W minioną środę w „Akademickim Zaciszu” rozmówcą prof. Romana Lepperta był Robert Górniak – nauczyciel języka angielskiego oraz wicedyrektor w Zespole Szkół Prywatnych “Twoja Przyszłość” w Sosnowcu, a przewodnim wątkiem tego spotkania było poszukiwanie  odpowiedzi na pytanie: „Szkoła (nie)publiczna – czyli jaka?”

 

Dzisiaj postanowiłem podzielić się z Wami moimi refleksjami, które wzbudziła ta rozmowa o szkolnictwie niepublicznym. Pamiętam te lata z początków III RP, kiedy powstawanie szkół niepublicznych – prywatnych i prowadzonych przez tworzące się stowarzyszenia – była odbierana jako kolejny przykład na – pozytywne – skutki demokracji i wolności obywatelskich. Jednak dzisiaj, po upływie 35 lat życia w owej wolności, już mnie ten segment polskiego szkolnictwa tak nie cieszy.

 

Zapytacie dlaczego? Co ci się tu nie podoba? Oto moje uzasadnienie i konkretne fakty, które są źródłem moich obaw:

 

Powód pierwszy:

 

W Polsce wzrasta liczba dzieci uczęszczających do szkół prywatnych. W 1998 roku ten odsetek dzieci wynosił zaledwie 0,5 procenta, a w 2023 roku7,8 procenta! I ten odsetek ciągle rośnie. Oto oficjalna statystyka liczby uczniów z ostatnich lat:

 

 

Źródło: www.konkret24.tvn24.pl

 

Powód drugi:

 

Nauka dziecka w szkole prywatnej wiąże się z wydatkami. Nie jest to tylko czesne, ale kilka innych opłat, jakie najczęściej pobierają te szkoły. I nie są to jedynie kwoty comiesięcznego czesnego, ale także opłaty, związane z przyjęciem dziecka do takiej szkoły. Są to:

 

– Opłata rekrutacyjna:  150-400 zł

 

– Opłata za zajęcia i rozmowy rekrutacyjne: 100 zł

 

– Opłata rekrutacyjna za tydzień próbny: 200 zł

 

– Opłata za egzamin wstępny: 100-500 zł.

 

Analiza kilkudziesięciu szkół prywatnych w dużych miastach wykazała, że czesne waha się od 700 zł. do 3300 zł. miesięcznie, ale najczęściej była to kwota miesięczna około lub nieco ponad 1000 zł. Do tego dochodzi także opłata za wyżywienie (tutaj także kwoty są bardzo różne –  zazwyczaj od 11 zł za dzień, albo 6-12 zł. za każdy posiłek) i wiele innych, dodatkowych, także płatnych oddzielnie, świadczeń.

 

W droższych szkołach międzynarodowych czesne jest podawane jako kwota roczna – od 20 000 do 51 000 zł., oczywiście płatne w ratach.

 

Więcej informacji o kosztach ponoszonych przez rodziców, którzy zdecydowali się na kształcenie swojego dziecka w szkole niepublicznej/prywatnej znajdziecie w obszernym opracowaniu Czesne w prywatnych szkołach w Polsce”  –  TUTAJ

 

W jakim celu podałem te informacje, zwłaszcza te o rosnących z roku na rok opłatach?  Aby postawić tezę, do której zmierzam od pierwszej chwili, w której zapoznałem się z tymi faktami:

 

Owo zjawisko rosnącej liczby dzieci, uczących się w polskich szkołach prywatnych, pomimo wzrastających opłat za nie, jest – w mim głębokim przekonaniu – spowodowane pogłębiającym się kryzysem systemowym i kadrowym polskiego szkolnictwa publicznego, i prowadzi do coraz wyraźniejszego rozwarstwiania społeczeństwa: na bogatych – których stać na zapewnienie swoim dzieciom lepszej niż w szkole publicznej edukacji, i na całą resztę, której na to nie stać…

 

Moim argumentem przemawiającym za tym, że główną przyczyną owej ucieczki bogatych rodziców do szkół niepublicznych, jest obniżający się – w ujęciu średnim – poziom szkolnej edukacji publicznej, czemu są winne kolejne rządy odpowiedzialne za edukację w ostatnich kilkunastu latach, jest ta informacja, która po wpisaniu pytania: ”Czy w Finlandii są szkoły prywatne?”    została wygenerowana przez IA:

 

<Tylko 2% uczniów objętych obowiązkiem szkolnym uczęszcza do szkół prywatnych, które są również finansowane ze środków publicznych.>

 

Chyba nie muszę czytających ten felieton przekonywać o plusach fińskiego systemu edukacji (niedoinformowanych odsyłam do tekstu „System edukacji w Finlandii – Na czym polega jego fenomen?”  –  TUTAJ).

 

Na zakończenie dodam jeszcze, że pisząc krytycznie o edukacji  publicznej nie zapomniałem o wielu szkołach, które – na przekór systemowi i starym nawykom –  potrafią wdrażać u siebie, oddolnie, innowacyjne metody uczenia się uczniów pod kierunkiem tutorow-nauczycieli, które zrezygnowały ze straszaka ocen cyfrowych, budują rzeczywiście partnerskie relacje nauczycieli z uczniami i ich rodzicami, indywidualizują  swoje podejście, odkrywając i rozwijając uczniowskie talenty, ale także wspierając tych mniej uzdolnionych, także tych ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.

 

Wiem o tych szkołach, jestem pełen uznania dla ich działalności, ale –  podobnie jak mówi stare polskie przysłowie, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak i one są tylko kroplami w morzu ogólnokrajowej sztampy, a czasami i miernoty…

 

I – niestety –  wiadomo: „Ryba psuje się od głowy”. Także i system szkół publicznych musi zostać odmieniony, począwszy od zmian w ministerstwie zarządzającym edukacja, a także od zmian w  przekonaniach posłanek i posłów, inspirujących i uchwalających ustawy , które mogłyby stanowić  prawne ramy odnowy polskiego szkolnictwa publicznego,

 

A kiedy ten system publicznej edukacji zostanie uzdrowiony, możliwy będzie – na wzór Finlandii – spadek zainteresowania rodziców płatnymi, prywatnymi szkołami…

 

Jeśli tak się nie stanie, grozi nam proces pogłębiania się różnic społecznych, grozi powrót do społeczeństwa klasowego i coraz mniejsze szanse na życiową karierę dzieci z biedniejszych, lub wręcz biednych, rodzin!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź