Czy stanie się tradycją, że moje niedzielne felietony będą echem środowych spotkań w „Akademickim Zaciszu”? Bo to już taki drugi raz. Jak by co, to nie moja wina. Wszystko za sprawą profesora Romana Lepperta, który zaprasza tam takich rozmówców i proponuje im takie tematy do rozmowy, że wypowiadane tam poglądy „chodzą” – pewnie nie tyle za mną – przez kilka następnych dni. A w tym tygodniu, jakby tego było mało, na treści tez tam głoszone przez Mikołaja Marcelę nałożył się jeszcze opublikowany wczoraj przez „Krytykę Polityczną” wywiad z nim, którego tytuł nie może nikogo zaangażowanego w edukacyjny dyskurs o przeszłości systemu szkolnego pozostawić obojętnym: „Szkoły w tym kształcie nie ma sensu ratować”.
Jeśli Szanowna Osobo Czytająca ten felieton nie widziałaś owego środowego wystąpienia autora niedawno wydanej przez – nomen omen – wydawnictwo „Znak” książki „Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat”, a której treść była osią przewodnią tamtego środowego spotkania, jeśli nie możesz nawet teraz poświecić dwu godzin, aby wejść na You Tube i zapoznać się z pytaniami gospodarza Zacisza – prof. Leperta i odpowiedziami, jakie na nie udzielał dr Marcela – dla uzasadnienia tego co w reakcji na tamte twierdzenia za chwilę mam zamiar napisać – muszę choć dwie „reprezentatywne” dla głoszonych tam przez owego szkołoburcę z cenzusem naukowym poglądów zacytować. Oto one:
Jeżeli w ogóle chcemy myśleć o bardzo głębokim przebudowaniu fundamentów szkoły, musimy rozciągnąć tą dopuszczalna dla nas myśl tak szeroko, żeby wprowadzenie bardzo głębokich zmian nie wydawało się czymś szalonym, tylko żeby wydawało się czymś rozsądnym – w porównaniu z likwidacją szkoły.
Ja jestem bardziej [niż za likwidacją szkoły] za zniesieniem obowiązku szkolnego, zastąpieniem go prawem do edukacji, a z drugiej strony[…] mimo całego mojego optymizmu, i tego że jestem utopistą, […] to nie mam złudzeń, że nie będzie tak, że uda się tak z dnia na dzień coś zlikwidować, czy cokolwiek nagle przestanie istnieć. Ja bym chciał, abyśmy zaczęli dopuszczać myśli, że można odejść od tego modelu funkcjonowania, że możemy sobie wyobrazić rozmaite inne sposoby funkcjonowania szkoły w systemie publicznym…
Ale pewnie nie zdecydowałbym się w tak krótkim odstępie czasu (po zaledwie dwu tygodniach) uczynić tematem felietonu treści debaty w „Akademickim Zaciszu”, gdyby nie wywiad, jaki Katarzyna Przyborska przeprowadziła z Mikołajem Marcelą, którego zapis opatrzony tytułem „Szkoły w tym kształcie nie ma sensu ratować”,który zamieszczono wczoraj (18 września 2021 r.) na stronie „Krytyki Politycznej”.
Oto zapis pierwszego pytania i odpowiedzi:
Wydaje się, że instytucja szkoły rozpada się na naszych oczach. Nauczyciele odchodzą z pracy, pod hasłem Wolna Szkoła protestują samorządowcy, organizacje nauczycielskie, uczniowskie i obywatelskie. A pan zdaje się wołać: „Do dna, do dna! Niech sczeźnie!”.
Mikołaj Marcela: Szkoły w tym kształcie nie ma sensu ratować. Oczywiście hasło Wolna Szkoła bardzo mi się podoba, ale trzeba zdefiniować, co przez to rozumiemy. To nie jest tak, że szkoła traci autonomię i staje się ideologiczna dopiero teraz, odkąd do pracy wzięli się ministra Zalewska, minister Piątkowski i minister Czarnek. Dotychczasowy model szkoły z zasady nie jest autonomiczny, jest ideologicznym narzędziem państwa i wolności jest w nim niewiele, o czym całkiem niedawno w wywiadzie dla Krytyki Politycznej mówiła Zofia Grudzińska. […]
Cały zapis wywiadu z Mikołajem Marcelą – TUTAJ
Na wszelki wypadek, z myślą o „mniej czasowych” czytających, wybrałem kilka wypowiedzi Mikołaja Marceli, jakie padły podczas tamtego wywiadu i te „wypisy” utrwaliłem na pliku PDF – TUTAJ
Jako swoistą inspirację moich refleksji wybrałem ten fragment wypowiedzi Mikołaja Marceli:
„Trzeba sobie to jasno powiedzieć: szkoła tłamsi i przygotowuje do pokornego znoszenia narzucanych obowiązków, do pracy, często pracy bez sensu. […] Potrzebę szkoły często uzasadnia się właśnie tym, że przygotowuje ona do dorosłego życia, w którym będzie trzeba wiele godzin codziennie ślęczeć przy biurku i wykonywać jakieś bezsensowne zadania.
I – moim zdaniem – na tym polega ta niezniszczalność modelu pruskiej szkoły w oświacie XXI wieku. Jak wiadomo – jej celem było takie kształcenia młodych ludzi, aby ich to „trenowała” do posłuszeństwa i podporządkowania się formalnym autorytetom, czyli aby byli oni posłuszni poleceniom swoich przełożonych. Rewolucja przemysłowa w XIX wieku spowodowała boom na ten typ „absolwenta” – fabryki potrzebowały takich posłusznych robotników i urzędników.
Minął kolejny wiek i system „pruskiej” szkoły nadal „żyje”. Tak dziś opisywane są jego efekty:
Większość młodych ludzi po przejściu przez publiczny system edukacji:
-staje się zewnątrzsterowna,
-traci umiejętność samodzielnego uczenia się,
-nie potrafi efektywnie współpracować.
Jak myślicie, czy to tylko konserwatywna postawa kolejnych rządów, nie tylko w Polsce, jest przyczyną owej niemocy definitywnego odesłania szkoły z systemem klasowo-lekcyjnym, cyfrowymi ocenami, autorytarnymi nauczycielami i kultem testów oraz egzaminów do lamusa historii?
Im dłużej obserwuję zmagania różnych nurtów eduzmieniaczy z państwowo sterowanymi strukturami oświaty, tym bardziej nabieram pewności, że przyczyną tej niemożności dokonania pozytywnych zmian są dwie przemożne siły: partie polityczne, żądne utrzymania za wszelką cenę władzy w państwie i… wielkie międzynarodowe korporacje…
O tym, że partie takie jak Prawo i Sprawiedliwość (ale nie tylko…) są zainteresowane tym, aby „produktem” systemu szkolnego był posłuszny, niesamodzielny, bierny obywatel – nie muszę chyba nikogo przekonywać.
A jak to jest z korporacjami?
Nie mam w tym obszarze żadnych osobistych doświadczeń, przeto sięgnąłem do informacji „w sieci”. Oto co tam wyczytałem na stronie < employear >::
W zdecydowanej większości praca w korporacji odbywa się w nowoczesnych biurowcach, w dużych w pomieszczeniu z kilkudziesięcioma innymi współpracownikami.
W odróżnieniu od małych firm, korporacje są mało elastyczne jeżeli chodzi o ubiór (ale także inne kwestie). Możesz mieć do czynienia ze sztywnym, ustalonym dress-code’m.
W wielkiej korporacji masz tak naprawdę niewielki wpływ na funkcjonowanie organizacji. Jesteś trybikiem w maszynie i można Cię szybko zastąpić.
Źródło: www.employear.com
Gdy czytam o „trybiku w maszynie” natychmiast kojarzy mi się to z określeniem „korpoludek”. Tak – pejoratywnie – określani są właśnie tacy pracownicy owych korporacji, którzy za cenę świętego spokoju i kariery w korporacyjnej drabinie stanowisk są gotowi na przytakiwanie i daleko posuniętą bezmyślność w realizacji pomysłów ich korporacyjnych szefów. Przychodzącemu „nowemu” starsi koledzy życzliwie radzą: „Wystarczy, że będziesz robił co ci każą i nie zastanawiał się czy to ma sens, a będziesz miał stabilną pracę.”
I wbrew głoszonym na oficjalnych forach przez szefów owych korporacji hasłom, że preferują pracowników samodzielnych, kreatywnych, z inicjatywą – korporacje „stoją” na korpoludkach! I to oni, obok populistycznych autokratów, są opoką postpruskiej szkoły!
Nie twierdzę, że „odkryłem Amerykę” prawdy o powodach tej niezniszczalności szkoły wg modelu króla Fryderyka Wilhelma. Ale zdecydowałem się na ten tekst w przekonaniu, że świadomość istnienia takich bastionów, będących zapleczem konserwatywnych nurtów edukacji, pomoże wszystkim „harcownikom” i „marzycielom” owych oddolnych ruchów reformatorskich formułować realistyczne programy zmian „krok po kroku”…
A wracając jeszcze do przywołanych w początkowej części wypowiedzi Mikołaja Marceli – zgadzam się z nim, że postulat całkowitej likwidacji instytucji szkoły jest na tym etapie rozwoju społeczeństw pomysłem szalonym, i że należy nie tylko wyobrażać sobie rozmaite inne sposoby funkcjonowania szkoły w systemie publicznym, ale że wprowadzanie w swoich szkołach takich zmian jest czymś rozsądnym – w porównaniu z likwidacją szkoły.
Ale ciągle nie wiem kim jest Mikołaj Marcela: „Dyziem Marzycielem”, czy odważnym harcownikiem, wybiegającym przed szyki zgromadzonych wojsk, inicjującym pokazowe potyczki z przeciwnikiem?
Włodzisław Kuzitowicz