Stali bywalcy strony „Obserwatorium Edukacji” wiedzą, że mam pewną słabość, umiejętność, (określenie tego zdolnością byłoby zapewne przesadą) układania okolicznościowych wierszyków (rymowanek). Zamieszczam je zwykle z okazji świąt i Nowego Roku. Ale ten obyczaj od lat kultywuję przede wszystkim w gronie rodziny i przyjaciół, których imieniny i urodziny fetuję, przez siebie układanymi specjalnie na tę okoliczność, wierszykami. Niedawno takie właśnie urodzinowe życzenia napisałem dla siostrzenicy mojej żony, która „zaliczyła” czterdzieste urodziny. Zacytuję obszerny fragment tego „rękodzieła”, gdyż w kontekście lektury wywiadu z dr Aleksandrą Przegalińską będzie to doskonały punkt wyjścia do dalszych refleksji na temat: Przydatność klasycznych systemów szkolnych (zwłaszcza kształcenia zawodowego) dla efektywnego funkcjonowania w aktualnej i prognozowanej formule cywilizacji postindustrial- nego świata.
Gdy narodziłaś się Kasiu Miła,
Papieżem nie był jeszcze Wojtyła.
Breżniew na Kremlu wciąż dzierżył władzę,
Husak-prezydent – rok drugi – w Pradze.
Wałęsa ojcem był czwórki dzieci,
Nie wiedział wcale kiedy poleci
Nasz kosmonauta – dotąd jedyny.
Gierek Polaków wpuszczał w maliny…
Mało kto jeszcze znał Kaczyńskiego,
Nie było – w planach nawet – Jakiego…
Nikt nie znał maili ani Facebuka,
Nikt w Internecie wiedzy nie szukał,
W sklepach gotówką wszyscy płacili…
I bez smartfonów szczęśliwie żyli
Patrz: urodziłaś się w innym świecie!
A tak niewiele lat żyjesz przecie.
Pójdę dalej tym tropem i powspominam jakie wtedy działały w Łodzi szkoły zawodowe. Była druga połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Robotnicza, głównie włókiennicza, Łódź potrzebowała wykwalifikowanych pracowników, których dostarczały zespoły szkół włókienniczych (a w nich zasadnicze szkoły zawodowe i technika) – na czele z tym wiodącym, o numerze 1, przy ul. Żeromskiego. Dla przemysłu odzieżowego kształciły dwa zespoły szkół odzieżowych. Wielkie kombinaty budowlane realizowały sztandarowy program wielkopłytowego budownictwa mieszkaniowego – kadry dla nich kształcono w trzech zespołach szkół budowlanych, liczących po ponad tysiąc uczniów każdy. Działało pięć zespołów szkół mechanicznych, w tym jeden kształcący mechaników precyzyjnych, czyli kadry dla Łódzkiej Fabryki Zegarów. Nie brakowało szkół przygotowujących do zawodów w przemyśle spożywczym (mięsnym, piekarniczo-cukierniczym) i gastronomii. Działało także kilka zespołów szkół ekonomicznych, szkoła dla księgarzy, poligrafów, a także zespoły szkół samochodowych, energetycznych, zespół szkół elektrycznych a także szkół chemicznych. Nie potrafię tak z pamięci wymienić ich nazw, ale było także kilka szkół przyzakładowych (np. MPK i PKS, Zakładu Energetycznego), szkoła kolejowa i szkoły Zakładu Doskonalenia Zawodowego oraz Szkoła Rzemiosła. Oczywiście – były także szkoły artystyczne: muzyczne, plastyczna, baletowa…
A liceów ogólnokształcących było jedynie dwadzieścia kilka…
Po co to wszystko napisałem? Aby uświadomić sobie i Czytelnikom, że system ten, z niewielkimi korektami, funkcjonował jeszcze przez około 20 lat. Absolwenci tych szkół mają dziś po czterdzieści kilka – pięćdziesiąt kilka lat. Ciekawe byłoby prześledzenie ich losów zawodowych w tym okresie czasu, kiedy nie tylko radykalnie zmienił się system polityczny i społeczno-gospodarczy, ale kiedy przez świat przeszła kolejna fala rewolucji – tym razem już nie tyle przemysłowej, co informatycznej – ze wszystkimi jej konsekwencjami dla technologii produkcji, usług i komunikacji.
Dziś nie ma już chyba w Łodzi żadnego z działających w tamtych czasach zakładów pracy. Zniknęły kombinaty włókiennicze i fabryki odzieżowe, nie ma fabryk domów, nie ma ówczesnego przemysłu maszynowego, chemicznego, fabryki zegarów… Zostały dwie elektrociepłownie, „Maluchem” jeżdżą małolaty, hobbyści, emeryci i … i Tom Hanks. Co dzisiaj robią ci, którzy w tamtych szkołach zdobyli kwalifikacje zawodowe? Czy i gdzie przekwalifikowywali się? Po ilekroć?
A przez ostatnie miesiące minister Zalewska i jej ekipa, z oddelegowaną do tego zadania wiceminister Marzeną Machałek (przez 23 lata „panią od polskiego” w szkole podstawowej), z wielkim przytupem urządza szkolnictwo branżowe, okraszone sloganem o kształceniu dualnym! Ma być prawie jak w PRL-u: przez 3 lata w szkołach branżowych młodzi ludzie będą uczyli się prostych (najczęściej jednokwalifikacyjnych) zawodów robotniczych, a 5 lat będą chodzili do techników, czyli szkół – cytując klasyka – „ni pies ni wydra…”: słabo przygotowujących do pełnej, dającej realne podstawy do studiów wyższych, matury i stwarzających nadzieje na przyszłe zatrudnienie w roli średniej kadry technicznej – w ich nurcie kształcenia zawodowego. Tylko czy będzie jeszcze na takie role zapotrzebowanie w zdecentralizowanej organizacji produkcji? Już dziś widzimy, że w małej i średniej firmie (a tych jest przygniatająca większość) pracują „elastyczni” robotnicy (typ „złota rączka do wszystkiego”) i inżynierowie na stanowiskach kierowniczych i nadzoru. .
Do takich szkół pójdą za rok absolwenci odtworzonej 8-letniej szkoły podstawowej, dzisiejsi 14-latkowie i młodsi, którzy za następne 3 do 5 lat (i później), wejdą na rynek pracy .Przysłowiowego konia z rzędem temu, kto dziś wie, jak ten rynek będzie sprofilowany za owe 4, 6, 10 lat. Nie mówiąc o dwudziestu i więcej…
Bo świat w tworzeniu nowych technologii ciągle przyśpiesza. Warto zdać sobie sprawę z konsekwencji tych zmian dla dynamiki procesu ginięcia i powstawania nowych zawodów, a w przyszłości nie tyle zawodów, co stanowisk pracy. Czy utrzymywanie systemu kształcenia, który powstał w wyniku wynalezienia maszyny parowej a później elektryczności i będącej ich skutkiem rewolucji przemysłowej, który został „udoskonalony” w systemie socjalistycznej gospodarki centralnie planowanej, ma dziś jakiekolwiek, oprócz konserwatywnych przyzwyczajeń i sentymentów, racjonalne uzasadnienie?
To było, tak uważam, pytanie retoryczne. Moim zdaniem najwyższa pora podjąć ten trud (i ryzyko) i zaprojektować, a następnie jak najszybciej wdrożyć, zupełnie nowe ścieżki nabywania kwalifikacji i ich ciągłego aktualizowania lub „dodawania” – w zależności od sytuacji na rynku pracy i kolejnych zmian technologicznych, prawdopodobnie o wręcz rewolucyjnych konsekwencjach dla zatrudnienia. Co mam na myśli? Na przykład autonomiczny samochód (bez kierowcy)! Co będą robili kierowcy zawodowi, pracujący dziś w transporcie osobowym, przewozie towarów, zbiorowej komunikacji pasażerskiej?
Ale o takiej, na razie mojej wizji, koncepcji zastąpienia szkolnictwa zawodowego formuła, będącą rozwinięciem i udoskonaleniem modelu dzisiejszych centrów kształcenia zawodowego (ale nie u nas, w Republice Federalnej Niemiec) – już przy innej okazji.
Kiedyś napisze ktoś: „Córciu miła,
Patrz, jak Zalewska was urządziła!”
Włodzisław Kuzitowicz