Za tydzień, po powrocie z naszego obwodowego lokalu wyborczego (wierzę, że każdy kto te słowa czyta – weźmie to do siebie), będziemy przeżywali stres wyczekiwania… Wyczekiwania, co prawda jeszcze nie na wyniki głosowania, ale na pierwsze wyniki badania exit poll. Wszyscy wiemy, że nie będzie to jeszcze do końca prawda, ale….
Najgorzej będzie, jeśli zdarzy się tak, że między procentowymi wskaźnikami określającymi wyniki dwu partii będą niewielkie różnice (w granicach tzw. błędu pomiaru +/- 4%). Albo, gdy któreś partie będą miały wskaźniki tuż nad lub tuż pod tzw. progiem wyborczym (5%). Bo wtedy nie będzie wiadomo, czy już świętować zwycięstwo, czy ogłaszać żałobę – po tragicznej śmierci naszych marzeń. Marzeń, że „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…”
Mając to wszystko na uwadze, póki co, zajmę się dziś tematem, którym żyłem przez pierwsze trzy dni minionego tygodnia.. Pozornie nie będzie to związane z okresem przedwyborczym Tym tematem był XIV Kongres Zarządzania Oświatą, który jak zwykle przyciągnął do Zakopanego ponad 800 osób – mniej niż prognozowano. Ale to i tak dużo w takim niepewnym czasie! Także oferta programowa, tradycyjnie, była bogata i zróżnicowana. Obiekt kongresowy – Hotel Mercure Kasprowy też spełnił znakomicie swoje funkcje – tak jako baza noclegowa (dla szczęściarzy, którzy tam się „złapali”), jak przede wszystkim jako centrum konferencyjne. A jednak, a jednak, wyjeżdżałem stamtąd w środę w południe z poczuciem niedosytu….
I nie chcę w tych słowach zawrzeć krytyki pod adresem organizatorów – Zarządu OSKKO i licznego grona wolontariuszy. Zadbali wszak o to, abyśmy mogli rozkoszować się ucztą słuchowo-wzrokowo-intelektualną podczas wykładu profesora Jerzego Bralczyka (wyrosłego w nauczycielskiej, od kilku pokoleń, rodzinie), zaprosili najpopularniejszego głosiciela idei „uczenia inaczej”, apostoła neurodydaktyki – doktora Marka Kaczmarzyka, pozyskali patronat Polskiej Akademii Nauk, dzięki czemu mogliśmy wysłuchać wykładu wiceprezesa PAN – prof. Pawła Rowińskiego na najbardziej „gorący” temat naszych czasów: „Nauka i edukacja wobec głównych zagrożeń XXI wieku – zmiany klimatu i kłopoty z wodą”. Także za zaproszenie dr hab. prof. Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownika Zakład Psychologii Twórczości w tamtejszym Instytucie Pedagogiki, z wykładem „Kształcenie zdolnych a a rozwijanie zdolności – o dwóch stronach tej samej monety” należy się organizatorom Kongresu wielka wdzięczność.
Mógłbym tak jeszcze wymieniać niejedno, o podobnej wartości poznawczej, kongresowe wydarzenie. Jednak to wszystko nie zatrze mojego wrażenia braku tam „tego czegoś”, co pulsowało podczas niejednego z tych kongresów w przeszłości. Nie było w Zakopanem wiary w siłę sprawczą tego spotkania, w możliwość przekazania decydentom „z centrali” codziennych doświadczeń owych zgromadzonych na Kongresie setek liderów, tych „oficerów liniowych” polskiej oświaty. Nie wyczuwało się wiary w to, że „nasz głos się liczy”, że rządzący potraktują go poważnie i uwzględnią w swych dalszych procesach decyzyjnych. A tak bywało „drzewiej”…
Bo i nie było komu tych postulatów przekazać. Stali bywalcy zapewne pamiętają, że XI Kongres w Gdańsku zakończył się 28 września jedyną możliwą formą sprzeciwu, wyrażoną wobec wysłanego „na odczepkę” przez min. Zalewską wiceministra Kopcia: powstaniem tych nielicznych jeszcze, obecnych w godzinie popołudniowej uczestników i milczącym protestem przeciw zmianom forsowanym bez konsultacji ze specjalistami, bez poparcia dyrektorów szkół, nauczycieli, samorządowców – osób profesjonalnie zajmujących się zarządzaniem oświatą i kształceniem dzieci i młodzieży.
Od tamtego czasu środowisko liderów oświaty zrzeszonych w OSKKO nie miało co liczyć na podmiotowe traktowanie przez kierownictwo MEN, jak i na gotowość ministerstwa do spotkania się tą najliczniejszą i najbardziej reprezentatywną emanacją kadry kierowniczej polskich placówek oświatowych. I tak było i tym razem w Zakopanem.
