Piszę ten felieton szczególnego dnia, w równie szczególnym tygodniu. Dwa słowa są przebojem tych dni: reasumpcja i kumulacja. To pierwsze zrobiło karierę dzięki naszej starej znajomej, koleżance, nauczycielce historii w szkołach w Jaworze, która zrobiła o wiele większą karierę od innej belferki – „pani od niemieckiego” w krakowskim I LO im. B. Nowodworskiego, która co prawda nazywana jest „pierwszą damą”, ale nie jest – tak jak pani marszałek Elżbieta Witek – „drugą osobą w państwie”.
To co pani marszałek Witek zrobiła w środę 11 sierpnia przejdzie do historii, jako majstersztyk w żonglowaniu regulaminem Sejmu dla przeforsowania woli Prezesa. Jako że wszyscy którzy to czytają doskonale wiedzą co działo się w siedzibie polskiego parlamentu przy Wiejskiej owego wieczora nie muszę nic więcej pisać.
Ale dlaczego uważam, ze drugim słowem tego tygodnia jest kumulacja? Bo w piątek – nomen omen – 13-ego, media doniosły, że w losowaniu Eurojackpot, w którym skumulowała się rekordowa kwota wygranej – w przeliczeniu na naszą walutę – 410 mln zł, padły dwie wygrane: jedna w Polsce a druga w Finlandii. Każda z tych osób stała się posiadaczem kwoty 206 550 000 zł, oczywiście pomniejszonej (w przypadku Polski) o 10-o procentowy podatek, co oznacza, że ktoś z województwa śląskiego stał się tego dnia multimilionerem, posiadającym kapitał w wysokości ok. 186 mln zł.!
Dziś jest także kumulacja dwu świąt: państwowego – Święta Wojska Polskiego i święta kościelnego – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Gdy to piszę wiem tylko, że z okazji tego pierwszego nie odbędzie się tradycyjna defilada – jak poinformował minister Błaszczak – z powodu pandemii. Widziałem także wiernych uczestniczących w obchodach tego drugiego święta – pod Jasną Górą w Częstochowie i wnioskuje, że tam jakimś cudem pandemia nie jest groźna – nikt nie stał w tym tłumie z maseczką na twarzy! O przekazie słownym podczas wystąpień „osób znaczących” na każdym z tych obchodów nie będę się wypowiadał – uczynią to lepiej zawodowcy w wolnych mediach…
O czym więc będzie w moim felietonie? O ambiwalencji. To znaczy o tym z jakimi to ambiwalentnymi uczuciami przyszło mi się zmierzyć, kiedy dowiedziałem się o najnowszej decyzji niemiłościwie nam (ludziom oświaty) panującego ministra Czarnka. A takie sprzeczne uczucia wzbudziła we mnie informacja z 10 sierpnia o tym, że został powołany zespół roboczy dla wypracowania rządowego programu wsparcia Młodzieżowych Drużyn Pożarniczych.
Tak naprawdę pierwszym moim komentarzem do tej wiadomości był tytuł, jakim opatrzyłem ten materiał, zamieszczając go w OE: „MEiN inwestuje w przyszłość… Przyszłość wyborów na wsiach i małych miasteczkach…” Już te słowa sygnalizują moją negatywną oceną tego przedsięwzięcia. Znając dotychczasowe przykłady wykorzystywania przez aktualnie rządzących każdej okazji „dojścia” do różnych środowisk dla budowania sobie poparcia w najbliższych wyborach, nie mam cienia wątpliwości, że po Kołach Gospodyń Wiejskich, właśnie Ochotnicze Straże Pożarne we wsiach i małych miastach (po wypchnięciu z nich PSL) są takim środowiskiem kupowania sobie poparcia. A teraz wymyślili sobie, że trzeba jeszcze zainwestować w młode pokolenie. Bo Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej gromadzi ten typ młodzieży głównie w dużych miastach, a koła ministrantów to zbyt „elitarne” formuły indoktrynowania młodych ludzi. I nie ma tam dziewcząt…
Niech nikogo nie zwiedzie deklaracja, że to wsparcie ma tam trafiać wyłącznie po to, aby Młodzieżowe Drużyny Pożarnicze „mogły prowadzić zajęcia z pierwszej pomocy oraz uczestniczyć w przedsięwzięciach, których celem jest poznawanie kultury i historii swojego regionu.” W tym ostatnim sformułowaniu zakamuflowana jest wszak znana nam panaczarnkowa wizja tej historii i tradycji. Bo inaczej nie podkreśliłby, że ich działalność powinna mieć systematyczny charakter, że mu bardzo zależy, by spotykali się nie tylko okazjonalnie w związku z zawodami strażackimi, ale na zbiórkach cały rok.”
I to są powody, które stały się źródłem moich emocji sprzeciwu, woli wyrażenia protestu, delikatnie to określając – niechęci….
A gdzie ta ambiwalencja uczuć?
Otóż czytając tamtą informację o wsparciu dla Młodzieżowych Drużyn Pożarniczych natychmiast przypomniałem sobie pierwsze miesiące mojej przynależności do ZHP na Nowym Złotnie – peryferyjnej dzielnicy Łodzi. Wtedy to, w ramach naszej 60 LDH, powstał zastęp pożarniczy, którego zostałem członkiem. Naszą „bazą” co prawda nie była OSP, ale jednostka Zawodowej Straży Pożarnej, która właśnie wtedy zaczęła swą działalność w świeżo zbudowanym obiekcie przy ul. Czołgistów. Jej pracownicy prowadzili z nami szkolenia p.pożarowe, udostępnili nam hełmy, pasy i toporki strażackie. A raz w roku, w maju, z okazji Dnia Strażaka, na zabytkowym samochodzie z wysuwaną drabiną, uczestniczyliśmy w paradzie po ulicy Piotrkowskiej.
Do dziś pamiętam te chwile, jak bardzo było to dla nas atrakcyjne, ale także jak mocno „wdrukowały się” (przynajmniej w moją) pamięć otrzymywane tam nauki. Ale choć to były lata 1958/1959, czasy PRL, nikt przy tej okazji nie przekonywał nas do panującej wtedy w Polsce władzy.
I to było to drugie, przeciwstawne poprzednio opisanemu, uczucie: sentymentalnej życzliwości do projektu, że także i dziś chłopcy i dziewczęta będą mogli, choć w takie formule, realizować swe dziecięce marzenia: „kim chciałbyś zostać”…
I tak – jak to powyżej udokumentowałem – „przepracowałem” moje spontaniczne ambiwalentne stany emocjonalne, podtrzymując tylko jedną emocję: sprzeciwu i protestu!
Włodzisław Kuzitowicz