Przed rokiem dzień 1 listopada przypadł w środę. Dlatego felietony – zarówno ten 3 dni przed, jak i ten 4 dni po – nie miały w swych treściach tematyki wspomnieniowej. I dlatego w Dniu Wszystkich Świętych, który w mojej pamięci od lat tak naprawdę funkcjonuje jako Dzień Zmarłych, zamieściłem tekst, zatytułowany „Dziesięcioletni bilans moich wspomnień o Tych Którzy Odeszli” – bo był to 10. rok mojego redagowania „Obserwatorium Edukacji”.
Dziś trudno mi uciec od atmosfery wspomnień, mając świeżo w pamięci wczorajsze i przedwczorajsze wizyty na cmentarzach, odwiedzanie grobów, składanie kwiatów i zapalanie zniczy… Pierwszą refleksją, która mi towarzyszyła w tych dniach ,była świadomość, że w od 1 listopada ubiegłego roku nie byłem na pogrzebie nikogo z grona mich bliskich: rodziny i przyjaciół. Jednak nie znaczy to, że w ogóle nie żegnałem nikogo na cmentarzach.
8 listopada uczestniczyłem w pogrzebie dr Izy Muchnickiej-Diakow, która w latach kiedy pracowałem w Zakładzie Pedagogiki Społecznej na UŁ była moją starszą – nie tylko wiekiem ale i stopniem – „koleżanką z pracy”. Los zrządził, że nieomal trzy miesiące później – 2 lutego – towarzyszyłem w ostatnim pożegnaniu dr Brygidy Butrymowicz – także byłej adiunktki w tymże zakładzie.
Prawie dwa miesiące wcześniej – 14 grudnia – uczestniczyłem w ostatniej drodze, młodszego ode mnie o ponad 15 lat, Wojciecha Walczaka, z którym nasze drogi przecięły się w dwu okresach mojego życia. Pierwszy raz zdarzyło się to, gdy podczas Strajku Studenckiego zimą 1981 roku, którego on – jako student psychologii na UŁ – był jednym z przywódców, a ja jako starszy asystent na tymże uniwersytecie – wtedy jako sekretarz p.o.p. w Instytucie Pedagogiki i Psychologii tejże uczelni – przebywałem razem z uczestniczącymi w tym proteście studentami – o czym on wiedział, a nawet zwracał uwagę Komitetowi Strajkowemu budynku Instytutu, że „rządzi wami sekretarz partii!”. Ponownie spotkaliśmy się latem 1990 roku, kiedy w wyniku historycznych wyborów 4 czerwca 1989 roku został on Kuratorem Oświaty w Łodzi, a ja byłem w tym czasie, drugi rok, dyrektorem Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej. I On, znając moje „zaszłości”, oraz fakt, iż powołała mnie kuratorka „poprzedniej władzy” – nie odwołał mnie z tego stanowiska…
11 kwietnia, dokładnie w dniu moich 80-ych urodzin, dotarła do mnie – niestety z Internetu – informacja , że na zarzewskim cmentarzu odbył się pogrzeb, zmarłego 4 kwietnia, mojego kolegi z „Budowlanki” – Jurka Poprawskiego – jednego z czwórki naszego Klubu „Kula”. Było już wtedy za późno abym mógł uczestniczyć w pogrzebie. Mogłem Go pożegnać jedynie w myślach…
x x x
A teraz zarejestruję choć kilka przemyśleń, które w minionym tygodniu powstały pod wpływem informacji, zamieszczanych przeze mnie na OE.
Zacznę od zamieszczonego na OE w poniedziałek tekstu Jarosława Pytlaka p.t. „Trzeba włożyć dużo pracy, żeby nic się nie zmieniło”. Zacytuję tu dwa jego fragmenty:
„W tej krótkiej historii ewolucji doskonale widać tendencję do coraz bardziej szczegółowego opisywania zadań nakładanych na szkołę i nauczycieli. W rezultacie w ostatnich latach pojawiły się wręcz żądania, żeby nauczyciele realizowali tylko podstawę programową, albo żeby w podręcznikach wolno było umieszczać jedynie treści zawarte w podstawie. Zaczęto traktować ją jak program nauczania.[…]
Niestety, w dokładnie tę samą tendencję wpisuje się projekt podstawy programowej EO, pomimo tak podkreślanego jako nowość oparcia na profilu absolwenta. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wkładamy, i jeszcze włożymy, mnóstwo ciężkiej pracy, żeby w ostatecznym rozrachunku niewiele się zmieniło.”