Patrząc na uczestników XIV Kongresu z pozycji obserwatora, życzliwego – ale jednak tylko kibica, przede wszystkim widziałem „radość obcowania” ludzi, którzy na co dzień skazani są specyfiką swojej roli na „samotność szefa”. Bo tylko ten, kto doświadczył tej pozycji jednoczesnej przynależności do dwu subsystemów społecznych może ten, poniekąd czasami schizofreniczny paradoks, zrozumieć. Dyrektor szkoły (lub przedszkola), będąc, jednocześnie, przewodniczącym Rady Pedagogicznej (czyli liderem zespołu nauczycieli), jest ich ich – co prawda trochę jako awatar właściwej władzy – pracodawcą, przełożonym, czyli kimś, kto karze i nagradza, ocenia, zatrudnia i zwalnia. W tej drugiej roli jest już, z punktu widzenia nauczyciela, po drugiej stronie barykady: należy do struktury „organu prowadzącego”, ale też – jako wykonawca „ewaluacji wewnętrznej” – w pewnym sensie do „organu nadzoru”.
Z kolei on sam jest „sługą dwóch panów”: najbardziej tego kto go powołał na to stanowisko i w czyim imieniu sprawuje on władzę, kto jest jego pracodawcą, (wójt, burmistrz, prezydent miasta, starosta), ale poza nim dyrektor musi się także liczyć ze zdaniem, właściwego dla terenu na którym działa jego placówka, kuratora oświaty, który – jak mieliśmy na to w ostatnim czteroleciu wiele dowodów – może mu bardzo utrudnić życie, a nawet skutecznie zaszkodzić.
I tu upatruję źródło pewnego zjawiska, towarzyszącego takim właśnie konferencjom, jakim jest znaczący procent – formalnie uczestników, którzy jednak, pominąwszy konferencyjne hity, funkcjonują poza oficjalnym programem, wypełniając sobie czas według własnego i zaprzyjaźnionej grupy im podobnych, „rozkładu jazdy”. Bo oni głównie po to w takich zjazdach uczestniczą: aby znaleźć się w gronie, w którym mogą zaśpiewać „Ten sam, ten sam, jest los i mój i twój…”, wygadać się, znaleźć potwierdzenie podobieństwa sytuacji i problemów, wzmocnienia się „siłą stada”…
Gdybym mógł podpowiedzieć coś organizatorom – sugerowałbym zarezerwowanie czasu (i to nie trzeciego dnia) i zainicjowanie spotkań w kilku (może nawet kilkunastu) „grupach wsparcia”, przykładowo: dla dyrektorów „pierwszoroczniaków”, dla dyrektorów„weteranów”, dla tych zarządzających wielkimi szkolnymi „kombinatami” i dla tych z małych, kilkuoddziałowych szkół, dla tych „na skraju wypalenia” i dla „pełnych pomysłów na zmiany”, ale nie potrafiących przełamać bariery lęku przed odrzuceniem przez ich „podwładnych”…
I na koniec mam potrzebą podzielenia się jeszcze jedną refleksją – o tym, czego najbardziej mi zabrakło na tym Kongresie. Generalnie był to brak pozytywnej, strategicznej wizji nadchodzącej przyszłości, brak programu na szkołę „po 13 października”. I nie jest to wina twórców programu XIV Kongresu – to skutek wyborczego kalendarza. Znakomita większość tego, do czego zachęcali wykładowcy, uczestnicy debat i prowadzący warsztaty, to były pomysły na „pracę u podstaw”, którą każdy w swojej szkole może prowadzić, niezależnie od tego, kto będzie miał większość na Wiejskiej i pod jakim partyjnym logo będzie resort edukacji. Podobnie było przed czterema laty – podczas X Kongresu we Wrocławiu…
A z bardziej konkretnych braków, które odczułem, to nieobecność emisariuszy „Budzących się Szkół”, propagatorów szkoły według Planu Daltońskiego, osobowości dyrektorskich typu koleżanka dyrektor Ewa Radanowicz z Radowa Małego lub Oktawia Gorzeńska – dyrektorka 17 Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni (od 1 września kieruje Zespołem Szkół Ogólnokształcących nr 7 w Gdyni) będącego jedną z 21 Microsoft Flagship School, pierwszą taką szkołą w Polsce.
Zapewne z pożytkiem dla uczestników byłyby także spotkania z takimi „głośnymi” propagatorami zmian w polskiej szkole, jak Wiktor Kołodziejczyk, dr. Tomasz Tokarz, czy dr Marzena Żylińska (kolejność alfabetyczna).
Ale był jeszcze jeden, symptomatyczny, brak: skoro XIV Kongres miał patronat Polskiej Akademii Nauk, to bardzo dziwną była nieobecność choćby przedstawiciela (nie mówiąc już o Przewodniczącym) Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN!
No cóż, nie zawsze „chcieć to móc”. Pozostaje mi wyrazić organizatorom podziękowanie za to co było, nadzieję, że za rok będzie lepiej! I nie tylko na XV Kongresie Zarządzania Oświatą, ale w oświacie polskiej w ogóle…
Włodzisław Kuzitowicz