Piszę ten tekst 6 stycznia 2018 roku – w „Trzech Króli” – dniu świątecznym, który w III RP zawdzięczamy inicjatywie byłego prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Pomijając nieścisłość historyczną tej nazwy (w najstarszych tekstach chrześcijańskiej tradycji można przeczytać, że byli to „magowie ze wschodu”), święto owo nosi w liturgii, nie tylko katolickiej, nazwę „Objawienia Pańskiego”.
Może to jakiś „znak”, ale właśnie po tym święcie ma nam zostać objawiony nowy skład rządu, którym będzie dalej kierował niedawno powołany na to stanowisko premier Mateusz Morawiecki. Zapowiedź tego wydarzenia spowodowała w mediach lawinę spekulacji kadrowych, dziennikarze rozpisywali się na temat którzy ministrowie NA PEWNO stracą stanowisko, a którzy mogą być spokojni o swą karierę. Nie będę tu wymieniał nazwisk owych „pewniaków do odstrzału” – wszyscy je znamy. Mnie zaintrygowała sytuacja w Ministerstwie Edukacji Narodowej.
Jeszcze przed powierzeniem Morawieckiemu obowiązków premiera pojawiła się plotka, jakoby swoją osadę miała stracić Anna Zalewska. Nową minister edukacji miała rzekomo zostać dotychczasowa wiceminister w tym resorcie – Marzena Machałek. Jak wiemy – nic takiego się nie stało i nasza gwiazda Dobrej Zmiany otrzymała 11 grudnia od Prezydenta Andrzeja Dudy powołanie do nowotworzonej Rady Ministrów.
Jednak od razu rozeszła się informacja, że ten skład rządu jest tylko na okres przejściowy, a właściwa rekonstrukcja gabinetu zostanie dokonana na początku 2018 roku. To otworzyło perspektywy dla dalszych spekulacji. Dziennikarze wszystkich (tradycyjnych i internetowych) mediów zaczęli opisywać zachowania niektórych ministrów, po ich nadaktywności wnioskując, ze w ten sposób, skazani na „odstrzał”, walczą o przetrwania. Trzymając się tego wskaźnika – co można sądzić o dalszym losie niemiłościwie ciągle nam panującej minister Zalewskiej?
Oto informacja o przejawach „ministerialnej” aktywności szefowej MEN:
>ostatnie rozporządzenia podpisała 15 grudnia 2017 r – w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2018. Przedtem – dwa w listopadzie 2017 r. (jedno 15 listopada i dwa 22 listopada),
>osobisty udział w różnych wydarzeniach publicznych:
-18 grudnia spotkała się z przedstawicielami spółki Polskie Linie Kolejowe S.A. oraz reprezentantami szkół kształcących uczniów na kierunkach kolejowych,
-19 grudnia przyjęła od harcerzy ze Związku Harcerstwa Polskiego Betlejemskie Światło Pokoju.
-4 stycznia br. wręczyła 42 dyrektorom szkół zawodowych z całej Polski akty powołania do Rady Dyrektorów Szkół Zawodowych
Bardzo symptomatyczne jest wczorajsze (5 stycznia 2018r.) wydarzenie: Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki i Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska wystosowali specjalny list do pracodawców, w którym zwracają się do nich o podjęcie działań na rzecz kształcenia zawodowego, m.in. obejmowanie patronatem szkół zawodowych
O czym te wszystkie fakty mogą świadczyć? Czy tak zachowuje się ktoś, kto „walczy o przetrwanie”? Czy premier, który już wie, że za kilka dni będzie miał w rządzie nowego ministra edukacji, podpisał by się pod ważnym pismem obok ministra, o którym wie, że ten wkrótce straci stanowisko?
I jeszcze jeden drobiazg: w czwartek, 4 stycznia, przewodniczącą Rady Dyrektorów Szkół Zawodowych została przez minister Zalewską mianowana Marzena Machałek – wymieniana w grudniu jako prawdopodobna następczyni dotychczasowej szefowej resortu edukacji. Czy zostałaby powołana do pełnienia ej roli, gdyby po niedzieli miała zastąpić Zalewską?
Bo jeśli nie ona, to kto jeszcze mógłby zająć ten fotel?
Rządzące partie powołują zwykle na ministerialne stanowiska albo powszechnie znanych ekspertów, albo czołowych posłów swojego klubu. Kto, teoretycznie, mógłby więc zagrozić Annie Zalewskiej? Z grona, nazwijmy go tak, ekspertów – do dyspozycji decydenta z Żoliborza jest chyba tylko dr. hab. Andrzeja Waśko (był już w 2007 roku wiceministrem w MEN), ale jestem pewien, że jest on za inteligentny, aby zrezygnował z bezpiecznej posady doradcy prezydenta Dudy. Inna znana twarz (i głos) – to Elżbieta Witek (pracowała jako nauczycielka i dyrektorka szkół w Jaworze) – b. rzecznik prasowy rządu Beaty Szydło, właśnie (18 grudnia) odwołana ze składu nowej Rady Ministrów. Więc chyba też nie wchodzi już w grę…
Pozostało szukać kandydatki lub kandydata w składzie sejmowej Komisji Edukacji. Ale i tam nie ma wielkiego wyboru: Z grona pisowskich zastępców przewodniczącego tej komisji są tam:
Dariusz Piontkowski – magister historii, nauczyciel, były marszałek województwa podlaskiego, Pracował jako nauczyciel w I Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza w Białymstoku.Ale kto o nim słyszał coś więcej?
Pozostali zastępcy nie są z” branży”: Mirosława Agnieszka Stachowiak-Różecka – zawodowo związana z branżą filmową, Kazimierz Moskal – piłkarz, wieloletni gracz Wisły Kraków i reprezentant Polski.
Pozostają jeszcze dwaj panowie, zasiadający także w tej komisji, obaj o bardziej znanych nazwiskach: Zbigniew Dolata magister historii. W latach 1990–1994 pracował jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Lednogórze, a od 1994 jako nauczyciel historii w Zespole Szkół im. Jana III Sobieskiego w Gnieźnie. W Komisji Edukacji, Młodzieży i Sportu od 2005 roku Co prawda zabierał w mediach głos, podnosząc dobre stront reformy edukacji, ale trudno zakładać, że władze PiS daly by ten resort w ręce posła, który w okresie dwu minionych lat w ani jednej z e składanych przez siebie interpelacji nie podjął tematu z obszaru edukacji.
Tym drugim, bardziej znanym, ewentualnym kandydatem mógłby być Jacek Kurzępa – socjolog, z wykształcenia, instruktor harcerski z pasji społecznikowskiej i nauczyciel akademicki w stopniu doktora habilitowanego – z zawodu. Rzecz w tym, że jest on znany głównie jako autor doktoratu na temat „Deprywacja współczesnej młodzieży – fenomen „Jumy”” i książek: „Młodzież pogranicza – „świnki”, czyli o prostytucji nieletnich”, „Młodzi, piękne i niedrodzy. Młodość w objęciach seksbiznesu” i „,Zagrożona niewinność”. Nie trudno wyobrazić sobie jakimi pytaniami zarzucili by go dziennikarze na pierwszej konferencji prasowej…
Wniosek sam się nasuwa: w ministerstwie przy Al. Szucha nic się nie zmieni! Jest i nadal będzie ministrem była pani profesor od polskiego w świebodzickim liceum, w czasach prosperity tej partii – działaczka Unii Wolności (1997 – 2002), była wicestarosta powiatu świdnickiego (już z ramienia PiS), a przede wszystkim „żelazna dama” polskiej reformy edukacji AD 2017!
Już wkrótce przekonamy się, czy moje wnioskowanie okaże się trafne. Jakąkolwiek odpowiedź przyniesie najbliższy tydzień – już teraz podzielę się z główną konkluzją moich rozważań o obsadzie stanowiska ministra edukacji.
A konkluzją tych rozważań jest teza, iż ewentualna zmiana ministra edukacji, to byłaby taka zmiana, jak u pewnego stryjka, który zamienił siekierkę na kijek. A przecież to i tak nie ma istotnego znaczenia: ważniejsze jest to, w czyich owo „narzędzie” jest rękach. A te, jak wiadomo, będą jeszcze wciąż te same…
Włodzisław Kuzitowicz