8 marca portal  OKO.press  zamieścił zapis wywiadu Antona Ambroziaka z Małgorzatą Paszko, nauczycielką ze szkoły podstawowej w Białymstoku, zatytułowany Ruskie, won” – usłyszałam na szkolnym korytarzu. Jak mądrze przyjąć dzieci z Ukrainy?” Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

„Do szkół w całej Polsce zapisało się 2 700 dzieci ukraińskich, które już są obejmowane opieką psychologiczną” – przekazał w poniedziałek, 7 marca, minister edukacji Przemysław Czarnek. „Nie jesteśmy zwolennikami natychmiastowego przymusu edukacyjnego dzieci, które przeżyły traumę i nagle musiały uciekać ze swoich domów. Decyzja o pójściu do szkoły nie jest pierwszą decyzją, jaką podejmują uchodźcy po przyjeździe do Polski. Najpierw muszą się zakwaterować i odpocząć po tych ciężkich przeżyciach. Ale podkreślam, że mamy już bogatą ofertę dla naszych ukraińskich przyjaciół ” — mówił minister. Proponował, by uczniowie, którzy jednak zdecydują się edukację, brali udział w zajęciach zdalnych z kolegami z zachodniej Ukrainy lub dołączali do oddziałów przygotowawczych tu, na miejscu. […]

 

Problemem nie jest tylko skala migracji. Do tej pory MEiN zupełnie nie dbał o wsparcie i integrację dzieci cudzoziemskich, o czym alarmował NIK, a także RPO. Na papierze mogły one liczyć na dodatkowe lekcje języka polskiego, asystentów międzykulturowych, czy oddziały przygotowawcze. Problem w tym, że z tego ostatniego rozwiązania, które najlepiej sprawdziłoby się wśród uczniów, którzy nie znają języka polskiego, korzystało do tej pory maksymalnie 115 szkół w całym kraju. I to pomimo że liczba cudzoziemców w polskich szkołach rosła. W 2009 roku było ich 9,6 tys., 10 lat później już 51,4 tys., z czego ponad połowa to uczniowie z Ukrainy.

 

Większość dzieciaków z marszu trafiała do sal lekcyjnych, często bez podstawowej znajomości języka polskiego, czy kultury, a czasem z trudnymi doświadczeniami migracji. Niektóre samorządy próbowały na własną rękę łatać systemowe dziury: zatrudniały asystentów lub edukatorów kulturowych. Ale takie rozwiązania, bardzo drogie, nie mieściły się w subwencji oświatowej. Podobnie jest z pomocą psychologiczną. Po pandemii specjaliści poza szkołami są przeciążeni, za to w placówkach oświatowych wciąż brakuje etatów dla pełnowymiarowego poradnictwa. Warto pamiętać, że polskie szkoły nie tylko nie są z gumy, ale są też targane własnymi problemami. Szkodliwa reforma edukacji, pandemia, kryzys kadrowy i motywacyjny – to tylko niektóre z nich.

 

Co można więc zrobić, by mądrze przyjąć ukraińskie dzieci do szkół, nie zapominając o potrzebach polskich uczniów? Rozmawiamy o tym z Małgorzatą Paszko, nauczycielką ze szkoły podstawowej w Białymstoku. […]

 

 

Anton Ambroziak: – Jak dziś wygląda system przyjmowania dzieci cudzoziemskich do polskich szkół?

 

Malgorzata Paszko: – W naszej szkole uczy się blisko 700 dzieci, z czego dla niemal 80 język polski jest językiem obcym lub przynajmniej nie pierwszym. W wielu klasach są dzieci z innego kraju. Nie mamy okresu przygotowawczego. Dzieci są rzucane na głęboką wodę. Po prostu muszą sobie poradzić z językiem, kropka. Z mojego doświadczenia wynika, że dziecko w szkole podstawowej potrzebuje minimum trzech lat, by być w stanie posługiwać się językiem polskim na poziomie średniozaawansowanym.

 

Czyli takim, który umożliwia im naukę?

 

Raczej takim, który umożliwia komunikację. A trzeba pamiętać, że u nas w wielu klasach pracują asystenci. To nie tylko cudzoziemcy, którzy wspomagają codzienną pracę nauczyciela i ucznia. W jednej z klas chwilowo straciłam wsparcie, bo moja koleżanka, Czeczenka, pojechała odwiedzić mamę. Wybuchła wojna, nałożono sankcje, a ona jest po drugiej stronie. Tak czy siak, my sobie poradzimy.

 

Proszę pomyśleć, co będzie w innych szkołach w całym kraju. Dzieci z traumą wojenną będą trafiać do oddziałów ogólnych. I tam w drzwiach usłyszą, że mają uczyć się nie języka polskiego, ale całego materiału – po polsku. Mam nadzieję, że rozwiążemy ten problem systemowo. To będzie ogromne wyzwanie.

 

Załóżmy, że do klasy przychodzi Mychajło, dziesięciolatek z Charkowa. Nauczyciel w polskiej szkole wita go, przedstawia, a potem wraca do zajęć z matematyki? Tak będzie w praktyce wyglądać przyjmowanie uczniów do polskich szkół?

 

Proszę pamiętać, że szkoły są obecnie zaangażowane w pomoc bytową. W naszej placówce sortujemy i pakujemy dary, przekazujemy je dalej. W pierwszej kolejności musimy zajmować się edukacją polskich dzieci, aby nie straciły na kolejnej przerwie. Jedyne rozwiązanie, które jakoś jest w stanie nas uratować, to właśnie oddziały przygotowawcze. Przez trzy miesiące uczniowie uczą się tylko języka polskiego. Chyba że znajdzie się inne rozwiązanie.[…] Myślę, że dopóki nie ma dobrego systemu, naszym priorytetem powinno być to, żeby dzieci poczuły się bezpiecznie. Na tyle, na ile to możliwe.

 

To może dzieciaki nie powinny od razu trafiać do sal lekcyjnych? Zresztą niektóre Ukrainki są przekonane, że niedługo wrócą do domów. Nie chcą posyłać dzieci do polskich szkół. Czy w tej sytuacji placówki mogłyby pełnić rolę świetlicy?

 

Zdarzały się takie sytuacje. Dziecko przychodzi do szkoły, po kilku tygodniach wyjeżdża […] a potem znika. Po miesiącu okazuje się, że udało im się wyjechać na Zachód. Przywiązanie do procesu edukacyjnego w takich sytuacjach jest na ostatnim miejscu. Tu przecież chodzi o życie.

 

Dlatego oczywiście świetlica może zamienić się w punkty integracji. Szczególnie, że w szkołach podstawowych i tak zawsze jest wyznaczony nauczyciel, który pełni w niej dyżur. Są godziny, gdy w świetlicy jest dużo dzieci, a wtedy można się integrować, bawić, uczyć komunikacji. Jest też czas, gdy jest spokojnie. Wtedy, z pomocą asystenta językowego i psychologa, można wspierać. […]

 

 

Ta sytuacja jest też ogromnym wyzwaniem dla polskich dzieci, które w ogromnej większości nie mają przygotowania do nauki i życia w wielokulturowym środowisku.

 

Zna pan pewnie specyfikę Białegostoku. Żyjemy tu w tyglu kulturowym, jak w wielu polskich miastach: rodziny katolickie, prawosławne, tatarskie, grekokatolickie. U nas najlepiej sprawdzają się edukatorzy kulturowi. Ale nie ma co tracić czasu. Musimy korzystać z własnych zasobów. Są webinary, np. dla nauczycieli uczących polskiego wśród obcokrajowców, psychologiczne. Możemy wykorzystać doświadczenia nauki zdalnej, szybko rozsyłać sobie informacje i przekazywać, co działa, a co niekoniecznie. […]

 

 

 

Cały tekst „Ruskie, won” – usłyszałam na szkolnym korytarzu. Jak mądrze przyjąć dzieci z Ukrainy?”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.oko.press

 



Jedna odpowiedź to “Co można zrobić, by mądrze przyjąć ukraińskie dzieci do szkół”

  1. Felieton nr 414. To że o czymś się nie mówi, nie znaczy że tego już nie ma. | Obserwatorium Edukacji napisał:



    […] już w sobotę rano mogłem zamieścić pierwszy materiał – był to wywiad z nauczycielką z podstawówki w Białymstoku, zaczerpnięty z portalu […]

Zostaw odpowiedź