Od poniedziałku 11 marca czekał w k olejce na swój czas artykuł Danuty Sterny, zatytułowany „Klasy uzdolnione i klasy nieuzdolnione”, zamieszczony pod zakładką <Szkoły i uczelnie> na portalu EDUNEWS.PL. Jako ze nie jest długi – przytaczamy go w całości:
Powstał pomysł, aby tworzyć klasy złożone z uzdolnionych matematycznie uczniów i klasy nieuzdolnione. Taka jest jedna z rekomendacji Najwyższej Izby Kontroli po badaniu kontrolnym dotyczącym nauczania matematyki w polskich szkołach.
Moim zdaniem to bardzo zła propozycja. Nie za bardzo się jej dziwię, bo ona jest bardzo kusząca, prawie każdy nauczyciel matematyki i dyrektor dają się jej choć raz uwieść. Szczęśliwie raz wystarczy, bo skutki zazwyczaj są opłakane.
Uczniowie z klas nieuzdolnionych przestają się kompletnie uczyć, bo nie mają nadziei na to, że się nauczą, a uczniowie z klas zdolnych osiadają na laurach – po co maja się uczyć, jak są wybitnie uzdolnieni?
Carol Dweck w swoich badaniach pokazuje, że człowiek nie rodzi się z określonym poziomem inteligencji, ona jest plastyczna i zależy od wysiłku włożonego, a nie od urodzenia. Aby zrobić wysiłek trzeba mieć nadzieję na sukces.
Pomysł kiepski, ale może dałoby się go nieco zmienić?
Mam takie doświadczenie. Ono wymaga decyzji i wyboru dokonanego przez samego ucznia. Kto chce uczyć się matematyki na wyższym poziomie idzie do klasy A, a kto nie widzi takiej potrzeby to do klasy B. Decyzja musi być podjęta przez ucznia, a nie przez nauczyciela lub rodzica.
Pomysł jest znany na całym świecie. W wielu krajach każdy uczeń musi przejść kurs algebry 1 i geometrii 1, a algebry 2 i geometrii 2 lub inne tylko ci uczniowie, którzy uznają, że tego chcą.
John Hatti przestrzega w swoich największych badaniach edukacyjnych, że podział na grupy według zdolności przynosi szkody.
A u nas niby każdemu po równo, a jak ktoś nie chce to do klasy B za karę.
Źródło: www.edunews.pl
Uwaga: Pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE.