Jeszcze „nie ostygłem” po pisaniu „eseju bardzo osobistego”, podczas której to pracy przestawiłem się na snucie refleksyjnych wspomnień tego co było, a już dziś „aktualności szarej codzienności” sprowadzają mnie do coniedzielnej, felietonowej „recenzji” wydarzeń minionego tygodnia. Po ich pobieżnym przeglądzie zdecydowałem się podjąć temat, tylko pozornie wkraczający w świat polityki. Można powiedzieć, że „czara się przelała”, gdyż od dawna wzbierała we mnie potrzeba skomentowania roli związków zawodowych w szkołach i pozostałych placówkach oświatowo-wychowawczych. Na obszerniejsze analizy przyjdzie jeszcze czas. Dziś  czynię to tylko na jeden temat – po informacjach o protestach, kierowanych przez obie główne centrale nauczycielskich trede-union’ów do minister Zalewskiej,  w sprawie tak zwanych „podwyżek płac”, a szerzej – systemu wynagradzania nauczycieli.

 

Przypomnę tylko, że mam tu na myśli informację o stanowisku KSOiW  NSZZ „solidarność” z dnia  5 marca 2018 roku [Wzywamy Ministerstwo Edukacji Narodowej do konstruktywnego dialogu ze stroną związkową. W przypadku braku satysfakcjonujących efektów negocjacji w terminie do 30 kwietnia 2018 r. nasz Związek podejmie czynną akcję protestacyjną – podkreślił przewodniczący KSOiW Ryszard Proksa.], a także pismo, skierowane 12 marca przez władze ZNP do minister Anny Zalewskiej. [W nawiązaniu do pisma z 9 lutego 2018 r. Ministerstwa Edukacji Narodowej, dotyczącego projektu rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, (…) Związek Nauczycielstwa Polskiego negatywnie opiniuje przedłożony projekt.]

 

Na tle wielu minionych lat taka zbieżność stanowisk obu central związkowych jest sytuacją nową. Z tym większym zaskoczeniem można przyjąć najnowszą inicjatywę, z jaką do – w pewnym sensie – konkurentów (w przestrzeni „bazy społecznej”), czyli do związkowców z oświatowej „Solidarności” zwróciło się kierownictwo ZNP. Mam tu na myśli t. zw. „list do Proksy”, który został opublikowany na oficjalnej stronie ZNP 16 marca z taką zapowiedzią: „Związek Nauczycielstwa Polskiego apeluje do Przewodniczącego Ryszarda Proksy o wspólne działanie na rzecz istotnego zwiększenia nakładów na oświatę.” [Całość TUTAJ]

 

Czy to w ogóle jest możliwe?  Czy dotychczasowe doświadczenia opowiadania się za polityką rządu, sprawowanego przez politycznych sojuszników każdego z tych związków, pozwoli na przełamanie tego stereotypu i wspólne wystąpienie przeciw – tak naprawdę – „złej zmianie”?

 

Dla przypomnienia zacznę od przywołania „zaszłości z przeszłości”. Żeby nie wiem jak się starali liderzy obu tych przedstawicielstw pracowniczych odżegnywać od konotacji politycznych – powszechnie wiadomym jest, ze każdy ze związków zawodowych związany jest z określonymi siłami politycznymi.  ZNP od zarania swego istnienia (a mam tu  na myśli jego powstanie jako jednolitej struktury, czyli rok 1930) orientował się na partie lewicowe. Przetrwał także 45 lat PRL –  musiał się więc podporządkować „przewodniej sile narodu”, gdyż w inaczej nie miałby szansy na działalność. Po zmianie systemowej z lat 1989/90 działa nadal w bliskich relacjach – najpierw z SDRP, a później z SLD. Jego liderzy startowali w wyborach do Sejmu z list tej partii i zasiadali, także gdy tworzyła one kolejne rządy, w jej klubie poselskim. Sztandarową postacią takiego związkowca w rządzie stała się Krystyna Łybacka, nie tylko posłanka z ramienia SLD, ale także minister edukacji w rządzie Leszka Millera.

 

Ale i „Solidarność” także nie jest partyjnie nieskalana. Trudno nie pamiętać rządu AWS, który to skrót bez żadnych wątpliwości wskazuje na główną siłę tej struktury: Akcję Wyborczą Solidarność. Wszyscy pamiętamy, że ówczesny przewodniczący „Solidarności” – Marian Krzaklewski, po zwycięskich dla AWS wyborach w 1997 roku, nie przyjął funkcji premiera rządu (został nim prof. Jerzy Buzek), ale – jak to się wówczas mówiło – kierował rządem „z tylnego siedzenia”. W ministerstwie edukacji szefem też został profesor – Mirosław Handke, ale wiceministrem przez wszystkie lata tego rządu (także po objęciu teki ministra przez Edmunda Wittbrodta) był znany lider gdańskiej solidarności oświatowej – Wojciech Książek. Był on przed pracą w MEN, ale także po odejściu ze stanowiska, i jest do dzisiaj, przewodniczącym  Sekcji Oświaty Regionu Gdańskiego.

 

Przypomniałem te związki związkowców z władzą w tym celu, aby na tym tle wyrazić moją wielką obawę o to, że oferta prezesa ZNP, skierowana do przewodniczącego krajówki oświatowej „Solidarności”, podjęcia skoordynowanych działań w celu wywarcia tym większej presji na kierownictwo ministerstwa edukacji  i skutecznego wpłynięcia na poprawę sytuacji płacowej nauczycieli, jest  jedynie działaniem ze sfery „pobożnych życzeń”, albo może to, ze strony ZNP, taka pokerowa zagrywka typu „sprawdzam”. Zobaczymy, czy oświatowa „Solidarność” naprawdę stanie po stronie nauczycieli, czy te wszystkie ogłaszane dotąd protesty, to tylko taki  pijarowy zabieg, obliczony na  wywarcie dobrego wrażenia u swych członków.

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź