W ubiegłotygodniowym felietonie zapowiedziałem, że „moimi refleksjami o kongresie podzielę się za tydzień”. Oczywiście – miałem na myśli XII Kongres Zarządzania Oświata, który w poniedziałek zakończył się w Krakowie.Niestety! Nie wywiążę się ze złożonej obietnicy, gdyż jak dotąd organizatorzy nie opublikowali na stronie OSKKO materiałów pokongresowych na które liczyłem, a szczególnie – stanowiska kongresu w sprawie zmian systemowych w oświacie. Przeto odkładam ten temat na kolejną niedziele, a dziś zajmę Waszą uwagę moimi refleksjami wokół narastającego konfliktu miedzy dwiema największymi nauczycielskimi centralami związków zawodowych, który został bez żadnego owijania w dyplomatyczną bawełnę ujawniony 20 września w oświadczeniu Prezydium Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania [NSZZ „SOLIDATNOŚĆ”] dotyczącym – jak to nazwano – oszczerstw ZNP.

 

Zanim cokolwiek dalej napiszą na ten „śliski temat” (Karta nauczyciela – bronić jej „jak niepodległości”, czy zastąpić ją innymi, przystającymi do współczesnych warunków obowiązujących na polskim i europejskim rynku pracy, przepisami pragmatyki zawodowej) muszę złożyć oświadczenie, że od 1994 roku nie należałem i nie należę do żadnego związku zawodowego. Wcześniej – od 1972 roku (gdy rozpocząłem pracę wychowawcy w domu dziecka) zostałem członkiem ZNP. Ale wówczas nikogo nie pytając, odciągano z pensji składkę, a szef komórki związkowej na najbliższym spotkaniu rady pedagogicznej podsunął mi do podpisu deklarację. Przynależność ta „szła” za mną, niejako zwyczajowo, przez kolejne miejsca pracy w branży edukacyjnej – także gdy byłem nauczycielem akademickim na UŁ. To wówczas byłem najbardziej aktywnym związkowcem – po odpowiednim kursie zostałem wybrany przez koleżanki i kolegów społecznym inspektorem pracy [SIP] w Instytucie Pedagogiki i Psychologii UŁ

 

Nigdy nie byłem członkiem NSZZ „Solidarność”.

 

Z ZNP wystąpiłem kiedy objąłem obowiązki dyrektora szkoły – pracodawcy, który musiał rozmawiać, na równych zasadach, z szefostwem szkolnych struktur obu związków zawodowych. Dodam, że wówczas nauczyciel zajęć praktycznych w tej szkole był przewodniczącym międzyszkolnej struktury Sekcji Oświata i Wychowanie „Solidarności”.

 

Musiałem to wszystko opowiedzieć, aby żadna ze stron nie zarzuciła mi brak obiektywizmu w przedstawionej poniżej opinii o wzajemnych oskarżeniach obu central, oskarżeniach o zdradę interesów nauczycieli.

 

Zacznę od owych oszczerstw, zarzucanych Związkowi Nauczycielstwa Polskiego. Jeszcze 4 września na stronie tej centrali zamieszczono, przez nikogo nie podpisany, komunikat, w którym można przeczytać, że „za cenę wzrostu wynagrodzeń o 15 proc. związek ten [Solidarność] zgadza się na likwidację „przywilejów” nauczycielskich. Związek Nauczycielstwa Polskiego stanowczo stwierdza, że w Karcie Nauczyciela zapisane są obowiązki i uprawnienia nauczycieli, a nie przywileje.”

 

Reakcją SKOiW było owo oświadczenie z 20 września (długo czekali!), w którym napisano: rozpowszechniane przez Zarząd Główny ZNP informacje na temat zgody NSZZ „Solidarność” na likwidację uprawnień nauczycieli zawartych w Karcie Nauczyciela są perfidnym kłamstwem. Obecny spór pomiędzy Rządem a Solidarnością dotyczy wysokości i terminu wprowadzenia podwyżki dla nauczycieli oraz pracowników administracji i obsługi.

 

Trudno mi rozstrzygać co która strona mówiła podczas spotkań w siedzibie Rady Dialogu Społecznego lub gdzie indziej. Jednak mogę mieć zdanie w sprawie, czy ewentualna rezygnacja władzy państwowej z wypłacania nauczycielom tzw. „czternastej pensji”, dodatku mieszkaniowego, zasiłku na zagospodarowanie, albo likwidacja prawa do lokalu mieszkaniowego i prawa do działki, przysługujących pracującym na wsi, a także z prawa do mieszkania w budynkach szkolnych – to likwidacja praw, czy przywilejów, jakie akurat wykonujący ten zawód mieli ową ustawą gwarantowane. Każdy nie nauczyciel, osoba wykonująca inne zawody, powie jednoznacznie: to były przywileje, przyznane wykonującym ten zawód przez władze PRL przed trzydziestoma pięcioma laty! Nie można udawać, że jest wciąż tak jak było w latach osiemdziesiątych. Tych ponad 25 lat doświadczeń funkcjonowania w warunkach rynku pracy, w gospodarce wolnorynkowej, każe nam spojrzeć na to z innej perspektywy.

 

Nie wiem, czy „Solidarność” kupczyła, czy nie kupczyła tymi zapisami Karty. Ale to nie są zwykłe uprawnienia pracownicze, a szczególne uprawnienia, dane przed laty tej kategorii zawodowej!

 

I jeszcze o jednym muszę powiedzieć. Panie Prezesie Broniarz! Nie wiem komu powierzył pan zredagowanie tego komunikatu z 4 września, w którym jakiś „anonim” napisał:

 

Chcemy przypomnieć, że pragmatyka nauczycielska została nadana ustawą z dnia 1 lipca 1926 r. Stosunki służbowe nauczycieli.

 

A to jest po prostu argument „z Księżyca”!

 

Może ja przypomnę, że zarzucacie swym adwersarzom sprzeniewierzenie się „Karcie nauczyciela”, a nie ustawie z dnia 1 lipca 1926 r. Stosunki służbowe nauczycieli. A owa Karta uchwalona została 26 stycznia 1982 roku, czyli zaledwie półtora miesiąca od wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Był to czas, kiedy stojący na czele WRON  gen. Wojciech Jaruzelski, aby się zabezpieczyć przed falą strajków w szkołach (organizowanych przez działaczy „Solidarności”) zgodził się na powstanie dokumentu wynoszącego zawód nauczyciela ponad inne zawody.

 

Wcześniej obowiązywała Ustawa z dnia 27 kwietnia 1972 r. Karta praw i obowiązków nauczyciela. – powstała w okresie partyjnej władzy Edwarda Gierka, kiedy Ministrem Oświaty i Wychowania był Jerzy Kuberski – wcześniej warszawski Kurator Oświaty i Wychowania – dobry człowiek, którego wstawiennictwo pozwoliło pewnemu młodemu licealiście o imieniu Jarosław zdać maturę, nie w „Lelewelu”, gdzie nie otrzymałby promocji do XI klasy, a – po przeniesieniu go (w wyniku owej protekcji) przed końcem roku szkolnego – już w  Liceum im. M. Kopernika, gdzie tę promocje otrzymał. Egzamin dojrzałości zdał tam rok później –  razem z również przeniesionym bratem-bliźniakiem… [Więcej TUTAJ ]

 

Ale to już temat na inne opowiadanie… A teraz, wracając do tematu i sumując te refleksje:

 

Źle się stanie „dla sprawy”, jeżeli oba związki zawodowe zacznę się wzajemne oskarżać i – co za tym idzie – podważać pozycję i autorytet zawodu nauczyciela w oczach reszty społeczeństwa. Źle będzie także dlatego, że takie rozbicie stanowiska reprezentujących nauczycieli związków zawodowych pozwala władzy na rozgrywanie tego sporu dla zrealizowania własnych celów – niekoniecznie zbieżnych nie tylko z dobrem nauczycieli, ale przede wszystkim obecnych i przyszłych pokoleń uczniów polskich szkół.

 

A poza tym, moim zdaniem, sprowadzenie dramatu jaki kryje się za tą reformą edukacji, zwaną „Dobrą Zmianą” do problemów pragmatyki zawodowej nauczycieli, to po prostu czysty partykularyzm przywódców obu tych central związkowych!

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Zostaw odpowiedź