Wierni naszej nowej poniedziałkowej tradycji proponujemy kolejny wybór zeszłotygodniowych tekstów dr Tomasza Tokarza, zamieszczanych w minionym tygodniu na jego fejsbukowym profilu:
5 czerwca
Jak może wyglądać ewolucja zawodów w przyszłości. Zróbmy krótką analizę na przykładzie trzech profesji.
LEKARZ (kontaktowy, nie zabiegowy)
Przychodzi pacjent. Lekarz uruchamia specjalny skaner, który skanuje mu źrenicę i pobiera próbkę potu (ewentualnie krwi). Skaner łączy się z siecią. Dane są szybko przetwarzane i porównywane z tysiącami innych danych. Na podstawie analizy formułowana jest diagnoza i zalecenia.
Jaka będzie w tym wszystkim rola lekarza?
Przekazanie diagnozy pacjentowi w spokojnej, empatycznej rozmowie.
Wspieranie go w procesie leczenia.
Pożądane kompetencje: empatia, komunikacja, intuicja
PRAWNIK (radca prawny)
Przychodzi klient. Prawnik w rozmowie z nim wprowadza do specjalnego komputera zapytanie (wg słów kluczowych). Ten przetwarza zapytanie, analizuje szczegóły problemu. Łączy się z siecią. Dane są szybko przetwarzane i porównywane z tysiącami innych danych. Na podstawie analizy formułowana jest interpretacja problemu i możliwe rozwiązania.
Jaka będzie w tym wszystkim rola PRAWNIKA?
Przekazanie zaleceń, rozwiązań, interpretacji KLIENTOWI w spokojnej, empatycznej rozmowie.
Wspieranie go w procesie osiągania celów.
Pożądane kompetencje: empatia, komunikacja, intuicja
NAUCZYCIEL
Przychodzi uczeń. Nauczyciel w rozmowie z nim wprowadza do maszyny słowa kluczowe. Skaner pobiera próbkę potu i skanuje źrenicę. Maszyna przetwarza dane, analizuje szczegóły. Łączy się z siecią. Dane są szybko przetwarzane i porównywane z tysiącami innych danych. Wyskakuje propozycja indywidualnej ścieżki kompetencyjnej (predyspozycje, zainteresowania), źródeł informacji oraz metody uczenia się (co może się sprawdzić przy określonych zasobach psychoficznych, a co nie)
Jaka będzie w tym rola NAUCZYCIELA?
Rozmowa z uczniem na temat proponowanej ścieżki kompetencyjnej. Rozpoznanie, jak się z tym czuje.
Wspieranie go w procesie osiągania celów.
Bycie z nim.
Motywowanie do pracy.
Pożądane kompetencje: empatia, komunikacja, intuicja.
Gdybym miał powiedzieć, który z tych zawodów będzie wymagał jak największej odpowiedzialności, elastyczności, otwartości, autonomii i kompetencji, który będzie najmniej uzależniony od zaleceń maszyny – pewnie postawiłbym na nauczyciela. Bo będzie on miał do czynienia z najbardziej zmiennym odbiorcą – człowiekiem w procesie rozwojowym.
6 czerwca
Podstawowa potrzeba dziecka w szkole wiąże się z bezpieczeństwem. Pragnie stabilności, porządku, jasnych zasad. Wtedy może rozkwitać jego kreatywność, realizować się wewnętrzna motywacja, pasja. Nikt nie lubi funkcjonować w ciągłym lęku, strachu, dysonansie, rozedrganiu, niepokoju.
Dlatego kluczowa jest spójność podmiotów troszczących się o jego rozwój: nauczycieli i rodziców. Dziecko nie może działać w rozerwaniu między posłuszeństwem wobec rodziców i zaufaniem do nauczyciela.
Kluczowa jest tu otwartość obu grup. Trudno kwestionować fakt, że rodzice mają prawo wiedzieć, jak uczą się ich dzieci. Mają prawo do oddziaływania na kierunki i sposoby kształcenia osób, które są dla nich najważniejsze.
Z drugiej strony dobry nauczyciel, z dużą intuicją wspartą wiedzą i doświadczeniem, wie jak poprowadzić dziecko. Czasem warto mu po prostu zaufać. Zabrzmi to banalnie, ale obie grupy muszą się nauczyć, ze sobą współpracować, słuchać się wzajemnie i słyszeć.
Warto by nauczyciele regularnie informowali rodziców o postępach dziecka, o jego atutach, możliwościach, potencjale. Nic tak nie działa łagodząco na zatroskanego rodzica jak słowa z stylu: „pani syn to naprawdę bystry chłopak” czy „pani córka jest świetna w kreatywnym myśleniu”.
Często sami rodzice nie zdają sobie sprawy z talentów dziecka. Nauczyciel może im pomóc spojrzeć na nie inaczej. Wyjść poza schematy. Dostrzec w nim kogoś więcej niż rozbrykanego łobuza czy nieśmiałą nastolatkę.
Cześć rodziców jest mocno zagubiona i zalękniona. Pełna niepewności. Nie do końca wiedzą, czego oczekują. Boja się o przyszłość swych dzieci. Chcieliby edukacji mniej obciążającej a jednocześnie efektywnej, otwartej ale i dyscyplinującej, zindywidualizowanej ale przygotowującej do ról społecznych. Wszystkich postulatów nie da się pogodzić.
Uważam, że to nauczyciele powinni wychodzić z inicjatywą. Mają po prostu więcej doświadczenia w komunikacji. Powinni wyprzedzać lęki i traumy rodziców, uspokajać ich. Otwierać się na to, co mówią – co oczywiście nie znaczy, że automatycznie uwzględniać ich żądania. Jeśli nie są one realne – odmówić i umieć wyjaśnić motywy swoich decyzji.
Wszystko to wymaga wysokiego poczucia własnej wartości nauczyciela. By nie załamał się narzekaniami, nie ulegał bezkrytycznie postulatom, ani (z drugiej strony) nie lekceważył ich, traktując je jako zamach na swoje „ja”.
Dlatego tak ważne jest mądre połączenie asertywnośi empatii. By zachować siebie, swoją wizję dydaktyczną (opartą na rozpoznaniu potrzeb dzieci) a jednocześnie nie zamykać się na perspektywę drugiej strony, na opinie z zewnątrz.
To praca dla cierpliwych i odpornych. Zająć się tym mogą dobrze przygotowani i opłacani specjaliści. Oby władza wreszcie dostrzegła, że bez zmiany warunków w jakich funkcjonuje szkoła budowanie wzajemnego zaufania to jak przedzieranie się przez drogę zawaloną gruzami. Da się to jakoś zrobić, ale tracimy przy tym mnóstwo energii i czasu. Kosztem dzieci.
8 czerwca
Jakiś czas temu zostałem poproszony o konsultację na temat jednej z klas, uważnej za problematyczną. Podczas spotkań z uczniami nie było trudno zauważyć, że spore znaczenie dla ich zachowań miała opinia, jaka się za nimi ciągnęła: „jesteśmy najgorszą klasą proszę pana”.
Dlatego wśród rekomendacji, jakie zostawiłem po wizycie kluczowe miejsce zajmowała sprawa przekierowanie aktywności uczniów na działania konstruktywne – aby mogli się wzajemnie mobilizować robiąc coś zgodnego z ich zainteresowaniami a jednocześnie sensownego z punktu widzenia misji szkoły. Zaproponowałem powierzenie im realizacji wspólnego projektu. Miało to pokazać, że szkoła w nich wierzy i stać się zaczątkiem budowania nowej tożsamości klasowej.
Ku mojej ogromnej radości znalazła sie nauczycielka, która w uczniów uwierzyła. Dzięki jej zaangażowaniu klasie powierzono organizację ważnego wydarzenia. Uczniowie spisali się na medal. A jakie były ich wnioski?
„Bardzo dobrze pracowało mi się w grupie dzięki temu mogliśmy spędzić ze sobą więcej czasu. Nie było kłótni.
Do przygotowania apelu była nam potrzebna praca zespołowa, której często brakuje w naszej klasie”.
„Bardzo mi się podobało, że mogliśmy coś takiego zorganizować i daliśmy radę z tym wszystkim. Bardzo fajnie i dobrze pracowało mi się w grupie”.
Wszystko było podzielone na grupy. Na początku nam szło powoli, a potem było coraz lepiej. Z mojej strony chciałbym podziękować Pani za zorganizowanie grupy. Czułem się dobrze, wysiłek każdego stworzył dobry występ.
Po dzisiejszym projekcje czułam się bardzo dobrze. Chciałam podziękować Pani (…) za przygotowanie nas do tego projektu. Było super, wszystko poszło po naszych myślach i wydaje nam się teraz, że nie będziemy postrzegani za najgorszą klasę w tej szkole.
„Ja czułem się bardzo dobrze, ponieważ cała klasa była zorganizowana i przygotowana do apelu.
Podczas apelu towarzyszyły mi radość i zdziwienie, ponieważ okazało się, że nasza klasa wcale nie jest najgorsza z całej szkoły. Jeżeli chcemy, możemy coś zrobić dla dobra innych”.
„Podobało mi się, że potrafiliśmy się zorganizować. Uważam, że powinniśmy robić takie rzeczy częściej, by się integrować. Na apelu czułem się zadowolony, że zrobiliśmy coś pożytecznego dla szkoły”.
„Klasa była zorganizowana i każdy miał coś do zrobienia. Moje uczucia po apelu to zadowolenie i duma… Cała klasa się zaangażowała i każdy dał swoją cegiełkę, aby wyszło to jak najlepiej”.
„Przygotowania do tego wydarzenia podobały mi się, gdyż panowała mila atmosfera, pomagaliśmy sobie, jak ktoś nie umiał czegoś narysować. Całe to wydarzenie bardzo mi się podobało i z chęcią powtórzyłbym to”.
„Praca nad apelem była bardzo fajna i cieszę się, że dzięki niej inni też zrozumieją, że nie wolno obrażać ani odrzucać inne osoby”.
Czasem nie trzeba tak wiele… by osiągnąć duże rzeczy.
9 czerwca – rano
Czy szkoła jest dobrym przygotowaniem do realiów pracy zawodowej? W dyskusjach pojawiają się głosy… że jak najbardziej.
Bo przecież praca to nie zabawa. To nie niuniu. To ciężki obowiązek. Krew, pot i łzy. Źródło cierpień i znużenia. To miejsce gdzie wykonuje się monotonne działania, których sensu się nie rozumie. Na rozkaz. Gdzie odlicza dni do piąteczka, piątunia. By w poniedziałek rano wrzucić mem o tym, jak źle jest… że trzeba coś robić.
No tak, szkoła przygotowuje do takiej pracy, do pracy nudnej i monotonnej, schematycznej, nie dającej radości. Opartej na wykonywaniu poleceń. Do pracy rozumianej jako obsługa pasa transmisyjnego.
Pojawia się jednak pytanie co jest skutkiem a co jest przyczyną. Może rynek pracy wygląda w ten sposób, bo jest tworzony przez ludzi sformatowanych przez szkołę i dominujący tam sposób pracy.
Może tak mocno przywykliśmy w szkole do tresury, do działania opartego o zewnętrzne stymulacje, wymuszonego przez kary i nagrody, które nie daje radości ani poczucia spełnienia, działania, które po prostu trzeba przeczekać, wytrwać z zaciśniętymi zębami do piątku… że tego samego spodziewamy się w pracy. Taki jej wizerunek kształtujemy. I taką formę jej nadajemy. Jako źródła cierpień.
Bo takie powkładano nam do głowy przekonania i wyobrażenia.
Z których potem wyzwolić się jest nam bardzo trudno.
9 czerwca – wieczorem
Zetknąłem się ostatnio z następującym problemem: z osamotnieniem nauczycieli, którzy próbowali wprowadzić inny styl pracy. Bardziej partnerski, bardziej twórczy, bardziej aktywizujący. Co ciekawe spotkali się z brakiem zrozumienia nie tylko ze strony dyrekcji, rodziców czy innych nauczycieli. Opory pojawiły się także wśród samych uczniów. Bywało wręcz, że działania nowatorów wywoływały lekceważąca postawę nastolatków.
Taka sytuacja jest dla mnie jak najbardziej możliwa. Wydaje się zresztą zrozumiała..
Jeśli uczeń przez wiele lat funkcjonuje w układzie opartym na przemocy (karach, strachu, manipulacji, wyścigu, presji na wyniki itd.) to system taki stanowi dlań naturalne środowisko.
Trudno się zatem dziwić, że odchylenie od tego stanu (typowego dla kultury obozu pracy) postrzega jako coś nienormalnego. Jako cios w realizowane dotąd strategie przetrwania. Jako zachwianie ugruntowanym zbiorem reguł. Które (paradoksalnie) dawały poczucie bezpieczeńśtwa i były źródłem pewnej stabilności.
Dlatego kiedy pojawia się nowy nauczyciel, z nowymi ideami, odartymi z przemocy (do której uczniowie przywykli), kiedy próbuje budować więź… wytrąca on uczniów z homeostazy. Z utrwalonego modelu akcji-reakcji. Budzi to zdziwienie. Tym większe, kiedy inni nauczyciele kontynuują dotychczasowy styl pracy.
W skrajnym wypadku (jeśli mamy zwartą, mocną grupę uczniów) taki nauczyciel może zostać potraktowany jako frajer. Pojawia się myśl typowa dla więźniów: „jest miły, a zatem słaby. Skoro chce zbudować bliższe relacje to pewnie nie ma siły, by grać siłą”. „Trzeba to wykorzystać”.
Niespodziewany luz na przedmiocie zostaje postrzeżony jako okazja na odpoczynek. Bo energię wysysają inne lekcje. One tworzą napięcie. Budzą strach lub znużenie. A tu nagle pojawia się okazja, by się odprężyć, rozluźnić.
I kiedy nauczyciel, który sprawiał wrażenie luzaka, nagle zaczyna coś wymagać… reaktor ulega przeciążeniu. Próbą redukcji dysonansu może być pyskówka (służąca rozpoznaniu na nowo granic – „zobaczmy, do czego można się posunąć”)
Sytuacja się komplikuje, jeśli innowator zaczyna równocześnie wymagać od uczniów innych metod pracy. Czegoś, do czego nie przywykli. Działań osadzonych na kreatywności, krytycznym myśleniu, pracy projektowej, współpracy. W głowach pojawia się myśl: „co ten człowiek wymyśla?”, „O co mu chodzi?”, „Zamiast zrobić normalny test, do którego można zwyczajowo zakuć albo ściągnąć, chce byśmy projektowali jakieś dziwne rzeczy”.
Kiedy uczniowie są wykończeni wkuwaniem, kiedy funkcjonują w ciągłym napięciu, to praca twórcza może być ostatnią rzeczą na jaką mają ochotę. Bo wymaga ona intelektualnego wysiłku, myślenia, ruszenia komórkami. A nie tylko prostej (choć monotonnej i nużącej) reprodukcji danych.
Trudno się dziwić zaskoczeniu jeśli uczniowie nie przywykli traktować szkoły, jako przestrzeni przeznaczonej do czegoś innego niż wykonywanie poleceń z obszarów, które nie mają dla nich sensu.
W końcu zniechęcony nauczyciel poddaje się. I próbuje dopasować swój styl do dominującego w szkole. Inni członkowie rady przyjmują to z ulgą. Jeśli nauczyciel ma charyzmę – udaje mu się utrzymać panowanie nad klasą. Jeśli nie ma – to ma problem.
Co zatem zrobić w takiej sytuacji?
Wprowadzenie nowego modelu musi być wspólną inicjatywą kadry pedagogicznej.
Zmianie musi uleć cała kultura szkoły.
Dlatego tak ważna jest postawa dyrektora – od niego zależy, czy samotnemu strzelcowi uda się przetrwać i przekonać do swoich pomysłów innych.
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE