Zaprzyjaźniona osoba, sprawująca aktualnie funkcje dyrektora szkoły zwróciła mi uwagę, że w felietonie nr 223 pominąłem jeszcze jeden, równie ważny, aspekt procedury owej oceny pracy nauczyciela. Dla jasności sprawy przytoczę właściwy fragment z rozporządzenia – dosłownie
6. 1. Ocenę pracy nauczyciela ustala się po ustaleniu poziomu spełniania wszystkich kryteriów oceny pracy określonych dla danego stopnia awansu zawodowego, z zastosowaniem wskaźników oceny pracy określonych w regulaminie, o którym mowa w art. 6a ust. 14 Karty Nauczyciela.
2.W przypadku ustalenia poziomu spełniania kryteriów oceny pracy na poziomie:
1) 95% i powyżej – nauczyciel otrzymuje ocenę wyróżniającą;
2) 80% i powyżej – nauczyciel otrzymuje ocenę bardzo dobrą;
3) 55% i powyżej – nauczyciel otrzymuje ocenę dobrą;
4) poniżej 55% – nauczyciel otrzymuje ocenę negatywną.
Biję się w piersi – dopiero na tym etapie ujawnia się w całej okazałości pełny analfabetyzm metodologiczny autorów tego rozporządzenia. Lub „cwaniactwo” – niech się tym dyrektorzy martwią. No bo nie podano żadnych prawnych wskazówek, według jakich zasad należy konstruować ową sumatywną oceną procentową, wychodząc – jak w przypadku oceny na stopień nauczyciela dyplomowanego – z 23 procentowo ocenionych wskaźników tej oceny.
No, bo – teoretycznie – można postąpić na różne sposoby. Najprościej – zsumować liczby punktów uzyskanych we wszystkich kryteriach, podzielić przez ich ilość i otrzymany wynik – „średnią” – przyłożyć do podanej w rozporządzeniu skali. Ale taki sposób pozwoliłby uzyskać ocenę wyróżniającą nauczycielowi, który – przykładowo – otrzymałby 0% w kryterium „poprawność merytoryczną i metodyczną prowadzonych zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych”, a we wszystkich pozostałych „zaliczyłby” wskaźniki – głownie 100%, z rzadka – 75%!
Innym sposobem mogłoby być przyjęcie założenia, że – skoro wskaźnik ogólny poniżej 55% przekłada się na ocenę negatywną – to oceniany nauczyciel, przykładowo, nie może uzyskać w żadnym z ocenianych wskaźników oceny niższej niż owe 55%. Tylko jakie byłoby wtedy prawdopodobieństwo, że przy tylu „mierzonych” wskaźnikach w ogóle możliwe by było (w realnych szkolnych warunkach) aby ktokolwiek mógł otrzymać ocenę wyróżniającą?
Nie jestem specjalistą od pomiaru i budowania narzędzi diagnozy jakościowej – może ktoś z czytelników potrafi odpowiedzieć na ujawnione w tym aneksie, i w felietonie-matce, problemy. Proszę o podzielenie się z nami dobrymi pomysłami – przysyłając taki tekst na adres obserwatoriumedukacji@gmail.com.
Włodzisław Kuzitowicz