Nieprzypadkowo materiał ten zatytułowałem „Kolejny ważny tekst doświadczonego praktyka o przygotowywanej przez MEN reformie”. Jak bym przewidział, że wkrótce będę jeszcze zamieszczał kolejne informacje o inicjatywach MEN:
29 października
> Rząd przygotowuje kolejną nowelizację Prawa oświatowego – dotyczącą egzaminów
> Opinie praktyków i związkowców o koncepcji „multiprzedmiotu” przyroda
31 października
>Już wszystko jasne. Są projekty podstaw programowych nowych przedmiotów!”
Powiem wprost, bez uciekania się do eufemizmów i metafor. Im dłużej obserwuję kolejne poczynania resortu edukacji pod kierunkiem pani ministry Barbary Nowackiej (byłej „niespełnionej” działaczki lewicowej, która do PO przyszła w 2018 roku – z wyraźnym „parciem na fotele”), tym bardziej tracę nadzieje na to, że polska oświata, a konkretnie nasze szkoły, a w nich uczniowie i nauczyciele, a wokół nich rodzice tych uczniów, doczekają się rzeczywistej zmiany systemu. Nie nazw przedmiotów, podstaw programowych, nie liczby godzin spędzanych w szkole ani czasu przy pracach domowych. Rzeczywistej zmiany filozofii i realiów edukacji – na miarę przyśpieszającej ewolucji świata, świata w którym będą żyli dzisiejsi i przyszli uczniowie!
I już nawet śmiać mi się nie chce, gdy czytam o powołaniu w MEN kolejnych rad: Rady do spraw Informatyzacji Edukacji, Rady Dyrektorów Szkół i Placówek Szkolnictwa Branżowego czy Rady Dyrektorów Przedszkoli. I o tych wszystkich wizytach i spotkaniach kierownictwa MEN „w teranie” – z nauczycielkami/ami i uczennicami/niami szkół, które dostąpiły tego wyróżnienia. Jakoś nie potrafię tego odebrać jako formy AUTENTYCZNEGO dialogu WŁADZY z LUDEM.
Przynajmniej takiej pewności nabrałem po wystąpieniu pani wiceministry Katarzyny Lubnauer na XI Kongresie Zarządzania Oświatą OSKKO w Łodzi. Te wszystkie spotkania w żadnej mierze nie wyglądają na okazję do wysłuchiwania głosu interesariuszy, raczej na ich indoktrynację, żeby nie powiedzieć – agitację za swoją wizją edukacji…
A czasem to wygląda nawet jak… jak pompowanie własnego ego….
STOP!
Na tym poprzestanę, bo mógłbym zbytni się narazić…
Do zobaczenia za tydzień.
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Moje rozczarowanie do sił politycznych, rządzących Polską w ramach „Koalicji 15 października” ma także wymiar lokalny. Nie mogę więc pominąć tego wszystkiego, co od września 2023 roku dzieje się wokół Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego.
To, że pani Południkiewicz złożyła wypowiedzenie z pracy, że – podobno – 20 listopada – odbędzie się kolejny konkurs na stanowisko dyrektora Łódzkiego Centrum, to dobra wiadomość. Ale…
Ale chciałby, i myślę ze nie tylko ja, dowiedzieć się kto stoi za tą, ciągnącą się już tyle miesięcy, manipulacją i uporczywym lansowaniem owej pani na szefową tej tak zasłużonej , nie tylko dla łódzkiego, środowiska nauczycieli i uczniów. I z przykrością muszę stwierdzić, że wszystko to ma miejsce wtedy, kiedy za oświatę w naszym mieście odpowiada lewicowy wiceprezydent. A taka sytuacja jest w Łodzi od 2014 roku, kiedy lider łódzkiego SLD – Tomasz Trela został wiceprezydentem, w którego zakresie odpowiedzialności znalazła się oświata. A po jego odejściu w 2019 roku do Sejmu, zastąpiła go pani Małgorzata Moskwa-Wodnicka. I trwa tam do teraz. Nie takiego sposobu (zakulisowe machlojki w polityce kadrowej) zarządzania oświatą oczekiwałem od polityków lewicy!!!
A swoją drogą zastanawia także dziwna ospałość w reagowaniu na ten stan rzeczy „platformianego” Urzędu Wojewódzkiego i Kuratorium Oświaty…. [WK]