Ten felieton będzie inny od poprzednich – nie będzie komentarzem do żadnego z oświatowych wydarzeń minionego tygodnia. Postanowiłem powrócić moimi refleksjami do tematu, który od dwudziestu lat pojawia się i znika w publicznej debacie – do oceny zachowania ucznia.  Impulsem do tego stal się tekst Katarzyny Mazur, zamieszczony 16 stycznia b.r. na portalu „strefa EDUKACJI”, zatytułowany „Kiepskie oceny i wzorowe zachowanie? Rodzice kwestionują oceny zachowania”.

 

Oto jego początkowy i końcowy fragment:

 

Bardzo to się gryzie: wzorowy uczeń i średnie lub słabe stopnie. Trudno uznać, że jest to dobry przykład do naśladowania. Wzorowy uczeń to przecież taki, które we wszystkim celuje, prawda? Nieprawda. Mimo powszechnego przekonania, aby otrzymać najwyższą ocenę zachowania, wcale nie trzeba dobrze się uczyć. […]

 

Zachowanie powinno być oceniane na podstawie postawy ucznia, jasno określonej w szkolnych dokumentach, a nie wyników edukacyjnych – i tylko takie podejście gwarantuje równość oraz sprawiedliwość w systemie oceniania.”

 

Ale nie będę komentował tej „oczywistej oczywistości” owej końcowej konkluzji tego tekstu. Zastanowiło mnie co innego: Że chociaż od tak dawna powraca teza, iż ocena zachowania ucznia to przeżytek minionej epoki i najwyższy czas, aby zniknęła ona z naszego systemu szkolnego, to rodzice nie widzą potrzeby jej likwidacji, a jedynie krytykuję jawną patologię jej ustalania.

 

„Za moich czasów”, kiedy byłem uczniem, były cztery oceny – jak to się mówiła- „z zachowania”: 2 – niedostateczny, 3 – dostateczny, 4 – dobry i 5 – bardzo dobry. I tylko wychowawca klasy wiedział dlaczego takie oceny wystawił poszczególnym uczennicom  uczniom. Natomiast kiedy funkcjonowałem w roli dyrektora szkoły weszły nowe zasady, w których cyferki zostały zastąpione określeniami sześciu ocen tegoż zachowania: wzorowe, bardzo dobre, dobre, poprawne, nieodpowiednie, naganne. Co nie wpłynęło na to, że nadal eksperci krytykowali jej stosowanie w szkołach dla młodzieży. Warto wspomnieć, że nie ma ocen zachowania w szkołach dla dorosłych, nie mówiąc o szkołach wyższych!

 

I wtedy zaczął obowiązywać przepis, że kryteria dla ustalenia tych ocen muszą być sprecyzowane w  wewnątrzszkolnym systemie oceniania, będącym częścią statutu szkoły. I to z kolei pozwoliło na powstanie punktowych systemów ustalania tych ocen – patrz przykład takowego z jednej ze szkół podstawowych – TUTAJ

 

Nie muszę chyba rozwijać tego tematu – wszyscy chyba wiemy, że takie zasady skutkują możliwością „odkupywania” swoich „podpadek”– w celu zlikwidowania punktów ujemnych dodatnimi – np. przynoszeniem do szkoły surowców wtórnych (makulatury, baterii, nakrętek). Nawet gdy o tym piszę, to ogarnia mnie wzburzenie…

 

Reasumując:

 

Apeluję do wszystkich, którym bliska jest idea podmiotowego traktowania uczniów i którzy są zdecydowanymi przeciwnikami „treserskich” metod wychowania – w MEN-ie, wśród uczonych pedagogów, młodych, nieskażonych nawykami nauczycielek  nauczycieli oraz rozsądnych, niekonserwatywnych rodziców, aby podjęli wszystkie możliwe działania, które doprowadzą do rychłej likwidacji oceny zachowania ucznia, tego przeżytku rodem z „pruskiej szkoły”!

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź