Od kilku miesięcy obserwuję styl działania minister Anny Zalewskiej. Właśnie doszedłem do wniosku, że jest to osoba, która ukazała, dotąd nieujawnione, aspiracje bycia reżyserem. Szkoda tylko, że LOS sprawił, iż nie było jej dłużej dane reżyserowanie szkolnych akademii. Jeśli tam czuła, że to jej nie wystarcza – mogłaby w Miejskim Domu Kultury w Świebodzicach poprowadzić amatorski teatr, lub ubiegać się o grant Marszałka Województwa Dolnośląskiego i po jego uzyskaniu poprowadzić zajęcia teatralne na jednym z Uniwersytetów Trzeciego Wieku…
Ale jej biografia potoczyła się w innym kierunku. Została radną powiatu świdnickiego, wicestarostą tego powiatu, a potem posłanką na Sejm VI, VII i VIII kadencji. Od prawie roku jest ministrem edukacji. I od tego momentu, dzięki mediom elektronicznym, mogłem już śledzić jej działania – z należną szefowej „mojego” ministerstwa uwagą. I na tej podstawie zrodziło się moje przypuszczenie: to nieodkryty i niedoceniony (jak dotąd), samorodny talent reżyserski! Oto dowody uzasadniające tę tezę:
Zaczęła swój serial „Dobrej zmiany w edukacji” od introdukcji – od konferencji prasowej w dniu 3 lutego, podczas której roztoczyła przed narodem panoramę ogólnopolskiej debaty o systemie oświaty „Uczeń. Rodzic. Nauczyciel – Dobra zmiana”. Miało w niej uczestniczyć blisko 2 tys. ekspertów pracujących w ramach 16 grup tematycznych, ogłoszono harmonogram 16 debat wojewódzkich z udziałem rodziców, uczniów, nauczycieli i samorządowców. Ponadto zapowiedziała wiele lokalnych spotkań i rozmów na temat oświaty. Wielu dało się zmanipulować temu scenariuszowi – uwierzyli, że tak szerokich konsultacji społecznych na tematy oświatowe jeszcze w Polsce nie było. I już wtedy, jak dobry reżyser, zapowiedziała kolejny odcinek tej story: całość działań podsumujemy w czerwcu.
Już w trakcie kolejnych wydarzeń tego „teatru dla naiwnych” okazywało się, że tych ekspertów to jakby nie było, na wojewódzkich debatach rodziców i uczniów nikt nie oglądał, a w ogóle, to ponoć nie były to konsultacje społeczne… Na wszystkie pytania dziennikarzy i przedstawicieli oświatowych związków zawodowych, stowarzyszeń i fundacji padała, jak mantra, ta sama odpowiedź: poczekajcie do 27 czerwca – w Toruniu pani minister wszystko ogłosi….
Atmosfera tajemnicy gęstniała, im bliżej wakacji i owej magicznej daty, tym zainteresowanie – w stylu Dziady cz. II „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie” – narastało.
I stało się: poniedziałek 27 czerwca, w Centrum Kulturalno – Kongresowym „Jordanki” w Toruniu, odbyło się show medialne, w którym pierwszoplanową rolę odegrała pani minister Zalewska. Tego nie da się w kilku słowach opowiedzieć, to trzeba zobaczyć! Widać tam rękę reżyserki: to na co wszyscy czekali, czyli szczegóły zapowiadanej reformy systemu edukacji, pani minister ogłosiła dopiero w końcowej części swego monologu – po ponadgodzinnej „nawijce” o wszystkim innym, tylko nie o tym, co było głównym tematem tej konferencji…
Później były wakacje, ale mimo tego, z różnych środowisk – głównie z ZNP i partii opozycyjnych – pojawiały się pytania o konkrety, dotyczące skutków wdrożenia zapowiedzianej reformy. Generalnie nie było na nie odpowiedzi. Pani minister bardzo selektywnie uchylała „rąbków tajemnicy”.
25 lipca skierowała do samorządów terytorialnych list, w którym „podziękowała za ich dotychczasowe zaangażowanie w Ogólnopolską Debatę o Edukacji ‘Uczeń. Rodzic. Nauczyciel – Dobra Zmiana’ i poprosiła o dalszą współpracę przy precyzowaniu szczegółowych rozwiązań dotyczących zmian w systemie edukacji”. Jedyny konkret w tym liście to deklaracja, że „kalendarz prac legislacyjnych przewiduje terminy gwarantujące bezpieczną organizację przez jednostki samorządu terytorialnego roku szkolnego 2017/2018”. Ale nic o tym, co najbardziej wszystkich interesowało: co po1 wrześ- nia 2017 roku…
24 sierpnia skierowała list do dyrektorów, nauczycieli i pracowników oświaty w związku z rozpoczęciem nowego roku 2016/2017. Przedstawiła w nim najważniejsze kierunki zmian, które – w postaci projektów ustaw – znów zapowiedź, wywołująca napięcie – zostaną przedstawione w połowie września.
31 sierpnia minister Zalewska zapytana w TVP1 o szczegółowe rozwiązania dotyczące zmiany struktury szkolnictwa powiedziała: „Poczekajmy, to jeszcze dwa tygodnie„.
Wszyscy czekali cierpliwie – wszak nie mieli innego wyjścia. I nadszedł ten dzień: 16 września podczas specjalnej konferencji prasowej pani minister – jak to stało się zwyczajem tej ekipy rządowej – zademonstrowała z tryumfalnym uśmiechem swe dzieło – 148 stronicowy projekt ustawy Prawo oświatowe. Do tego powstał jeszcze drugi projekt: Przepisy wprowadzające ustawę Prawo oświatowe (230 stron!) Macie, czytajcie, już mnie o nic nie pytajcie – należało odczytać z tego przekazu.
Ale, zgodnie z regułą reżyserowania popularnych seriali, dostaliśmy także informację, że będą kolejne odcinki serialu: wszak oba projekty zostały skierowane do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych. Później powstaną projekty rządowe, które wpłyną do magicznej „laski marszałkowskiej”.
Jednak tam reżyserię kolejnych odcinków owego horroru społeczno-edukacyjnego przejmie najpierw Marszałek Sejmu Marek Kuchciński – kolega partyjny pani minister, ale po nim przewodniczący Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży Rafał Grupiński z PO. Wtedy pani minister Zalewska będzie mogła występować już jedynie w roli aktorki…
Jak wiemy, nie jest to sytuacja, w której nasza bohaterka czuje się najlepiej. Wszak widzieliśmy ją podczas słynnego już występu w spektaklu, który nie ona reżyserowała: 13 lipca, w programie „Kropka nad i” wiła się jak przysłowiowy piskorz w ogniu pytań, zadawanych jej przez gospodynię tego programu redaktor Monikę Olejnik.
W zasadzie felieton ten mógłby być zatytułowany: „O pewnej polonistce, której kariera polityczna otworzyła drogę do bycia reżyserką” – gdyby nie jeden fakt. Tak naprawdę, to owa polonistka jedynie kreuje się na reżyserkę, bo wszyscy wiemy, że w tym teatrze marionetek faktyczny reżyser pociąga za sznurki z ulicy Nowogrodzkiej…
Włodzisław Kuzitowicz