Zapiszmy więc i ten punkt na tablicy – mówię z uśmiechem.

 

 

Młodzi ludzie, ta „swołocz, tałatajstwo, głąby i lenie” zaproponowali bardzo rozsądne postulaty. Dlaczego tak się stało?

 

 

Jest pan pierwszym, który faktycznie chciał nas wysłuchać. My chcemy jak najwięcej czerpać z lekcji, ale gdy czujemy, że ktoś nie szanuje nas, my też nie będziemy szanować tej osoby. Niektórym (nauczycielom) się wydaje, że to dla nich przychodzimy. Nie mają w sobie ani trochę pokory i zrozumienia – słyszę w odpowiedzi od zbuntowanej i okropnej młodzieży. […]

 

 

Przemysław Kleniewski – dydaktyk, metodyk nauczania, rusycysta. Organizator szkoleń z zakresu tzw. świadomej edukacji dla rodziców oraz nauczycieli. Aktywnie działa na rzecz zmian w polskiej szkole, współpracując przy tym z wieloma organizacjami oraz nauczycielami i rodzicami. Szczególnie interesuje się budowaniem relacji nauczyciel-uczeń. Prywatnie wielki miłośnik kolei (z racji tradycji rodzinnych).

 

 

Cały tekst „To my możemy mieć własne zdanie? – czyli o tym co się stało, kiedy pozwoliłem uczniom mówić” – TUTAJ

 

 

Źródło: www.juniorowo.pl

 



Zostaw odpowiedź