Nie muszę chyba Was przekonywać, że to właśnie okoliczności, które uniemożliwiły mi zamieszczenie tego felietonu na stronie „Obserwatorium Edukacji”, jak zawsze w niedzielę, będą jedynym tematem tego felietonu.

 

Otóż wszystko zaczęło się w czwartek, nomen omen 13 lutego, kiedy śpiesząc się na ważne spotkanie z panią dr. Anną Machcewicz – historyczką i dziennikarką, badaczką dziejów najnowszych Polski, pracującą w Instytucie Studiów Politycznych PAN, która aktualnie zbiera materiały do opracowania o losach uczniów Heleny Radlińskiej – twórczyni polskiej pedagogiki społecznej – w okresie powojennym. O tym, że ja mam sporo informacji o jednej z tych osób – o dr. Aleksandrze Majewskiej – dowiedziała się właśnie z „Obserwatorium Edukacji” i tam znalazła mój adres mejlowy. Napisala do mnie i uzgodniliśmy, że spotkamy się w Bibliotece Uniwersytetu Łódzkiego właśnie w czwartek przed południem.

 

Dlatego rano otworzyłem laptopa, aby przygotowane w środę wieczorem dwa materiały, które zostały na panelu administracyjnym OE zapisane jaki szkice, przenieść na właściwą stronę „Obserwatorium”.  I wtedy okazało się, że „siadł” cały system mojego komputera. Nie miałem innego pomysłu, jak zresetowanie oprogramowania do stanu początkowego.  Powiodło się, ale…

 

Ale utraciłem właściwie wszystko – oprócz plików zapisanych „w chmurze”. Przede wszystkim podjąłem próbę wejścia na panel administracyjny  na stronie OE. I tu okazało się, że hasło dostępu nie działa. Zawsze była możliwość, że mogłem po wpisaniu  adresu poczty mejlowej założyć nowe hasło. I wtedy zobaczyłem, że to nie koniec przykrych niespodzianek: mój adres na gmailu także był zablokowany i w żaden sposób nie do odzyskania.

 

Poddałem się – jedyne co mogłem zrobić to poprosić przyjaciela (dzięki któremu w ogóle mam to moje OE), który na swoim komputerze także ma możliwość, na swoje hasło, wchodzić na panel administracyjny OE. I to dzięki niemu w piątek mogliście te dwa „czwartkowe” materiały zobaczyć.

 

I dopiero wczoraj przed moim laptopem zasiadł specjalista, który po godzinie oświadczył, że nie był to skutek przypadkowego zawirusowania komputera, a świadomy atak hakerski, dokonany za pośrednictwem chińskich serwerów. Dzięki niemu mam nowy adres – ale już nie na e-pocztę gmaila. I dopiero w poniedziałek, gdy skontaktuję się z właścicielem serwera, na którym hostowana jest strona „Obserwatorium Edukacj otrzymam nowe hasło dostępu na „admin” OE i będę mógł wrócić do codziennej pracy redaktorskiej.

 

Ciekawe, czy kiedyś dowiem się,  komu tak bardzo naraziłem się, że posłużył się tak wykwalifikowanym, tak skutecznym, hakerem!!!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź