Gdy przed dwoma dniami, w roli redaktora OE zamieszczałem materiał okolicznościowy „W 16. rocznicę przyjęcia Polski do Unii Europejskiej” i nie tylko, że przywołałem tam fragment opracowania „Nasza Europa: 15 lat Polski w Unii Europejskiej”, ilustrujący wyniki badań postaw Polaków wobec Unii Europejskiej, ale opatrzyłem to wszystko komentarzem redakcji – poleciałem, dziś tak to oceniam, „o jeden most za daleko”…
Bo już we wprowadzeniu napisałem, że czynię to z nadzieją , iż te informacje staną się się bodźcem do nauczycielskiej refleksji – nie tylko tych koleżanek i kolegów, którzy realizują treści przedmiotu WOS – co takiego „zawaliliśmy”, że patrząc na otaczającą nas rzeczywistość, nie tylko tą ze świata polityki, dostrzegamy jakby smutniejszy obraz przywiązania naszych rodaków do wartości unijnych, niż ten, ukazany w przytoczonym poniżej fragmencie owego jubileuszowego opracowania. W komentarzu jeszcze bardziej ten wniosek skonkretyzowałem, pisząc, że „widzimy wszędzie wokół nas, że jest o wiele gorzej z proeuropejskimi postawami Polaków? […] Także u tych młodych, którzy dorastali już po wejściu Polski do Unii Europejskiej?”
Naprawdę nie wiem co mną wówczas gdy to pisałem kierowało – być może chęć, żeby było jeszcze lepiej niż jest… Ale czemu zarzuciłem koleżankom i kolegom „z pierwszej linii”, że coś „zawalili”?
Przecież gdybym się tak nie pośpieszył, gdybym poszukał bardziej aktualnych sondaży, jak ten przeprowadzony przez CBOS z lutego tego roku „Postrzeganie Unii Europejskiej i jej instytucji” [TUTAJ ], to znalazłbym tam na samym początku raportu tę informację, zilustrowaną Tabelą 1:
„Poziom poparcia dla członkostwa Polski w Unii Europejskiej pozostaje bardzo wysoki. W lutowym badaniu aprobatę dla obecności Polski w UE wyraża 89% respondentów. Do przeciwników przynależności naszego kraju do UE zalicza się 7% ankietowanych.”
I jak tu mieć do kogoś pretensje, że są winni złym skutkom, kiedy jest tak dobrze?
Ale, jak wiadomo, wyniki sondaży na ogół zależą od tego, na czyje zlecenie są wykonywane. Aby nie popaść w przesadne zadowolenie, poszukałem także informacji z bardziej niezależnych (po powstałych poza naszym krajem) źródeł.
Oto wyniki badań Eurobarometru – pochodzą z opublikowanego w sierpniu 2019 r. raportu „Standardowego Eurobarometru nr 91 (wiosna 2019). Opinia publiczna w Unii Europejskiej”.
Źródło: www.konkret24.tvn24.pl
Otóż wynika z niego, nie mniej nie więcej, tylko to, że z tezą „Nasz kraj mógłby lepiej stawić czoła przyszłości będąc poza UE” najczęściej (48%) zgadzali się pytani obywatele Słowenii, a zaraz za nimi (47%) byli Polacy. Najrzadziej akceptowali tę tezę miszkańcy Holandii (87%) a także obywatela krajów bałtyckich: Litwy (73 %), Łotwy (60 %), Estonia (73 %), a także mieszkańcy krajów skandynawskich: Danii (80 %), Szwecji (74 %.) i Finlandii (76 %).
Smutnie? – Smutne. Ale, czy winni takiemu wynikowi od polskich respondentów są polscy nauczyciele? NIE! PO TRZYKROĆ NIE ! ! !
Nie są winni, gdyż....gdyż w tego typu badaniach rejestruje się nie wiedzę o faktach, a postawy wobec określonych podmiotów. A te – jak wiadomo, w jeszcze większym stopniu niż wiedza, nie powstają w szkołach. Klasyczna wiedza z psychologii społecznej podpowiada, że na postawę składają się trzy elementy: – element emocjonalny, określający stosunek jednostki do badanego przedmiotu postawy, – element poznawczy, który obejmujący wiedzę jednostki, jej przekonania i opinie, oraz element behawioralny, czyli reakcje jednostki wobec danej przedmiotu postawy lub zjawiska.
Jak widać – jedynie szczątkowo za postawy uczniów w stosunku do Unii Europejskiej można winić nauczycieli, nawet jako „nadawców” wiedzy o tejże wspólnocie europejskich państw. A i to jedynie o tyle, o ile można ich „rozliczać” za stopień realizacji treści, zapisanych w podstawie programowej WOS. A ta – jak wiadomo – nie od nich zależy… [Przykładowo: „Podstawa programowa – wiedza o społeczeństwie – gimnazjum” (od s. 85) – TUTAJ]
Ale wróćmy do życia. Już z doświadczeń minionych pokoleń wiadomo, że szkoły w PRL-u, choć uchodzące za tak mocno indoktrynujące uczniów w ideologii socjalistycznej, jak pokazała historia – „wyprodukowały” nie tylko Wałęsę, Frasyniuka czy Bujaka, ale nieomal 10 milionów członków tego Związku Zawodowego, który „rozłożył” system – nie tylko w Polsce…
Zatem o postawach młodych ludzi do otaczającego ich świata, tak kiedyś, jak i dzisiaj, w dużym stopniu odpowiada ich „nieformalne” środowisko społeczne. Wybaczcie, że posłużę się tu pewnymi skrótami myślowymi, zapamiętanymi z czasów, gdy ten problem studiowałem. Otóż pierwszą kategorią „nadawców” gotowych postaw są tzw. „osoby znaczące” i (albo) grupy odniesienia, czyli takie, do których się aspiruje, czyje „wzorce” imponują, są atrakcyjne. Przenosząc to na fakty obserwowalne – są nimi ci, którzy są dla młodych ważni, cieszą się autorytetem, są ważni. W młodszym wieku są to rodzice, starsze rodzeństwo, wybrani krewni. Jednak z upływem lat, a zwłaszcza w okresie adolescencji, bywa często „wręcz przeciwnie” – autorytetów młodzi szukają głównie poza domem, w środowisku rówieśniczym, lub tam, gdzie ktoś komu na kształtowaniu ich postaw szczególnie zależy. Są to grupy wyznaniowe (sekty), społeczności kibiców (lub „kiboli”), „młodzieżówki” partii politycznych…
Jakie szanse ma nauczycielka, nauczyciel, aby stali się propagatorami i skutecznymi „nadawcami” prounijnych postaw? Czy szkoła także może skutecznie kształtować takie postawy, jako specyficzne środowisko edukacyjne? Czy wychowawcze? To kolejne pytanie…
Moim zdaniem, nie wnikając w niuanse, zawsze i tylko wtedy, kiedy będą to ich, autentyczne, obserwowalne przez uczniów nie tylko „na lekcji”, rzeczywiste poglądy i zgodne z nimi zachowania wobec Unii Europejskiej – jako struktury politycznej, jej instytucji, ale przede wszystkim wobec wartośći UE [Patrz: Karta Praw Podstawowych UE – TUTAJ]
A w szkole nie wystarczy zorganizować raz w roku uroczystą akademię z okazji wejścia Polski do UE. Nauczyciele i uczniowie powinni w codziennym szkolnym życiu uczestniczyć w europejskiej przestrzeni wspólnoty: w ramach programów takich jak Erasmus, Komenius, ale także współpracy inicjowanej „prywatnie”, także „w sieci”, schodzącej do poziomu więzi koleżeńskich, przyjaźni, zawieranych przez konkretnych uczniów szkół, działających w różnych państwach członkowskich.
I niechaj to co powyżej napisałem będzie nie tylko „odszczekaniem” piątkowego posądzenia koleżanek i kolegów nauczycieli polskich szkół o zaniedbanie, ale także – w ramach rehabilitacji – niechaj to będzie taki mój, osobisty, wkład w to, aby nawet w tych szkołach, gdzie jeszcze Europa ze swoimi wartościami nie dotarła, aby nikt nie musiał zastanawiać się, co i jak jeszcze można w tej sprawie zrobić.
Wodzisław Kuzitowicz