Tak jak zapowiedziałem przed dwoma tygodniami, poprzedni weekend wypełnił mi w całości 3 Kongres Polskiej Edukacji, tym razem zorganizowany w Katowicach. Gdy tylko poznałem jego termin i lokalizację zdziwiłem się niepomiernie. Wszak poprzednie dwa odbyły się w Warszawie i za każdym razem w dni powszednie. Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła. Z zamiarem dojścia do źródeł takiej zmiany poszperałem troszkę w Internecie i natrafiłem na „Informację o wyborze najkorzystniejszej oferty oraz unieważnieniu postępowania” z 19 grudnia 2014 roku, z której dowiedziałem się, że pierwotnie kongres planowany był na marzec tego roku, i że w przetargu* na jego organizację pojawiły się trzy oferty, z których najdroższa (2 398 876,54 zł.) lokalizowała to przedsięwzięcie na Stadionie Narodowym. Pozostałe dwie, tańsze, oferty proponowały kongres w Krakowie. Jednak organizator unieważnił przetarg z przyczyn podanych w przywołanym piśmie.
Drugi przetarg został ogłoszony 20 czerwca, tym razem z precyzyjnym określenie miejsca (Katowice) i terminu kongresu (29-30 sierpnia) i rozstrzygnięty (otwarcie kopert z ofertami – 3 lipca o 10:30) pismem z dnia 14 lipca. Wybrana została oferta złożona przez firmę IT event Sp. Z o.o. z Warszawy, która zobowiązała się zrealizować ten projekt za 2 108 629, 43 zł (brutto). Tak oto budżet UE zaoszczędził 290 247,11 zł!!! Ale za cenę pozbawienia jego uczestników ostatniego weekendu tych wakacji!
Zaiste, nie ma wątpliwości, że uczestniczyli w nim (obok urzędników oraz funkcjonariuszy MEN i jego agend oraz prelegentów) sami „entuzjaści edukacji”!
Ale dość o „kuchni” organizacji tego wydarzenia. Teraz kilka linijek moich refleksji „kibica”, obserwującego to wydarzenie z pozycji niezaangażowanego po żadnej ze stron – ani klakierów ani krytykantów obecnej ekipy ministerialnej. Otóż pierwszą refleksją jaka nasunęła mi się tuż po otwarciu tego Kongresu było stwierdzenie zmiany na lepsze, jaka różni to otwarcie od inauguracji pierwszego Kongresu, jaki odbył się w czerwcu 2011 roku w warszawskim obiekcie Centrum EXPO XXI. Tam były dymy, pulsujące światła, muzyka w stylu „gwiezdne wojny” – jednym słowem WIELKIE SHOW! Tu było normalnie, rzekłbym – skromnie…
Drugie spostrzeżenie: nieobecność dyrektora IBE dr hab. Michała Federowicza, którego w uroczystości otwarcia prac Kongresu zastępował dr Michał Sitek – zastępca dyrektora ds. badawczych i wdrożeń. Jako że sytuacja taka powtórzyła się także podczas zamknięcia Kongresu, a nikt nie poinformował uczestników (z których b. wielu brało udział w poprzednich spotkaniach „Entuzjastów Edukacji” i pamiętało wiodącą rolę jaka tam szef IBE odgrywał) o powodach tej absencji, na własna rękę próbowałem „ze źródeł dobrze poinformowanych” pozyskać wiedzę co jest tego powodem. Jedyne co usłyszałem to stwierdzenie, że „z ważnych przyczyn osobistych”… Dopytywana przeze mnie słowami „To znaczy z jakich?” informatorka dopowiedziała: „Jest poważnie chory.” Szkoda, że organizatorzy tak nieelegancko potraktowali nieobecność dyrektora Fedorowicza; w takich sytuacjach brak informacji zawsze rodzi spekulacje, często bardzo daleko idące…
Już pod koniec drugiego dnia Kongresu mogłem uznać, że „w tym szaleństwie jest metoda”, to znaczy że organizatorzy świadomie na panelistów zapraszali w znaczącym procencie osoby nie pracujące w systemie szkolnym. O tym, jak zmieniać edukację mówili (nie zawsze na temat) przedsiębiorcy, menedżerowie, samorządowcy, liderzy stowarzyszeń i fundacji, zrzeszających nie tylko innowacyjnych nauczycieli i środowiska wspierające szkoły, ale także widzących potrzebę reform rodziców. Co nie znaczy, że obecni na widowni dyrektorzy i nauczyciele szkół i przedszkoli, placówek doskonalenia nauczycieli, poradni i innych placówek oświatowo-wychowawczych nie mieli szansy zabrania głosu i wypowiedzenia swych poglądów. Byłem wielokrotnie świadkiem sytuacji, gdy „lud edukacyjny” potrafił zburzyć misternie zaplanowany program i zawładnąć mikrofonem, pozwalającym na zgłaszanie swoich punktów widzenia. A były to często dowody na to, że nie ma jednego, uniwersalnego opisu „stanu rzeczy”, nie ma identycznych warunków pracy nauczyciela, nie może więc być skuteczna jedna, ministerialnie zachwalana metoda pracy.
Zmierzając ku końcowi tego felietonu napiszę jeszcze, że wyjeżdżając do domu pomyślałem sobie, iż byłem świadkiem swego rodzaju „łabędziego śpiewu” odchodzącej ekipy, która – z różnymi zmianami personalnymi – przez ostatnie 8 lat kierowała resortem edukacji. Charakterystycznym dla wszystkich oficjalnych wypowiedzi (w tym – minister Kluzik-Rostkowskiej) było pomijanie kontekstu politycznego całego wydarzenia, tego że po październikowych wyborach wszystkie wnioski tego Kongresu, z taką pieczołowitością zapisywane przez moderatorów poszczególnych paneli i gromadzone przez jego głównego koordynatora – Wojciecha Dudziaka mogą pójść do kosza. Tego na papiery i tego w komputerach resortowych…
A nawet, jeśli po wyborach przodująca dziś w sondażach partia nie będzie mogła utworzyć rządu, to i tak najprawdopodo- bniej powstanie rząd koalicyjny, w którym ministrem edukacji może zostać ktoś dziś nie do przewidzenia, tak jak zdarzyło się to w 2005 roku!
P.s.
Tak sobie myślę, że nie ma co mówić, iż ten Kongres to zmarnowane pieniądze. Ten tysiąc z okładem nauczycieli i dyrektorów szkół, którzy w nim uczestniczyli poczuli swoją siłę, nawiązali kontakty, dowartościowali się i zobaczyli, że nie są sami w swojej szkółce, wiosce, mieście… Nie tak łatwo będzie ich przekonać do porzucenie dotychczasowego sposobu działania, do sprzyjania reformom, jakie obiecuje ekipa, opracowująca programy pod szyldem PiS. Oni mogą w nadchodzącej przyszłości stać się bazą społeczną „edukacyjnego ruchu oporu”…
Włodzisław Kuzitowicz
*Z pisma ogłaszającego przetarg można się dowiedzieć, że „przedmiotem zamówienia jest organizacja w Warszawie albo w Krakowie, albo we Wrocławiu, albo w Łodzi albo w Trójmieście (Gdańsk, Gdynia lub Sopot) dwudniowego III Kongresu Polskiej Edukacji dla nie mniej niż 900 i nie więcej niż 1100 uczestników każdego dnia.” Czyli wtedy Katowice w ogóle nie były przewidywane jako możliwa lokalizacja kongresu.
Warto przeczytać: