Nieprzypadkowo poprzedziłem dzisiejszy felieton wywiadem z Katarzyną Lubnauer – posłanką Nowoczesnej, wiceprzewodniczącą Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, który kończy się słowami: „Nowoczesna apeluje jednak do prezydenta, żeby nie składał swojego podpisu pod tymi ustawami”. Dzięki temu mam najświeższy dowód mojej tezy postawionej w tytule tego felietonu. Nie ona jedna tymi słowami zaliczyła się do grona współczesnych „zaklinaczy deszczu”.

 

Nadzieję na zatrzymanie tego niszczycielskiego walca mieli wszyscy autorzy petycji i listów otwartych, słanych od miesięcy do MEN i do pani minister Zalewskiej imiennie. Inaczej jak wiarą w siłę swych argumentów nie można tłumaczyć inicjatywy dyrektorów łódzkich gimnazjów, którzy nie tylko 18 października wysłali do minister Zalewskiej List otwarty, to jeszcze usilnie zbiegali o spotkanie z nią. Jak to relacjonowałem w minioną środę – mimo że sama ich do Urzędu Wojewódzkiego zaprosiła – zamiast niej (przyczyna nieobecności: choroba) spotkał się nimi wiceminister Kopeć. Symptomatyczna – jako przykład tej niezachwianej wiary – była kończąca owe nieudane spotkanie wypowiedź dyrektora PG nr 1 – Bogusława Olejniczaka: „…prosimy o  przekazania pani minister, […] że czekamy na nią w Łodzi, ale jesteśmy także gotowi do przyjazdu do ministerstwa do Warszawy w każdym oznaczonym czasie.

 

Taka nadzieja, że coś się jeszcze da uratować, jest zapewne także w tle najnowszej inicjatywy grupy EDUKACJA Łódzkiego KOD-u  – przygotowywanej na 16 grudnia debacie „Quo vadis oświato?”, którą zapowiedziano jako „spotkanie z ekspertami poświęcone zagadnieniom reformy oświaty. Plusy? Minusy?” (Zostałem tam zaproszony jako jeden z owych ekspertów).

 

Zastanawiam się co ja tam mogę powiedzieć…  Plusów tej nibyreformy nie widzę, jej minusy już dawno i z różnych punktów widzenia, opisało wielu ekspertów, lepiej ode mnie poinformowanych o realiach pracy dzisiejszych szkół. Spróbuję więc przekierować tę debatę na poszukiwanie sposobów na to, co powinno się zrobić, aby możliwie zminimalizować niszczycielskie dla edukacji kolejnych pokoleń młodych Polaków skutki tego cyklonu. Bo tego, że nie ma już żadnych możliwości jego powstrzymania, jestem  od dłuższego czasu pewien.

 

Jedyna trzeźwa decyzja w obszarze prób racjonalnego oddziaływania na promotorów tej „reformy” z jaką w tym czasie spotkałem się, to decyzja organizatorów planowanej na 30 listopada Ogólnopolskiej  konferencji „Gimnazja wobec planowanej reformy”. 16 października promował ją bardzo na swym blogu prof. Śliwerski. W zamierzeniu jej organizatorów miało tam wystąpić „12 wybitnych profesorów”. Jak napisali – miało to być „największe opiniotwórcze wydarzenie dotyczące reformy edukacji!”. I co? I nic! Na stronie organizatora – Fundacji Innopolis – Ośrodek Doskonalenia Nauczycielipojawił się komunikat: Otrzymaliśmy od wielu osób i środowisk informacje, że czas na dyskusję się skończył i trzeba teraz się koncentrować na konkretnych działaniach związanych z przyszłością szkół, w tym gimnazjów. Postanowiliśmy odwołać konferencję. Przepraszamy osoby, które są tym faktem zawiedzione.”.

 

Nie ukrywam, że należę do tych zawiedzionych. Bo liczyłem na owoce tego „opiniotwórczego wydarzenia dotyczące reformy edukacji”. Zobaczcie z resztą sami jaki przygotowano tam program, i co nas ominęło: Program Konferencji „Gimnazja wobec planowanej reformy a wyniki badan naukowych tych szkół oraz uczniów i nauczycieli”.

 

Najbardziej żałuję, że nie mogłem osobiście przekonać się, że prof. Śliwerski prowadzi jednak badania naukowe, o czym mógłby zaświadczyć jego wykład otwierający konferencję: „Demokratyzacja w gimnazjach – raport z badań”.

 

 

Ale – w tej sprawie – nie tracę nadziei. Że Pierwszy Pedagog Rzeczpospolitej nie tylko pisze bloga, wydaje kolejne tomiszcza (głównie) w oficynie swego brata, ale że także prowadzi własne, terenowe, badania naukowe…

 

 

Wszak nadzieja umiera ostatnia!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź