Złamanie żelaznej zasady, że kolejne felietony zamieszczane są w niedzielę, usprawiedliwiam tym oczywistym powodem: nie chciałem zamieszczać moich prywatnych refleksji o tym, co poruszyło mnie w naszej edukacji, w dniu tak wyjątkowym, jakim było wczorajsze święto 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.
Ale, aby nie naruszyć rytmu „jeden felieton na tydzień”, ten kolejny zamieszczam z jednodniowym „poślizgiem”. Gdy dokonywałem przeglądu wydarzeń minionego tygodnia, aby wyłowić te, wobec których chciałbym sformułować mój osobisty stosunek, pomyślałem, że dominującym tematem tego okresy był patriotyzm, a właściwie jego model i formy manifestowania tej postawy.
Gdyby zebrać wszystkie propozycje form uczczenia 100-lecia Niepodległości, organizowanych i promowanych przez władze państwa można by bez trudu znaleźć jeden ich wspólny mianownik: martyrologia, kult walki i jej bohaterów, apele poległych, składanie wieńców pod pomnikami odczłowieczonych z ludzkich cech głównych aktorów „tamtych czasów” i pochody, które aby nie budziły skojarzeń z czasami PRL-u – zwane są teraz marszami.
I wtedy przypomniałem sobie, zapamiętany z moich czasów szkolnych, fragment wiersza Jana Kasprowicza:
Widziałem rozliczne tłumy
Z pustą, leniwą duszą,
Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej
Resztki sumienia głuszą.
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.
Czy owo lubowanie się Polaków w takiej formule przeżywania swej historii, tak trafnie dostrzeżone i z dezaprobatą przedstawione przez poetę, jest „stałym elementem gry” naszej nacji, czy tylko jakiejś, odradzającej się w każdym kolejnym pokoleniu, jej frakcji?
Obserwując relacje z bardzo wielu miejscowości, w których władze samorządowe, fundacje i stowarzyszenia, a także nieformalne grupy obywateli, organizowały debaty i wystawy, pikniki, biegi, koncerty i wspólne śpiewy – mam prawo sądzić, iż równolegle do tamtej tradycji, w coraz bardziej znaczącym zakresie narasta inna formuła świętowania pamięci o ważnych wydarzeniach z naszej przeszłości. Rzecz w tym, abyśmy i my, nauczyciele, świadomie wspierali ten nurt w społecznościach naszych szkół, wspólnie z uczniami, przy ich pełnej, podmiotowej współpracy, organizowali w placówkach i środowisku lokalnym takie formy podtrzymywania pamięci o naszych korzeniach, które będą osadzone we współczesnych wzorach kulturowych, bliskie ludziom młodym i odwołujące się do ich zainteresowań i upodobań.
Jeśli tego nie zrobimy, jeśli będziemy nadal organizowali sztywne akademie i zalatujące nachalnym „smrodkiem dydaktycznym” urzędowej wizji naszej historii obchody narodowych rocznic, będziemy współwinni: albo ukształtowaniu bezideowych, obywatelsko obojętnych przyszłych pokoleń zamieszkujących nasz kraj, albo… albo umacniania się coraz lizniejszych struktur ultranacjonalistów, aż do przejęcia przez nich, jak w 1933 roku w Republice Weimarskiej – w demokratycznych wyborach – pełni władzy w Polsce.
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Nie mogę się powstrzymać przed podzieleniem się refleksją, jaka mnie naszła po obejrzeniu relacji z odsłonięcia w sobotę na Placu Piłsudskiego pomnika Lecha Kaczyńskiego, a konkretnie po wysłuchaniu okolicznościowych hiperlaudacji w wykonaniu jego brata Jarosława i aktualnego Prezydenta RP – Andrzeja Dudy.
Przypomniałem sobie fraszkę, którą napisałem w czasach kiedy jako nastoletni uczeń szkoły dla murarzy tworzyłem „teksty pisane mową wiązaną” (nie wiem, czy mam prawo nazywać te twory poezją), a konkretnie jedną fraszkę, powstałą pod wpływem fascynacji twórczością Stanisława Jerzego Leca. Nie pamiętam już dziś skąd u mnie wtedy taka mądrość się wzięła:
Ten wiele dokonał,
Kto w porę skonał….
WK