Dzisiejsza niedziela jest elementem kolejnego polskiego długiego weekendu, którego finałem będzie Święto Niepodległości. Na tę okazję pani minister Kluzik-Rostkowska zaprosiła wszystkich(?) do świętowania tego dnia w siedzibie MEN, gdzie już od godz.11.30 na dziedzińcu gmachu przy Al. Szucha 25 będzie można m.in. wziąć udział w grach i zabawach, wspólnym przygotowywaniu kokard narodowych, obejrzeć historyczne filmy, pośpiewać i posłuchać patriotycznych piosenek. Godzinę później (od 12.30 do 16.00) będzie można wejść do środka i z bliska zobaczyć miejsca pracy tych, którzy na co dzień trudzą się tam, abyśmy my wszyscy… mieli co krytykować. Po zmroku będzie można – jak to napisano „po raz pierwszy w historii” – podziwiać iluminację (w barwach narodowych) frontonu tej dawnej siedziby gestapo.
Nie wiem, czy – gdybym mieszkał w Warszawie – dałbym się tego dnia uwieźć temu zaproszeniu. W ogóle zauważyłem, że nasz resort podejmuje coraz więcej inicjatyw z kategorii PR, żeby nie użyć tu bardziej chyba adekwatnego określenia „z minionej epoki” – propagandy. Bo taki na przykład „Rok Szkoły Zawodowców”, jak dotąd, to głównie bywanie przedstawicieli kierownictwa resortu na fetach w wybranych szkołach zawodowych, wystąpienia – gównie wiceministra Sławeckiego – na różnych konferencjach i sympozjach z referatami na temat co resort zamierza zrobić dla szkolnictwa zawodowego, a ostatnio – ogłaszanie konkursów, które przecież nie zmienią rzeczywistości, co najwyżej pozwolą w kilku szkołach-laureatach wystawić w gablotkach statuetki za zwycięstwo w swojej kategorii.
Jednym z takich konkursów jest, ogłoszony 3 listopada, konkurs „Szkoła zawodowa – mój wybór”. Jak napisali w jego regulaminie organizatorzy „celem konkursu jest upowszechnianie kształcenia zawodowego poprzez wybór i prezentację najlepszych prac uczniów. Zadaniem uczestników będzie wykazanie się umiejętnościami, kreatywnością i takim sposobem prezentacji tematu, który zachęci młodych ludzi do świadomego planowania własnej kariery edukacyjno-zawodowej.” Tylko czy nadesłanie, nawet kilkuset takich prac: tekstowych, plastycznych i filmowych, rzeczywiście wpłynie na popularyzację idei, że „szkoła zawodowa jest cool”? Nawet gdyby najciekawsze z nich były prezentowane we wszystkich szkołach podstawowych i gimnazjach, nawet gdyby pokazywała je telewizja – śmiem twierdzić, że nie wpłynie to znacząco na zmianę dominującego w głowach milionów rodaków przekonania, iż „do zawodówki idą ci, którzy nie dostali się do ogólniaka!”
Dlaczego tak sądzę? Bo nigdy jeszcze nachalne „wciskanie” ludziom jakiegoś poglądu nie doprowadziło do zakładanego przez jego autorów skutku. Bo takie konkursy, to przekonywanie już przekonanych. A tym co naprawdę może wpłynąć na decyzje wyboru przez młodych ludzi zawodowej, a nie ogólnokształcącej drogi dalszego kształcenia powinno stać się pokazywanie, przy różnych okazjach, jak bardzo zmieniła się specyfika i warunki pracy we współczesnych zawodach, a przede wszystkim – upowszechnianie wyników badań losów absolwentów szkół zawodowych i ogólnokształcących oraz prognoz zapotrzebowania rynku pracy w perspektywie 10-u, 15-u lub więcej lat.
Trzy dni później ministerstwo zachęcało szkoły zawodowe dla młodzieży kształcące w zawodach do udziału w III edycji konkursu „Szkoła dla pracodawców – pracodawcy dla szkoły” przygotowanego przez Krajowy Ośrodek Wspierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej. Dwie poprzednie edycje były przeprowadzone pod nazwą „Szkoła dla rynku pracy”. Celem konkursu jest wyłonienie oraz promocja szkół i pracodawców osiągających wysoką jakość i efektywność współpracy w kształceniu zawodowym.
Zainteresowałem się wynikami poprzednich konkursów. O tym z roku ubiegłego można dowiedzieć się z komunikatu na stronie KOWEZiU. A nie jest to budująca informacja. Okazało się, że z 16-u typów szkół zawodowych aż w 6-u nie napłynęły zgłoszenia choćby z jednej szkoły! W pozostałych 10-u podano nazwy szkół, których dorobek opisany w nadesłanych formularzach zdobył „najwyższą punktację i zarazem najwyższe miejsce w danej branży”. Niestety – nie wiemy ile szkół w każdej z nich rywalizowało o te statuetki.
Że nie był to „wypadek przy pracy” widać wyraźnie, gdy dotrze się do wyników pierwszej edycji tego konkursu. Także w archiwum komunikatów KOWEZiU można odnaleźć informację, że i w roku 2012 sytuacja była podobna. Nie zawsze te same, ale i wtedy 6 branż nie było reprezentowanych choćby przez jedną szkołę. Były to branże: transportu i gospodarki magazynowej, chemiczno-ceramiczna i szklarska, rolno–hodowlana, leśnictwo, rybactwo i inżynieria środowiska, medyczno-społeczna oraz ochrony i bezpieczeństwa osób i mienia oraz artystyczno-muzyczna.
O czym to może świadczyć? Można snuć wiele różnych hipotez wyjaśniających ten stan rzeczy: począwszy od najbardziej pesymistycznej, że szkoły nie maja się czym pochwalić w zakresie współpracy z pracodawcami, przez tezę, że przyczyną małej popularności tych konkursów był brak nagród rzeczowych lub pieniężnych, a skończywszy na hipotezie, że szkoły które maja taką współpracę na bardzo wysokim poziomie nie za bardzo chcą się tym chwalić przed innymi, bo dzięki tym rozwiązaniom nie narzekają na brak kandydatów do swojej szkoły, a przecież wszyscy wiedzą, że od lat toczy się walka o każdą duszyczkę, pozyskaną do klas pierwszych.
Reasumując: Tak to jest, gdy edukacją zarządzają dziennikarze. Zamiast w tłoki, cała para idzie w gwizdek!
Włodzisław Kuzitowicz