Wczoraj na portalu JUNIOROWO zamieszczono zapis rozmowy, jaką Elżbieta Manthey przeprowadziła z Agnieszką Stein – psycholożką, ale też mamą nastoletniego syna, który uczy się w edukacji domowej. Rozmowa dotyczy edukacji domowej – jako alternatywy dla sytuacji, w której córka lub syn w tegorocznej rekrutacji do liceów nie odstał(-a) się i jest zmuszona(-y) do pobierania nauki w liceum „piątego wyboru”. Przytaczamy cały ten tekst:
Agnieszka Stein
Przepełnione licea, lekcje od świtu do wieczora na trzy zmiany, zbyt liczne klasy i wielu nastolatków, którzy nie dostali się do tych szkół, do których chcieli. Rekrutacyjny chaos, jaki mieliśmy tego lata to był dopiero początek. Być może w końcu twoje dziecko dostało się do szkoły, w której dobrze się czuje, „nie jest tak źle”, albo okazało się, że jest nawet lepiej niż się spodziewaliście. A jeśli nie? Jeśli ta szkoła to nie jest miejsce, które dobrze służy rozwojowi i edukacji twojego nastoletniego dziecka? Szukacie innych opcji? Jedną z nich jest edukacja domowa. I zanim powiesz „to nie dla mnie”, przeczytaj tę rozmowę. Rodzice, którzy nie mają doświadczenia czy kontaktu z edukacją domową, zwykle na dźwięk tych słów reagują poważnymi wątpliwościami: przecież to niemożliwe jednocześnie uczyć własne dzieci i pracować na etacie, dzieci w edukacji domowej na pewno nie mają wystarczających kontaktów z rówieśnikami i to szkodzi ich rozwojowi społecznemu, może i da się uczyć w domu 7-9-latki, ale jak sobie poradzić z bardziej skomplikowanymi zagadnieniami z zakresu klasy 7. czy 8. szkoły podstawowej, albo tym bardziej szkoły średniej? Rozumiem te obawy. Dlatego aby dowiedzieć się, jak jest naprawdę, a nie teoretyzować i polegać na wyobrażeniach, postanowiłam porozmawiać na ten temat z kimś, kto ma takie doświadczenia i to całkiem spore. Zapytałam Agnieszkę Stein – psycholożkę, ale też mamę nastoletniego syna, który uczy się w edukacji domowej, jak to jest z taką edukacją w przypadku nastolatka.
Elżbieta Manhey: Co robić, jeśli szkoła średnia, do której ostatecznie dostało się nasze dziecko to nie jest miejsce, które dobrze służy jego rozwojowi i edukacji?
Agnieszka Stein: Mam wrażenie, że my przywiązujemy jakąś ogromną wagę do szkoły ponadpodstawowej, a moim zdaniem to, do której szkoły nasze dziecko pójdzie ma minimalne znaczenie. Jeśli ktoś jest wytrwały, bystry, lubi się uczyć i się rozwijać, potrafi budować relacje z ludźmi to szkoła nie jest mu do niczego potrzebna. Musi jedynie spełnić obowiązek edukacyjny, który państwo na niego nakłada. A jeśli ktoś nie ma tych wszystkich właściwości, to nawet najlepsza szkoła mu nie pomoże. Żyjemy w czasach, kiedy edukacja formalna naprawdę niewiele komukolwiek może dać, ale dorośli w swoich przekonaniach tkwią jakieś trzydzieści lat wstecz.
Ale żyjemy też w czasach, kiedy rodzice większą część dnia spędzają w pracy. I szkoła dla nich oznacza, że w tym czasie inni dorośli zaopiekują się ich dzieckiem, zadbają o jego potrzeby i o edukację. Dzięki temu mamy poczucie, że nasze dziecko jest bezpieczne – teraz, bo ktoś się nim opiekuje i na przyszłość, bo ktoś dba o jego rozwój i przygotowuje do dorosłego życia.
Jeśli mówimy o nastolatkach, to to nie jest prawda, bo po pierwsze, dziecko może wcale nie być w szkole. Dzieci w tym wieku zwykle już same jeżdżą do szkoły i to, czy do niej dotrą, czy nie, zależy właściwie wyłącznie od ich woli. Po drugie – w szkole dzieje się o wiele więcej niebezpiecznych sytuacji niż w domu, a nawet mam wrażenie, że więcej jest tam niebezpieczeństw niż na ulicy. Szkoła to wcale nie jest takie bezpieczne miejsce, jak nam się wydaje. Po trzecie szkoła generuje zagrożenia natury psychicznej – stres, presja na wyniki, rywalizacja.
Nie chodzi mi tutaj o straszenie szkołą i pokazywanie, jaka ona jest zła. Ale nasze przekonania o tym, że dziecko chodzące do szkoły jest bezpieczne, zaopiekowane i na dobrej drodze ku pięknej przyszłości może się mijać z rzeczywistością. Szkoła nie jest żadnym gwarantem bezpieczeństwa dziecka.
x x x
Jeśli szkoła nie daje nam gwarancji ani bezpieczeństwa, ani dobrego rozwoju dziecka to równie dobrze, a czasem może i lepiej, możemy zapewnić dziecku rozwój poza szkołą, w edukacji domowej. Tylko wyobrażenie nastolatka, który uczy się sam, podczas kiedy jego rodzice są w pracy budzi sporo obaw u rodziców – czy on się sam czegoś nauczy, czy sobie poradzi, czy my sobie poradzimy.
Źródło: www.juniorowo.pl