Foto: www.google.pl

 

Po tygodniu od poprzedniego wywiadu z dr Marzeną Żylińską Elżbieta Manthej przeprowadziła z nią kolejną rozmowę. Tym razem panie rozmawiały o polskim systemie edukacji z perspektywy potrzeb i możliwości ucznia. Oto obszerne fragmenty tego wywiadu i – oczywiście – link do jeszcze obszerniejszego, pełnego  zapisu  na stronie „Juniorowa”:

 

 

System edukacji jest nieuczciwy wobec dzieci. Co powinniśmy w nim zmienić?

 

Dlaczego dzieci w szkole zamiast z entuzjazmem chłonąć wiedzę i rozwijać swoje talenty, tracą ciekawość świata i motywację? Może dlatego, że edukacja nie uwzględnia ich naturalnych potrzeb, możliwości ani tego, jak funkcjonuje i uczy się mózg. O tym, co w edukacji stoi w poprzek dziecięcego naturalnego rozwoju i dlaczego system często utrudnia pracę nauczycielom rozmawiamy z dr Marzeną Żylińską.

 

Elżbieta Manthey: Dzisiejsza polska edukacja wydaje się mieć tak wiele problemów, że nie wiem, od czego zacząć. Może od podstaw, a raczej podstawy – programowej… Dlaczego budzi tyle emocji, kontrowersji i protestów?

 

Marzena Żylińska: Podstawa programowa to jeden plan na rozwój wszystkich dzieci danego rocznika. Czy jest możliwe, żeby wszystkie dzieci uczyły się tego samego w tym samym tempie? To jest – jak mówi Gerald Huther – niemożliwe, a taki wymóg jest głęboko niemoralny. Wyobraźmy sobie, że ktoś z nadzoru pedagogicznego przychodzi do szkoły i mówi nauczycielce: „na koniec roku w tej klasie wszystkie dzieci powinny mieć 137 centymetrów wzrostu”. Zostałoby to odebrane jako absurd. Wzrost zależy od genów, stanu zdrowia, sposobu odżywiania i wielu innych czynników. Dlaczego więc myślimy, że z rozwojem mózgu jest inaczej, że połączenia neuronalne mogą się rozwijać według planu zapisanego w podstawie programowej? Czyżby geny nie miały wpływu na rozwój mózgu? To samo jest z innymi czynnikami, takimi jak zdrowie, odżywianie, stan psychiczny, doświadczenia i cały wachlarz innych czynników związanych ze środowiskiem, w którym żyje dana jednostka. I geny, i pozaszkolne doświadczenia w przypadku każdego dziecka są inne i mają wpływ na rozwój człowieka, a więc również na strukturę mózgu. Ludzie są różni i mają różne możliwości.[…]

 

 

Nauczyciele często mówią, że muszą pędzić z realizacją programu, że muszą zdążyć. Pośpiech to kolejna bolączka szkoły?

 

Wiemy już, że każdy mózg uczy się w swoim tempie. Dlatego w edukacji mniej znaczy więcej. Nie przyspieszy się pracy neuronów. Proces uczenia się nie jest prostą pochodną procesu nauczania. Gdyby tak było, najlepsze efekty nauczania mieliby szybko mówiący nauczyciele. Nie chodzi o to, ile słów dzieci usłyszą, tylko o to, co będą mogły robić. Jeśli nie ma czasu na to, żeby aktywnie pracować, samodzielnie i głęboko przetwarzać nowe informacje, tworzyć związki między nimi, to nie będzie satysfakcjonujących efektów. Szacuje się, że stosunek czasu podawania, poznawania nowego materiału do czasu przetwarzania zdobytych informacji, ćwiczenia, działania powinien być jak 1 do 4. Jeśli cała lekcja polega na tym, że nauczyciel mówi, mówi, mówi, podaje informacje, to uczniowie nie wynoszą z niej zbyt wiele. Mózg musi mieć czas na to, żeby te wszystkie informacje przetworzyć i połączyć je z sobą. Bo dopiero połączone z sobą informacje tworzą wiedzę.[…]

 

 

Jakich mamy dziś nauczycieli? Oczywiście wiem, że różnych, ale chodzi mi o spojrzenie na ten zawód w kontekście edukacyjnych potrzeb dzieci.

 

 

Tradycyjne przygotowanie metodyczne nastawione jest na przygotowanie nauczycieli-urzędników, których celem jest realizacja podstawy programowej. Na metodycznych seminariach adepci zawodu nauczycielskiego uczą się, jak pisać scenariusze lekcji, jak formułować cele (powinny być operacyjne) jak ustalać progresję, jak pisać rozkład materiału, czyli jak dobrze prowadzić dokumentację. A kluczową kompetencją w zawodzie nauczyciela jest umiejętność tworzenia relacji, które umożliwiają efektywną naukę. Człowiek nie może się dobrze rozwijać bez dobrych wspierających relacji, bo w sytuacji zagrożenia i stresu koncentruje się na obronie. Żeby dzieci mogły się rozwijać i uczyć, potrzebują dorosłych, którzy dadzą im wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Dopiero w poczuciu bezpieczeństwa i w towarzystwie wspierających, uważnych, życzliwych dorosłych w mózgu dziecka uwalniają się neuroprzekaźniki umożliwiające naukę. Wyjaśnia to w swoich książkach wykładach lekarz i neurobiolog Joachim Bauer.

 

Druga kluczowa kompetencja w zawodzie nauczyciela to zdolność tworzenia środowiska, które umożliwia efektywną naukę. Kiedy nauczyciel nie ma takich kompetencji, wtedy odwołuje się do znanych narzędzi – presji, kontroli, ciągłego sprawdzania. A kiedy nie ma oczekiwanych efektów, wtedy winą obciąża uczniów. Im bardziej nieskuteczne są nasze metody, tym bardziej skłonni jesteśmy winą obciążać uczniów. […]

 

 

Model szkoły, jaki mamy, każe nam patrzeć na dzieci poprzez ich słabości, każe nam podkreślać ich błędy, zamiast doceniać to, co zrobiły dobrze. To kolejny ogromny problem – skupianie się na deficytach.

 

Wszyscy wychowaliśmy się w kulturze błędu, dlatego nie potrafimy dostrzec, jak dzieci świetnie sobie z czymś radzą, jak współpracują, jak się rozwijają. Jesteśmy ślepi na te wszystkie cudowne rzeczy w dzieciach. A to jest ogromna ludzka potrzeba – bycia zauważonym, docenionym. Nie chodzi o to, żeby dzieci wciąż chwalić. Wręcz przeciwnie. Dzieci potrzebują naszej uwagi, chcą wiedzieć, że je zauważamy, że są dla nas ważne. Oczywiste jest, że ucząc się czegoś nowego, popełniają błędy. Możemy na nich koncentrować naszą uwagę i wciąż wysyłać dziecku komunikat, ze coś z nim nie tak. Bo to nie dociągnął linii do kreski, a tam zrobił błąd. Ale te błędy są elementem rozwoju i każdy, kto się uczy, musi je popełniać.

 

My – rodzice, nauczyciele – mamy niezwykłą moc budowania, wzmacniania dziecka, ale i podcinania mu skrzydeł. Możemy je podciąć bardzo skutecznie, na całe życie. Dzieci tworzą sobie opinie o sobie samych na podstawie tego, co widzą w naszych oczach. Jeśli w oczach dorosłych widzą, że są ważne i wartościowe, to też nabierają takiego przekonania. Dlatego powinniśmy odejść od kultury błędu i stworzyć kulturę rozwijania potencjału, która nie ma nic wspólnego z ciągłym chwaleniem dzieci. […]

 

 

Jak szkoła może odejść od tej okrutnej kultury błędów?

