Dzisiejszy felieton nie jest o żadnym wydarzeniu, które stało się tematem materiału zamieszczonego w ubiegłym tygodniu na OE. Ale i nie jest to jakiś ogólnopolski event albo afera na miarę sejmowej debaty nad podpisanym przez 140 tys. osób – zwolenników Kai Godek i Fundacji „Życie i Rodzina” – projektem ustawy „STOP LGBT”.
Temat, a niektórzy mogą powiedzieć „temacik”, który wyzwolił głębokie pokłady mojego sprzeciwu, to bardzo lokalne wydarzenie, jakim było odwołanie klasowej imprezy w krakowskiej Szkole Podstawowej nr 34 im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, wchodzącej w sklad Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4 przy ul. Urzędniczej.
Informację o tym znalazłem na stronie portalu dla rodziców i nauczycieli „Miasto pociech”, który 26 października zamieścił tekst zatytułowany „Dzieci miały się bawić na balu halloweenowym, ale w szkole interweniowało kuratorium oświaty”. Podstawową informację zawiera ten akapit:
Bal […] miał trwać tylko godzinę, uczniowie mogli się przebrać, a rodzice z trójki klasowej zorganizowali słodki poczęstunek. Niestety jednemu z rodziców nie spodobał się pomysł wychowawcy klasy i zadzwonił do kuratorium oświaty z prośbą o interwencję. Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, natychmiast zareagowała na to zgłoszenie i bal odwołano
Więcej informacji znajdziecie czytając cały materiał na stronie „Miasto pociech” – TUTAJ
Zdecydowałem się poczekać z informacją o tym kolejnym przejawie niesłychanej operatywności Małopolskiej Kurator Oświaty – Barbary Nowak do niedzieli, bo nie chciałem pozostawić tego wydarzenia bez komentarza. A mam takowych – komentarzy – kilka:
Pierwszym jest zwrócenie uwagi na – nawet nie niepokojące a wręcz groźne – zjawisko, jakie dało o sobie znać w tej szkole. Otóż nikt nie może mieć już złudzeń, że pod rządami obecnego ministra edukacji i stojących za nim sił politycznych czeka nas dyktatura donosicieli – popleczników władzy, wyznawców histerycznych poglądów „hiperpoprawnych Polaków-katolików”.
Skoro tam, w Krakowskiej szkole, wystarczyła jedna „zgorszona” przygotowywanym przez rodziców i dzieci klasowym balem halloweenowym osoba, aby zareagował najwyższy wojewódzki urzędnik nadzoru w sposób, jakby przygotowywano jakąś obsceniczną imprezę, albo wręcz zabawę ze środkami wybuchowymi, to czy nadal możliwe będzie tworzenie i funkcjonowanie szkolnych społeczności: uczniów, ich rodziców i nauczycieli, którzy potrafią wypracowywać autonomiczne decyzje o tym jak ta szkoła ma funkcjonować?
Druga moje refleksja dotyczy przyczyny tej „afery”, czyli owej halloweenowej tradycji. Nie będę tu opisywał genezy i popularności tej zabawy – możecie, kto nie wie, przeczytać w Wikipedi. Ale dla mnie najważniejsze w tym całym ataku „obrońców polskiej katolickiej tradycji” jest – odważę się to napisać – głupota rządzących, także tych (nie wszystkich – mam nadzieje) ze szczebli kuratorów, którzy uważają, że jak oni czegoś zakażą, będą ścigać i karać, to sprawy nie będzie.
Gdyby tak to działało, to nie tylko w Polsce po 40-u latach, ale przede wszystkim na terenach dawnego ZSRR po ponad 70-u latach, nie byłoby ludzi wyznających jakąkolwiek religię. A czego jesteśmy już od 30 lat świadkami? Owi wierzący nie tylko przetrwali i mają się dobrze, ale nawet – odnoszę takie wrażenie – odreagowują teraz swoje historyczne niedowartościowania i sami stają się prześladowcami nosicieli, innych niż ich własne, poglądów.
Trzecia refleksja dotyczy, mam nadzieję że trochę na zapas, obawy o lekturę szkolną autorstwa naszego Wieszcza Adama pt. „Dziady część II”. Wszak to jawne promowanie prymitywnych guseł o „życiu pozagrobowym” – z tego co wiem, to nie znajdujących potwierdzenia w oficjalnej doktrynie wiary katolickiej – znaczy – polskiej!.
I mógłbym tak jeszcze długo przytaczać absurdy, do których można by sprowadzać zawiłe dzieje tradycji – także świąt katolickich. Bo czymże jest Boże Narodzenie, jeśli nie zaanektowaniem przez przywódców chrześcijaństwa w IV wieku n.e pogańskiego święta Ajona – święta przesilenia słońca, które to świętowano w nocy z 24 na 25 grudnia i około północy spełniano obrzędy, w ramach których wierni uczestniczyli w procesji z miejsca kultu, niosąc statuetkę dziecka – jako symbolu urodzonego Boga-Słońca przez dziewicę nazywaną Dea Caelestis (Tanit)? [Więcej – patrz TUTAJ]
Ale zostawmy te wielkie święta kościelne. Moja wyobraźnia podąża ponownie w kierunku naszych starych, ludowych tradycji i zwyczajów. Czy kuratorzy będą teraz ścigali uczniów i nauczycieli, którzy pójdą wiosna utopić ostatniego dnia zimy Marzannę? Czy będzie wolno przebierać się w ostatki i chodzić od domu do domu, od mieszkania do mieszkania? A co ze śmigusem-dyngusem?
I mam jeszcze jeden donos – koniecznie powinni o tym wiedzieć nasi rodzimi „prawdziwi Polacy”.
Otóż z tego co wiem, to zwyczaj ubierania na Boże Narodzenie choinki Polacy przejęi od…. niemieckich, „protestanckich” zaborców, tak gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku. Początkowo jedynie w miastach, a dopiero później na wsiach przyjął się ten zwyczaj. Pominę już jeszcze wcześniejszą poprzedniczkę choinki – pogańską „podłażniczke”…Ja na ich miejscu, owych strażników prawdziwej polskiej tradycji, zrobiłbym wszystko, aby „już nigdy żadnemu polskiemu dziecku nie strojono drzewka po niemiecku”!
Na zakończenie tego felietonu wrócę jeszcze do nieszczęsnych uczniów i ich rodziców z owej krakowskiej szkoły, których pozbawiono beztroskiej, halloweenowej zabawy. Dla mnie to nie tylko mało znaczący epizod. To pierwsze pomruki nadciągającej burzy. Już widać jak zza widnokręgu nasuwa się wielka, czarna chmura. Już niedługo będziemy powtarzali:
„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”
Włodzisław Kuzitowicz