Nie będę się krygował i udawał, że się zastanawiam co ma być tematem dzisiejszego felietonu – myślę, że jest to dla wszystkich czytelników oczywiste: sejmowe wystąpienie minister Anny Zalewskiej w ramach tzw. „audytu”  8-letnich rządów koalicji PO – PSL. Jak wiecie – w czwartek ograniczyłem się do obiektywnego (bez komentarzy i skrótów) zaprezentowania treści tego przemówienia, dołączając także wyciąg z sejmowego  stenogramu z zapisem wystąpień posłów, odnoszących się do wystąpienia minister Anny Zalewskiej.

 

 

Dzień później, w materiale zatytułowanym  „Cel uświęca środki? Tak uważa minister Zalewska!” (co już nie było obiektywne – zawierało mój osąd opisanego faktu) udostępniłem artykuł Justyny Sucheckiej pt. „Minister cytowała młodzież, ale tylko wygodne fragmenty. A o edukacji seksualnej, środkach psychoaktywnych...”  Nie byłoby tej publikacji, gdyby nie reakcja świadomych swej podmiotowości autorów cytowanego przez min. Zalewską Manifestu młodzieży Dolnego Śląską. Z redakcją „Gazety Wyborczej” skontaktowali się jego współtwórcy: Paweł Brusiło, student ekonomii, aktualnie na wymianie międzynarodowej w Porto (Jest dla nas naprawdę przykre, że tak zostaliśmy wykorzystani), Adam Pach, tegoroczny maturzysta ze Zgorzelca (Sejmik młodzieżowy to młodzi ludzie, którzy chcą zmieniać świat, stawiają na budowanie kapitału społecznego i dowodem tego był ten manifest) i Daniel Misiek z Milicza, student Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu  (Nasz manifest to 18 punktów, a pani minister wybrała tylko te, które były dla niej wygodne).

 

 

Dziś  podzielę się z Wami kilkoma moimi refleksjami, jakie miałem po ponownej, gruntownej lekturze zapisu tego donosu na, (jak wynika z tego wystąpienia) nieudolne rządy trzech kolejnych poprzedniczek obecnej pani minister: Katarzyny  Hall (od 16 listopada 2007 do 18 listopada 2011), Krystyny Szumilas (od 18 listopada 2011 do 27 listopada 2013) i Joanny Kluzik-Rostkowskiej (od 27 listopada 2013 do 16 listopada 2015).

 

 

Refleksja pierwsza – o konstrukcji stylistycznej tego wystąpienia. Bardzo się starałem znaleźć jakiś zamysł kompozycyjny, logiczny układ treści, hierarchię ważności prezentowanych „grzechów” i błędów minionej ekipy…  Nic takiego się nie doszukałem. W teorii literatury funkcjonuje taki termin: „strumień świadomości”. W tym przypadku byliśmy chyba świadkami „strumienia nieświadomości” kogoś, kto mówi o tym, co mu aktualnie się przypomniało o kimś, kogo bardzo, bardzo nie lubi… I to, z uporem maniaka – mówi „jednocześnie”! Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z monologiem kobiety, która po rozwodzie z mężem spotkała koleżanki i nie może się powstrzymać przed tym, aby przed nimi wyrzucić z siebie wszystko co może złego o swym „byłym” powiedzieć.

 

 

Refleksja druga: większość zarzutów, jakie pod adresem poprzednich władz w resorcie edukacji kierowała pani minister Zalewska była, przez różne organizacje pozarządowe i liczne media niezależne już dawno podnoszona i nie trzeba tego – jak ten sejmowy spektakl nazwano – „audytu”,  aby Polacy o tym się dowiedzieli. Koronny „grzech” tamtej ekipy, którym zakończyła aktualna szefowa MEN swe wystąpienia: „Jedno jest pewne: szkoła, nauczyciele, rodzice i dzieci zostali zamknięci w biurokracji. Trzeba tę szkołę uwolnić” – to także takie „odkrycie Ameryki” już dawno odkrytej – wiedzę o tym mają od dawna nauczyciele, a szczególnie dyrektorzy szkół, zdobytą w swej codziennej pracy. Podobnie jest z krytyką systemu nadzoru pedagogicznego – ewaluacją zewnętrzna, ankietomanią. Nawet piszący te słowa już dawno i wielokrotnie zarzucał to władzom ministerstwa, jeszcze na etapie projektu rozporządzenia o nadzorze pedagogicznym. Pisałem o tym wielokrotnie, ostatnio 16 sierpnia 2015r. w felieton nr 87, zatytułowanym „ Jeszcze o ewaluacji zewnętrznej – krytycznie, w cieniu wyborów…” , a wcześniej 12 kwietnia tego samego roku, także w felietonie „ Że pierwsza jaskółka wiosnę zapowiada – wiara we mnie nie gaśnie!”. Oto jego fragment:

 

Nie mogę powstrzymać się od wyrażenia w tym miejscu satysfakcji z faktu, że od początku powstania obowiązującej już szósty rok procedury ewaluacji pracy szkół, przedszkoli i placówek oświatowo-wychowawczych należałem do jej zdecydowanych i konsekwentnych krytyków. I to także moje publikacje, te sprzed ponad pięciu lat, ale i ta sprzed roku, były tymi kroplami, drążącymi skałę samozadowolenia ministerialnych decydentów – twórców owej, sprowadzonej niemal do absurdu, zbiurokratyzowanej procedury diagnozowania i opisywania jakości pracy edukacyjnej szkół i placówek.[www. obserwatoriumedukacji.pl]

 

W tym felietonie znajdziecie także linki do moich jeszcze wcześniejszych na ten sam temat publikacji:

 > Komu tak naprawdę służy ankietowo-sondażowy nadzór?, ”Głos Pedagogiczny” Nr 38/ 2014

 > Nowe rozporządzenie stare wątpliwości, „Gazeta Szkolna” Nr 38/2009

 > Błądzić jest rzeczą ludzką. Tylko czy to były błędy?, „Gazeta Szkolna” Nr 41/2009

 

 

Ale wróćmy do minister Zalewskiej. Do kategorii prawd powszechnie znanych należą takie,  podnoszone przez nią jako przykłady zła za czasów jej poprzedniczek, „odkryte” dzięki audytowi, jak:  fatalne rozwiązania narzucone okręgowym komisjom egzaminacyjnym i szkołom zawodowym w sprawie organizowania egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe (formalnie „zewnętrznych”, praktycznie – na głowach dyrektorów tych szkół, powszechnie krytykowane w tym środowisku), problemy z finansowaniem nauczania domowego (zobacz Newsweek,  artykuł red. Renaty Kim z 23 grudnia 2015: „MEN tnie wydatki na nauczanie domowe. Problem dotyczy kilku tysięcy dzieci”) czy zarzut zorganizowania za 2 mln zł na kongresu polskiej edukacji, jak to o tym  powiedziała pani minister „Dziwnym  trafem było to chyba w okolicach kampanii wyborczej, a może w jej środku”.

 

 

Nie mogę się ponownie powstrzymać przed przypomnieniem, że jako uczestnik-obserwator tego Kongresu  (29 – 30 sierpnia w Katowicach) 6 września 2015 r. w felieton nr 89. pt „Łabędzi śpiew czy zalążki „edukacyjnego ruchu oporu”?  napisałem:

 

Drugi przetarg [na organizację tego kongresu] został ogłoszony 20 czerwca, tym razem z precyzyjnym określenie miejsca (Katowice) i terminu kongresu (29-30 sierpnia) i rozstrzygnięty (otwarcie kopert z ofertami – 3 lipca o 10:30) pismem z dnia 14 lipca. Wybrana została oferta złożona przez firmę IT event Sp. Z o.o. z Warszawy, która zobowiązała się zrealizować ten projekt za 2 108 629, 43 zł (brutto). Tak oto budżet UE zaoszczędził 290 247,11 zł!!! Ale za cenę pozbawienia jego uczestników ostatniego weekendu tych wakacji!

 

Ale nie dziwi ocena, deprecjonująca efekt tego wydarzenia, wygłoszona przez minister Zalewską: „Okazało się, że efekt tego kongresu jest dyskusyjny.”  Moja ocena, wyrażona w tym samym felietonie – przypominam: 6 września  2015r – była znacząco odmienna:

 

Tak sobie myślę, że nie ma co mówić, iż ten Kongres to zmarnowane pieniądze. Ten tysiąc z okładem nauczycieli i dyrektorów szkół, którzy w nim uczestniczyli poczuli swoją siłę, nawiązali kontakty, dowartościowali się i zobaczyli, że nie są sami w swojej szkółce, wiosce, mieście… Nie tak łatwo będzie ich przekonać do porzucenie dotychczasowego sposobu działania, do sprzyjania reformom, jakie obiecuje ekipa, opracowująca programy pod szyldem PiS. Oni mogą w nadchodzącej przyszłości stać się bazą społeczną „edukacyjnego ruchu oporu”… [www.obserwatoriumedukacji.pl]

 

 

Do tej kategorii można także zaliczyć krytykę przywołanych przez panią minister nowych zasad w sprawie zdrowej żywności w szkolnych stołówkach i sklepikach – tyle, że nie była to decyzja  ministra edukacji, a skutek ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, uchwalonej przez Sejm poprzedniej kadencji 23 października 2014 roku 426 głosami  za, przy 1 przeciw i 2 wstrzymujących się – więc także głosami posłów PiS!  A przepisami wykonawczymi do tej ustawy było rozporządzenie ministra zdrowia, nie edukacji.

 

 

Na tym poprzestanę. Aby nie ciągnąc tego felietonu w nieskończoność podzielę się jeszcze jedną tylko refleksją: Przyjmując, że wystąpienie minister Zalewskiej zawierało prawdziwe i słuszne zarzuty pod adresem poprzednich kierownictw MEN, że popełniono wtedy wiele nieprawidłowości, że nie panowano nad złożoną i delikatną materią systemu edukacji, to jaką gwarancją jest wygłoszenie tej tyrady na posiedzeniu plenarnym Sejmu, że teraz będzie lepiej? Przecież sama pani minister powiedziała, że ewaluacja w jej obecnej formule musi funkcjonować do 2021 roku! A cóż to za zarzut, że (podobno) „Co drugi absolwent szkoły zawodowej zasila grono bezrobotnych, najczęściej dlatego że jest absolwentem kierunku, którego rynek pracy nie potrzebuje,  lub jego umiejętności są dalekie od wymagań pracodawcy.” Czy to minister edukacji ustala jakie zawody są nauczane w szkołach zawodowych? Czy bezrobocie absolwentów szkół zawodowych naprawdę jest wyższe od absolwentów szkół ogólnokształcących, albo od absolwentów uniwersytetów? I czy pani minister Zalewska posiada różdżkę czarodziejską, którą machnie – i natychmiast wszyscy po zawodówkach dostana pracę?

 

 

A z mówieniem o szastaniu środkami finansowymi przez poprzednie ekipy też proponowałbym się wstrzymać – poczekamy, zobaczymy: ile, kto i na jakich zasadach wybrany będzie konsumował miliony pod tą nową władzą „dobrej zmiany”. Pierwszych beneficjentów już znamy: Fundacja Rzecznik Praw Rodziców!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź