Poprzedni felieton zakończyłem słowami:„Nie poruszyłem dziś w ogóle problemu aktualnych nastrojów wśród dyrektorskiego środowiska. Ilu z nich ma jeszcze motywacje by myśleć o szkolnej rewolucji, a ilu zastanawia się kiedy odejść ze stanowiska. Ten problem spróbuje podjąć za tydzień…”
Jak to mówią – „słowo się rzekło…” Co prawda nie chodzi tu o darowanie komukolwiek kobyłki, ale… Ale dziś myślę, że złożyłem ową deklarację zbyt pochopnie. Tak naprawdę mam za mało informacji, aby formułować tu jakąkolwiek diagnozę sytuacji i spuentować ją konkluzją. Ale żeby nie być posądzonym o obiecywanie przysłowiowych gruszek na wierzbie – podzielę się tu moimi spostrzeżeniami i – w oparciu o raczej intuicyjnie odbierane sygnały od znanych mi dyrektorek i dyrektorów łódzkich szkół – nazwijmy je proroctwami w sprawie dalszego rozwoju sytuacji kadrowej na kierowniczych stanowiskach polskich szkół.
Raz jeszcze przypominam, że nie jestem w tak komfortowej sytuacji, jaką mają sondażownie, publikujące diagnozy wybranych elementów środowiska społecznego, formułowane w oparciu o setki, nawet tysiące przebadanych osób. Ja wystąpię tu raczej w roli szamana, szeptuchy, wróża, który zaryzykuje dziś nie tyle diagnozę, co przepowiednię – głównie w oparciu o posiadaną wiedzę o funkcjonowaniu systemów społecznych i doświadczenie życiowe. No i oczywiście o nieformalne rozmowy ze znajomymi dyrektorkami i dyrektorami szkół. Pewnym źródłem informacji były także liczne wywiady z osobami kierującymi szkołami, publikowane przez media.
I jakie formułuję wnioski na podstawie tych tak zróżnicowanych, ale wszak niereprezentatywnych źródeł wiedzy?
Pierwsze co dostrzegłem w docierających do mnie informacjach, to stan wielkiego niepokoju, ale i wyczekiwania na rozwój sytuacji. Nie odnotowałem jakiegoś masowego zjawisko opuszczania stanowisk. Znam nawet kilka przypadków, z ostatnich miesięcy, decyzji o przystąpieniu, po upływie pięcioletniej kadencji, do nowego konkursu i wygrania go. Ale znam także przypadki, gdy osoby, którym pozostał jeszcze rok do kolejnego konkursu, mówią, że bardzo poważnie rozważają rezygnację z niego… Jedna osoba bezdyskusyjnie oświadczyła, że za rok nie będzie się ubiegała o kolejną kadencję.
Docierały także do mnie informacje o konkursach, do których nie przystąpiła osoba aktualnie kierująca szkołą, a które zostały nierozstrzygnięte… Różnie mówi się o przyczynach: że w ogóle nie było kandydatów, albo że była jedna osoba, ale „słaba”. Bo „dobrzy” nie chcieli kandydować!
Najmniej wiem o nastrojach i postawach tych „ze środka kadencji”, którzy mają zagwarantowane jeszcze trzy lub dwa lata pracy na tym stanowisku. Z tego co słyszałem, to większość z nich, podobnie jak w przypadkach opisanych powyżej, przyjęło postawę „pożyjemy, zobaczymy”. Deklarują oni, że jeśli rzeczywistość wdrażania nowego prawa oświatowego faktycznie okaże się tak dla nich tak opresyjna, jak to się dziś przewiduje, to będą woleli odejść ze stanowiska „na własną prośbę” – nie czekając na odwołanie ich przez kuratora.
W specyficznej sytuacji są dyrektorki i dyrektorzy, którym do nabycia uprawnień emerytalnych pozostało bardzo niewiele lat. Myślę, że zrozumiałą winna być ich postawa „zacisnę zęby i wytrzymam”. Nawet za cenę przyjęcia postawy oportunisty…
Odrębną sprawą jest próba antycypacji przyszłości kadrowej kierownictw polskich szkół w dalszej perspektywie. Mam na myśli wizję bardziej długofalową – jak sytuacja kadrowa będzie wyglądała za dwa, trzy i więcej lat. Ale tu nie uciekniemy od polityki. Wszystko będzie zależało od terminu, w który Polacy będą wybierali nowe władze. I oczywiście od ostatecznego tych wyborów wyniku.
Jeżeli dojdzie do zmiany – jeśli wygrają partie prodemokratyczne, proeuropejskie, prorozwojowe – będzie można mówić o szansie na „nowe otwarcie”, na „kadrową zmianę pokoleniową”, na pojawienie się w polskich szkołach dyrektorek i dyrektorów, będących liderami eduzmiany, którzy staną na czele zespołów nauczycielskich, w których ton będą nadawali zwolennicy uczenia się – nie nauczania, motywowania – nie oceniania, nabywania i rozwijania kompetencji przydatnych w przyszłości – a nie rozwiązywania testów…
Ale jeśli…. boję się to napisać (tfu, tfu, tfu przez lewe ramię), jeśli aktualna władza po raz trzeci potwierdzi swój mandat…
Jeśli by tak się stało… Nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie konsekwencji tego. I to nie tylko w obszarze polityki kadrowej kategorii „dyrektor szkoły”, ale dla całej branży nauczycielskiej, a przede wszystkim dla losu najmłodszych roczników młodych Polek i Polaków…
Ale nie czas na krakanie. Trwa „Kampus Polska przyszłości”, jest cała sieć ruchów obywatelskich: feministycznych, młodzieżowych, samorządowych…
Niech mi Czytelniczki i Czytelnicy wybaczą ten cytat, ale lepszego nie znalazłem na zakończenie tego felietonu:
„DUCHA NIE GAŚCIE ! ! !”
Włodzisław Kuzitowicz