Foto: www.google.pl
Jarosław Bloch
Nie będziemy udawali, że jest inaczej: o blogu Jarosława Blocha dowiedzieliśmy się dzięki sobotniemu „cytatowi tygodnie” od prezesa Marka Ćwieka. W niedzielnym felietonie przywoływany był jego tekst z października, a dzisiaj proponujemy zapoznanie się z zamieszczonym 27 stycznia tekstem „Bunt zawodowców”. Wpisuje się on w aktualną politykę resortu edukacji – reformowanie kształcenia zawodowego. Oto obszerne fragmenty przemyśleń blogującego geografa na ten temat:
Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach to nauczyciel szuka szkoły a nie szkoła nauczyciela. Likwidacja gimnazjów sprawiła, że pracy jest mniej, mimo że ministerstwo twierdzi inaczej. Ale są nauczyciele, których poszukuje się nawet w tych trudnych czasach. To nauczyciele przedmiotów zawodowych, czyli kierunków na które państwo ma ponoć stawiać w najbliższych latach. Dobry „zawodowiec” jest na wagę złota, a przynajmniej na wagę dobrego naboru.
Średnia wieku nauczycieli przedmiotów zawodowych w wielu szkołach niebezpiecznie wzrasta. […]. Dziś mamy z zawodowcami problem, dlatego wielu z nich przeciąga przejście na emeryturę (albo z niej wraca) na prośbę dyrektora, bo ciężko obecnie znaleźć zastępcę. Młodzi nie garną się do pracy w szkole. Bo niby dlaczego mieliby się pchać do nauczycielstwa? Co na nich tam czeka?
Na pewno wabikiem nie są pieniądze. Nauczyciele „zawodowcy”, w przeciwieństwie do nauczycieli ogólnokształcących, mają realną alternatywę dla pracy w szkole. Mogą pracować w zawodzie, gdzie ich zarobki są przeważnie dużo wyższe. Rezygnować z części zleceń i uczyć? Czy to się opłaca?
Ale nie tylko o pieniądze chodzi. Bo czy warto „użerać się” z dzisiejszą młodzieżą wychowaną bezstresowo, niedoceniającą często możliwości jakie daje im kraj i rodzice? […]
Na dodatek egzaminy rozbito na poszczególne kwalifikacje, co tylko zwiększyło presję na nauczycieli. Teraz muszą przygotować do egzaminów nie tylko ostatnie klasy techników, lecz już drugie, potem trzecie i czwarte*. Pracy dużo, oczekiwania wielkie, warunki pracy kiepskie, bo nie zawsze za zawodem idą pieniądze na wyposażenie pracowni.
Szumne zapowiedzi odrodzenia szkolnictwa zawodowego nie idą na razie w parze z poziomem wynagradzania nauczycieli. Brak też jakichkolwiek ruchów aby zapełnić „branżówki” młodzieżą. Nie czarujmy się, klasy branżowe będą świecić pustkami dopóki marne licea będą im podbierać uczniów. Na razie nikt z tym nic nie robi. Gadania jest wiele, ale czuję, że po kilku latach nadal będziemy w punkcie wyjścia, a szkoły branżowe będą nadal wyludniającymi się szkołami zawodowymi, jedynie ze zmienionym szyldem i pieczątką.
Doświadczony nauczyciel zawsze jest w cenie. Szczególnie, że przy dzisiejszej konkurencji na rynku edukacyjnym, szkół nie stać na eksperymenty. Tymczasem dzisiejszy rynek pracy staje się powoli rynkiem pracownika. Ofert pracy jest więcej aniżeli chętnych do pracy. To poważna pokusa aby pracę rzucić i pójść tam gdzie nie trzeba będzie zdzierać gardła.** Tym bardziej, że pensje nauczycieli stoją w miejscu, niebezpiecznie „zbliżając się” do wciąż podnoszonej płacy minimalnej. Czy czeka nas więc bunt zawodowców? Osoby odpowiedzialne za oświatę (od MEN po gminy) powinny się nad tym zastanowić. Teraz, bo za kilka lat może być zbyt późno.
Cały tekst „Bunt zawodowców” – TUTAJ
Źródło: www.jaroslawbloch.ovh
*Szkoda, że autor nie zapoznał się z Rozporządzeniem MEN z 13 marca 2017 r. w sprawie klasyfikacji zawodów szkolnictwa zawodowego. Dowiedziałby się, że zawody na poziomie technika maja (i bardzo słusznie!) nie więcej jak dwie kwalifikacje cząstkowe. Niemożliwe jest więc organizowanie egzaminów potwierdzających je – jak to napisał – że nauczyciele „muszą przygotować do egzaminów nie tylko ostatnie klasy techników, lecz już drugie, potem trzecie i czwarte”.
**Pragniemy zwrócić uwagę, że w klasycznym systemie kształcenia zawodowego byli nauczyciele teoretycznych przedmiotów zawodowych ( i ci „zdzierali gardła”, podobnie jak nauczyciele przedmiotów ogólnokształcących) i nauczyciele praktycznej nauki zawodu. Od kilku lat coraz powszechniejszym stał się system kształcenia modułowego (przypomina metodę projektów), gdzie nie występuje podział czasowy na zajęcia teoretyczne i praktyczne, a nauczyciel-fachowiec pełni rolę instruktora, konsultanta, tutora, mentora … Nie ma tam miejsca na „zdzieranie gardła”!