Dziś proponujemy lekturę zapisu rozmowy, jaką w piątek 18 czerwca 2021 r. zamieszczono na portalu OKO.press. Z Anna Sobala-Zbroszczyk – dyrektorką 2. Społecznego Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Międzynarodo- wymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie rozmawiał Anton Ambroziak. Proponujemy fragmenty tego tekstu, odsyłając linkiem do jego pełnej wersji:

 

Foto: www.2slo.pl

 

Anna Sobala-Zbroszczyk – dyrektorka 2 Społecznego Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie

 

 

Dyrektorka społecznego liceum o Lex Czarnek: „Szkoły sparaliżuje strach”

 

Anton Ambroziak, OKO.press: Dlaczego pomysł przyznania większych uprawnień kuratorom oświaty budzi tak silny sprzeciw?

 

Anna Sobala-Zbroszczyk: Jeśli chodzi o rolę kuratoriów to obserwujemy zmianę trendu, a w zasadzie zaproponowano nam dokładną odwrotność reformy czasów minister Katarzyny Hall. Pamiętam dokładnie jak ją wówczas przedstawiano: wprowadzamy trzy nogi nadzoru pedagogicznego — ewaluację, wsparcie i kontrolę. Wtedy o tej kontroli mówiono z zażenowaniem. Bo niby dlaczego szkoły mają jej podlegać? Tamta reforma pokazywała, że można inaczej.

W praktyce oczywiście okazało się, że system ewaluacji jest mocno zbiurokratyzowany i nie jest idealnym narzędziem, ale przynajmniej przełożyliśmy wajchę – z kontroli na wspieranie i współpracę. Taka była idea.

 

 

Jak ówczesna reforma zmieniła kontakty szkół z kuratoriami?

 

Z mojej perspektywy kontakty z kuratoriami osłabły. Przestały się pojawiać zebrania, na których informowano, że szkoły niepubliczne nie przestrzegają prawa oświatowego, bo tak to zawsze wyglądało. Zresztą to głęboko nieprawdziwe przekonanie pojawia się też w uzasadnieniu nowych ustaw, co samo w sobie jest bulwersujące i źle wróży na przyszłość. Ale wracając do reformy: kontrole pojawiały się rytualnie, co 5 lat, po ewaluacji.

 

 

Czyli dialogu wciąż nie było?

 

Nie, z naszej perspektywy urzędnicy po prostu zniknęli, pojawiali się co 5 lat albo w sytuacjach kryzysowych.[…]

 

 

Rząd chce mieć też kontrolę nad obecnością organizacji społecznych w szkołach. Jeśli dyrektor będzie chciał zorganizować zajęcia dodatkowe, będzie musiał uzyskać zgodę kuratorium oświaty.

 

Myślę, że wiele osób spróbuje ten zapis omijać. Oczekiwanie na zgodę kuratorium, by ktoś przeprowadził zajęcia byłoby tak żmudne, że albo wymyślimy, jak to robić inaczej, albo w ogóle nie będziemy zapraszać organizacji do szkół.

 

Nie wiem, jak to się skończy, ale wiem, że dyrektor i rada pedagogiczna to jedyne organy uprawnione do tego, by decydować o pracy w szkole. Oczywiście w wielu sprawach powinni działać w kontakcie z rodzicami, ale nie we wszystkich, to po prostu niemożliwe. Na pewno niepotrzebne są żadne zewnętrzne instytucje, które będą dekretować, co jest dobre dla uczniów, a co nie.

 

Ta reforma jest przewrotna, bo choć obiecuje oddać większą kontrolę nad szkołami rodzicom, w praktyce przyznaje kuratorom uprawnienia, które pozwolą blokować dowolne zajęcia, których życzyłaby sobie szkolna społeczność. Mimo to argument o rodzicu pozbawionym podmiotowości i wpływu trafia do części opinii publicznej. Myśli Pani, że jest w tym trochę racji?

 

W szkołach niepublicznych naturalnie tak nie jest. Są to szkoły płatne, rodzice sami wybierają ofertę, a potem my, jako dyrekcja czy nauczyciele, często jesteśmy z nimi w kontakcie. Ale to nie może być tak, że za każdym razem, gdy chcę zorganizować coś z myślą o dobru dzieci, będę urządzać plebiscyt.

 

Jestem dyrektorem i to ja odpowiadam za to, jak działa szkoła i czego uczy dzieci. Muszę mieć własne wyczucie. Nie do wszystkiego potrzebujemy referendum.

 

Przecież rodzice mają do nas zaufanie, a jeśli się nie zgadzają możemy rozmawiać. W ostateczności rodzic może też zabrać dziecko z placówki.

 

Powierzenie decyzyjności kuratorium uważam jednak za największy skandal. Nie wyobrażam sobie, jak urzędnik, czyli organ państwowy miałby zdalnie rozstrzygać o tym, co dzieje się w środku. Myślę, że zamiast oglądać z każdej strony czy to zgodne z linią władzy, będzie wolał awansem odrzucać wszelkie zapytania. Aż z czasem ludzie przestaną zadawać pytania, a organizacje społeczne przestaną być zapraszane.

 

 

Jak to odbije się na jakości edukacji?

 

Naturalnie pogorszy się. Uczniowie muszą poznawać różne punkty widzenia. Szkoła nie jest samotną wyspą, ale częścią większej struktury społecznej. Uczniowie powinni mieć możliwość zetknięcia się z różnymi ideami, a także organizacjami, które je wspierają.

 

 

Dlaczego Lex Czarnek jest tak niebezpieczne dla całego systemu edukacji?

 

We współczesnym świecie zapędy do centralizacji edukacji wydają mi się głęboko błędne. Przede wszystkim jest to śmierć różnorodności, chęć, by wszystko było takie same, sformatowane pod życzenie rządzących. Jeśli wszystkie szkoły będą działać dokładnie tak samo, to gdzie zostanie miejsce na poszukiwanie dobrych metod nauczania?

 

To prawo jest wprowadzane wbrew szkołom, wbrew ich interesom. W interesie szkół leży bowiem rozwój, kreatywność, wolność. Jak poszukiwać nowych rozwiązań, gdy wszystko ma być pod sznurek, zgodnie z wyobrażeniem kuratorium?

 

Groźny w szkole jest też strach, a reformy idą w kierunku, w którym dyrektor i nauczyciel będą się bać. I w końcu, jest to cofanie reform edukacyjnych, w które weszliśmy lata temu. Jest to zupełnie irracjonalne i służy idei, której nie rozumiem i nie chcę rozumieć.

 

 

 

Cały zapis wywiaduDyrektorka społecznego liceum o Lex Czarnek: „Szkoły sparaliżuje strach” TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.oko.press

 

 



Zostaw odpowiedź