 

W Zduńskiej Woli w liceum pracuje Anna Szulc, nauczycielka matematyki, która na sprawdzianach zaznacza swoim uczniom tylko to, co zrobili dobrze. Podkreśla to na zielono. Do dziennika wstawia uczniom tylko te oceny, na które oni się zgadzają. Każdy uczeń może wypracować sobie taką ocenę, jaką chce, jeśli nie za pierwszym razem, to za kolejnym. Ale to jest decyzja ucznia, a nie presja nauczyciela. Jeśli ucznia satysfakcjonuje trójka, to w porządku, a jeśli dostał ze sprawdzianu trójkę, a zależy mu na wyższej ocenie, to może pracować dalej. To motywacja wewnętrzna uczniów i ich aspiracje powinny być decydujące. Zasady wprowadzone przez nauczyciela albo budują w uczniach poczucie sprawstwa, albo pokazują młodemu człowiekowi, że nic od niego nie zależy. Nie wszyscy muszą być świetni z matematyki. Jeśli kogoś matematyka nie interesuje, a jego pasją jest historia, czy taniec, to niech się skupi na swojej pasji, a tu zrobi tyle, ile jest konieczne. Sukces sportowy czy plastyczny jest tak samo ważny, jak osiągnięcie z matematyki – twierdzi Anna Szulc. Bo jeśli ktoś kiedyś ma być piłkarzem, jak Lewandowski, to dla niego ważniejsza jest aktywność sportowa i tu daje z siebie wszystko, rozwija też dzięki sportowi różne kompetencje – obowiązkowość, wytrwałość, systematyczność. I dzieci wiedzą i czują, co jest im bliskie i co jest dla nich ważne, o ile nie zagłuszymy tego ich wewnętrznego głos naszymi karami i nagrodami. […]

 

Ale dorośli rzadko słuchają, co dzieci mają do powiedzenia, a jeszcze rzadziej im ufają.

 

Nasz model edukacji bazuje na przekonaniu, że my dorośli wiemy lepiej, czego dzieciom potrzeba. A to nie jest prawda. Edukacja, która odpowiada dorosłym jest często nieuczciwa wobec dzieci. Na przykład zmienia się prawo, żeby zapewnić dwa wolne weekendy dla pracowników handlu, żeby mieli czas na odpoczynek, na życie rodzinne. A dzieci? Mają jakiś weekend wolny od zadań domowych i nauki? Nie mają. Nas dorosłych chroni Kodeks Pracy, a dzieci? Czy patrzymy na to, ile godzin w tygodniu dzieci pracują? Dorosłemu nie można byłoby zrobić tego, co robimy dzieciom. Dzieci często pracują od rana do wieczora, nie mają już czasu na sport, na rozrywkę, na przyjaciół, na życie rodzinne. A przede wszystkim na odpoczynek. A przecież jeśli całe popołudnie i wieczór siedzą nad lekcjami, to następnego dnia przychodzą do szkoły zmęczone i nie mogą pracować efektywnie.

 

To powinno się zmienić. Dzieci nie rodzą się po to, żeby spełniać nasze oczekiwania, lecz przyszły na świat ze swoim potencjałem, a my mamy obowiązek stworzyć szkoły, z których każde dziecko wyjdzie z podniesionym czołem, ze świadomością, że jest w czymś dobre. I to wcale nie musi być matematyka czy historia. Wachlarz ważnych w życiu kompetencji jest dużo szerszy niż to, co jest dziś dostrzegane i rozwijane w szkole.

Wciąż zachwycamy się fińskim modelem edukacji, a jednoczesnie robimy wszystko, by w szkołach naszych dzieci wszystko zostało po staremu. Czy to jest logiczne? Czy to jest uczciwe?

 

 

Cały wywiad z dr Marzeną Żylińską „System edukacji jest nieuczciwy wobec dzieci. Co powinniśmy w nim zmienić?”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.juniorowo.pl

 

 

UWAGA: Podkreślenia i pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE.

 

 

 



Zostaw odpowiedź