Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Dzisiejsza propozycja lektury pochodzi z profilu Tomasza Tokarza. Tekst ten zamieścił on wczoraj, 3 kwietnia 2024 r.:

 

 

Pojawiły się ostatnio głosy o konieczności podwyższenia pensum nauczycieli – co ma pozwolić na uzupełnienie niedoborów kadrowych bez zwiększenia wydatków. „Kiedy poszły podwyżki o 30-proc. to pensum powinno wskoczyć na co najmniej 22 godziny” – twierdzi jeden z samorządowców.

 

Zacznijmy od tego, że tzw. pensum dotyczy tylko godzin tablicowych czyli bezpośredniego prowadzenia lekcji. Istotnie wydaje się ono niskie, ale jeśli przyjmiemy, że 45 minut tablicowe wymaga kolejnych 45 minut na przygotowanie takiej lekcji przelicznik już robi się nieco inny. Oczywiście nie zawsze wymaga tyle, czasem mniej, a czasem… więcej. Pamiętam jak lata temu robiłem świetne lekcje pokazowe (czy raczej popisowe) w innych szkołach, to do takiej lekcji przygotowywałem się duuuużo dłużej niż wg wskaźnika 1:1 (pokazywałem jak wiele „da się”, ale przecież nie jest możliwe prowadzenie wszystkich lekcji w ten sposób, przy określonym zasobie czasowym).

 

Nawet teraz w przedmiocie, który prowadzę od wielu lat nie zawsze mogę iść na lekcje z marszu, jeśli chcę, by te lekcje były efektywne. Żeby elastycznie reagować na sytuację i połączyć aktualne wydarzenia z podstawą programową (np. zamach w Rosji, sytuacja w Gazie, nowe propozycje składki zdrowotnej) musisz posiedzieć te kilka godzin (czasem w niedzielę), by sprawdzić różne wersje i móc zebrać ogrom faktów w obiektywnym komentarzu.

 

Nie mówię już o tym, że żeby pracować twórczo, bez podręczników to musisz zrobić własne materiały, np. gry czy instrukcje do symulacji. Wymaga to mnóstwa czasu i energii.

 

(Oczywiście należy jeszcze do tego doliczyć aktywności pozatablicowe: sprawdzanie prac uczniów, wypełnianie dokumentacji, tworzenie uzasadnień dla ocen, prowadzenie zebrań, korespondencja i rozmowy z uczniami, przygotowanie różnych wydarzeń szkolnych itd.)

 

Po drugie, 45 minut w zatłoczonej klasie, w konfrontacji z uczniami o różnych potrzebach i sposobach ekspresji to zupełnie coś innego niż 45 minut np. przy tworzeniu projektu, wypełnianiu tabelek, rozmowie z jednym klientem, montażu mebli czy wymianie kół. Takie 45 minut tablicowe mocno wyczerpuje, chociażby właśnie z powodu konieczności utrzymywania ciągłej uwagi, prowadzenia stałej analizy sytuacji, obserwacji z gotowością do reagowania… Nie wierzysz, to idź i sprawdź.

 

Po trzecie, jeśli oczekujemy od nauczycieli, że będą przewodnikami po skomplikowanym świecie to trzeba zaakceptować fakt, że będziemy im płacić także za myślenie, za czytanie książek i oglądanie filmów, za czas poświęcony na wyjścia do teatrów, a nawet za grę w gry czy testowanie czata GPT. Bo jeśli nauczyciel ma serio odwoływać się do różnych kontekstów i być blisko uczniów, to musi znać kulturę, w której funkcjonują. Musi dużo wiedzieć o rzeczywistości. Musi umieć skonfrontować „wiedzę” z tiktoka czy z popularnych kanałów polityczno-ekonomicznych na YT z realiami. Żeby twórczo podejść do programu i móc porozmawiać z uczniami o „Barbie”, „Biednych istotach”, „Czasie krwawego księżyca” czy najbardziej rozpoznawalnych anime – muszę te filmy obejrzeć, przetrawić i odnieść je np. do lektur czy historii. Tu czasem nie ma twardej granicy między hobby a pracą. Czy czas poświęcony na analizę kanałów „Mentzen griluje” czy „Dwie Lewe Ręce” (przed zorganizowaniem debaty o wolnym rynku) to tzw. czas wolny czy czas na zawodowe doskonalenie?

 

Oczywiście można powiedzieć „a nauczyciele i tak tego nie robią, nie poświęcają czasu na przygotowania i nie rozwijają się”. Być może niektórzy istotnie tego nie robią. Bo brakuje im czasu – muszą jechać na dwóch etatach plus korki. Może po prostu nie mają kiedy przygotować tych dobrych lekcji.

 

Ale co w tym przypadku pomoże zwiększenie pensum? Receptą na słabe lekcje ma być więcej słabszych lekcji? Czy jednak warto poszukać innej drogi?

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/



Dzisiaj (3 kwietnia 2024r.) proponujemy lekturę kolejnego tekstu z bloga „OK NAUCZANIE”:

 

 

6 sposobów na uczenie uczniów sporządzania notatek

 

 

Umiejętność sporządzania notatek i korzystania z nich jest bardzo pomocna w uczeniu się.  Człowiek nie rodzi się z tą umiejętnością, Dobrze, aby ją nabywał w czasie pobytu w szkole.

 

Zapewne przyda mu się to nie tylko w nauce szkolnej, ale też w jego dorosłym życiu.

 

Czasami, gdy nauczyciel prosi, aby uczniowie podkreślili ważne sprawy w tekście lub napisali, czego się nauczyli, to część uczniów nie wie co ma zrobić. Niektórzy uczniowie uważają, że wszystko jest dla nich ważne.

 

Badania pokazują, że podkreślanie w tekście rzeczy ważnych, ale bez wskazania, co jest ważne nie przynosi spodziewanych efektów.

 

Wielu nauczycieli podkreśla, że uczniowie nie potrafią robić wartościowych notatek, dlatego warto uczniów do tego przygotować. Można to zrobić stosując sześć technik, przedstawię je na podstawie sporządzania notatki z czytanego tekstu:

 

1.Cel – upewnienie się, że uczniowie wiedzą, co ma zostać zawarte w notatce.

 

Jest to związane z tym, że część uczniów nie potrafi wybrać – co jest ważne. Warto wcześniej określić dla uczniów cel zapoznawania się z tekstem. Można to zrobić przed przystąpieniem do czytania przez uczniów tekstu, zdając im pytania.

 

Na przykład:

 

-Co już wiem na dany temat, a czego dopiero się dowiedziałam/em?

 

-Co jest głównym przesłaniem tekstu?

 

-Co chciał przekazać autor tekstu i co o tym świadczy?

 

-Jakie są różnice pomiędzy tymi dwoma zagadnieniami poruszanymi w tekście?

 

Lub bardziej związane z tematem:

 

-Jakie przeszkody napotkał nowy rząd?

-Jakie argumenty były przeciwko przystąpieniu do wojny?

 

Mając określone pytania, uczeń może poszukiwać w tekście odpowiedzi na nie i skupiać się na tym, co ma wynieść z czytanego tekstu.

 

1.Na bieżąco – wykonanie zapisu, kiedy tylko uczeń znajdzie odpowiedź na zadane pytanie.

 

Zapoznawanie się z tekstem powinno podążać za celem.

 

Dobrze jest sporządzać notatki na bieżąco. Za każdym razem, gdy uczeń znajdzie odpowiedź na zadane pytanie, powinien ją zanotować lub podkreślić odpowiedni fragment tekstu.

 

Dzięki temu, uczeń będzie mógł dokonać później wyboru – co zawrze w swojej notatce.

 

Wracając do bieżących (naszkicowanych) notatek, uczeń może je zweryfikować zdając sobie pytania:

 

-Czy to, co zanotowałam/em jest naprawdę ważne i godne zapisania?

 

-Czego się z tego nauczyłam/em?

 

-Jak to co zapisałam/em, jest związane z celem, który został nakreślony?

 

 

3.Modelowanie – demonstrować uczniom procesu powstawiania notatki

 

Czytaj dalej »



W przedświąteczny piątek – 29 marca – Jarosław Pytlak zamieścił na swoim blogu obszerny, „okolicznościowo-diagnostyczny” tekst, o przeczytania, którego w jego pełnej wersji na stronie „Wokół Szkoły” gorąco zachęcamy. A dla „posmakowanie” o czym to jest – zapraszamy do lektury kilku jego fragmentów:

 

 

                                         Przyznanie racji wszystkim – w prezencie świątecznym

 

Rodzice, Nauczyciele, Kadro zarządzająca oświatą i inni – wszyscy, którzy zabieracie głos w publicznym dyskursie na temat obecnego stanu polskiej edukacji, wskazując i piętnując negatywne zjawiska dziejące się na co dzień w placówkach oświatowych oraz w rodzinach!

 

Macie rację!

 

Bez żadnych wątpliwości – wielu nauczycieli postępuje w swojej pracy nieprofesjonalnie, bezdusznie, a czasem po prostu głupio. Działa wbrew dobru powierzonych sobie dzieci, niekiedy wręcz czyni im krzywdę. Odnosi się do nich bez należytego szacunku. Zadaje prace domowe ponad siły i zdrowy rozsądek. Uczy dla stopni, a nie dla rozwoju. Nie sprawdza z wystarczającą starannością prac uczniów i nie docenia ich wysiłku. Nie pozostawia prawa do błędów. Bezkrytycznie stosuje źle dobrane albo pełne błędów podręczniki. Zmusza rodziców do pracy na domowym etacie korepetytora, albo do opłacania kogoś takiego, by ich dziecko mogło sprostać szkolnym wymaganiom.

 

Co gorsza, znaczna część nie wykazuje gotowości do rozmowy o problemach, unika kontaktu, kryje się za bezdusznymi przepisami. Nie przyjmuje krytyki swojego postępowania.

 

Bez wątpienia również wielu rodziców popełnia błędy w wychowaniu. Nie wpaja swoim dzieciom elementarnych umiejętności społecznych: nawiązywania przyjaznych relacji, współpracy, dostrzegania i respektowania potrzeb innych ludzi. Toleruje niegrzeczność, myląc ją z kreatywnością.  Pomaga dzieciom w ich źle pojętym interesie – zwalniając z zajęć bez sensownego powodu, usprawiedliwiając lekceważenie obowiązków szkolnych, albo wykonując za nie prace zadane przez nauczycieli. Usiłuje przerzucać na szkołę swoje obowiązki wychowawcze.

 

Co gorsza, niemała grupa rodziców w relacjach z przedstawicielami szkoły wykazuje roszczeniowość, czasem połączoną z brakiem kultury w zachowaniu. Nie szanuje kompetencji pedagogicznych, nie docenia inicjatyw mających uczynić naukę łatwiejszą i przyjemniejszą dla uczniów. Nie przejawia gotowości do rozmowy o problemach własnych dzieci. Nie przyjmuje krytyki swojego postępowania.

 

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku dyrektorów placówek oświatowych. Wielu zarządza w sposób autorytarny i urzędniczy, nie licząc się z uczuciami oraz potrzebami innych ludzi. Toleruje konflikty w społeczności szkolnej, a czasem wręcz je prowokuje. Bezkrytycznie staje po jednej ze stron, rodziców lub nauczycieli. Kieruje się własną wygodą, a nie dobrem powierzonych dzieci. Unika niezbędnych i oczywistych działań, kryjąc się za parawanem przepisów.

 

Co gorsza, niemała część tej grupy niechętnie przyjmuje konstruktywne sugestie, a tym bardziej krytykę swojego postępowania.

 

Trzykrotnie napisałem powyżej „wielu”, ale nie potrafię określić, czy jest to pięćdziesiąt procent ogółu, czy może tylko pięć. Warto jednak pamiętać, że nauczycieli są setki tysięcy, rodziców całe miliony, a dyrektorów dziesiątki tysięcy. Każdy pojedynczy procent od tak wielkich liczb daje potężną rzeszę ludzi, których działania są surowo i emocjonalnie oceniane przez innych. A dodajmy, że moja wyliczanka ukazuje tylko wierzchołek góry lodowej, bo lista wzajemnych pretensji jest znacznie, znacznie dłuższa, i cały czas rośnie.

 

Stając wobec takiego ogromu wypowiadanych/wypisywanych z pełnym przekonaniem zarzutów, mogę oświadczyć tylko jedno.

 

Szanowni Państwo!

 

Wszyscy macie rację!

 

Wszyscy macie cholerną rację!

 

[…]

 

Co najmniej każdy swoją.

 

Od kilku lat owe racje i frustracje docierają do mnie także za pośrednictwem internetu. Rozmaite portale, a nade wszystko media społecznościowe generują wciąż potężniejącą lawinę skarg, zażaleń i apeli. Choć w minimalnym tylko stopniu dotyczą one mojej własnej szkoły, nieodparcie ściągają uwagę, choćby ze zwykłej ciekawości. Ba, walczą o tę uwagę, zachęcając do zajęcia stanowiska. Niemal każdy rozpowszechniany w internecie komunikat zyskuje grono dyskutantów, wypowiadających swoje opinie, częściej zresztą odzwierciedlające ich własne doświadczenia, niż rzetelną (bo i na jakiej podstawie) ocenę sytuacji.

 

Powie ktoś, że nie muszę tego czytać. Teoretycznie tak. Proszę jednak powiedzieć komukolwiek, kto dzisiaj działa na forum publicznym, że może obejść się bez internetu. Popuka się w czoło; przecież właśnie tam toczy się znacząca część życia społecznego

 

 […]

 

Uważam, że jesteśmy obecnie nieświadomymi świadkami innej katastrofy, która dotyka i niszczy socjosferę, czyli społeczność ludzką na Ziemi. Nazywam ją katastrofą mentalną. Owszem, dostrzegamy wiele nowych zjawisk społecznych, niektóre uznajemy nawet za zapowiedź lepszego jutra, ale tak naprawdę pogrążamy się w trudnej do opanowania fali emocji i niespełnionych oczekiwań. Już wiadomo, że to one leżą u źródła wielu wydarzeń politycznych, ale symptomy zjawiska można dostrzec wszędzie, także w szkołach, choćby w tej lawinie słusznych, acz nierozwiązywalnych pretensji wszystkich do wszystkich, o wszystko, od której zacząłem cały wpis.

 

Niewiele da się uczynić ad hoc dla poprawy obecnego stanu relacji. Można jedynie próbować, każdy na swoim odcinku, dostrzegać nie tylko swoje racje. Ograniczyć przerzucanie się najsłuszniejszymi nawet (waszym zdaniem) uwagami i postulatami przez e-maile, moduły komunikacji w e-dziennikach, czy media społecznościowe. Znaleźć czas na kontakty w świecie realnym, nawet wtedy, gdy jest go bardzo mało. Dla własnego zdrowia psychicznego, no i dobra dzieci, oczywiście.

 

Niestety, żaden jeździec na białym koniu (choćby najlepszy, najświatlejszy minister edukacji narodowej, wsparty przez najlepszą, najświatlejszą siłę polityczną) nie przybędzie, by uczynić pokój i dobro w placówkach oświatowych. W dzisiejszych czasach to i Superman nie wystarczy, jeżeli nie pomożemy sami sobie.

 

 

 

Cały tekst „Przyznanie racji wszystkim – w prezencie świątecznym”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

 

 

 

 

 

Polecamy także lekturę zamieszczonych pod tekstem komentarzy [WK]



W miniony czwartek – 28 marca 202 roku –  na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich zamieszczono informację o piśmie, jakie RPO wysłał do Ministerstwa Edukacji w sprawie uczniowskiego wolontariatu:

 

 

Punkty za wolontariat dla ucznia szkoły podstawowej. Wystąpienie RPO do ME

 

Do RPO wpłynął wniosek ws. zasad organizacji wolontariatu w szkołach podstawowych i jego znaczenia podczas rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Wnioskodawczyni zwraca uwagę, że liczba punktów na świadectwie może mieć wpływ na dalszą edukację ucznia. Dlatego interpretacja danego kryterium, uwzględnianego podczas postępowania rekrutacyjnego, powinna być jednolita dla wszystkich szkół. Dotychczasowa praktyka w tym zakresie może jednak budzić zastrzeżenia.

 

Jak stanowi § 7 rozporządzenia MEiN z 18 listopada 2022 r. w sprawie przeprowadzania postępowania rekrutacyjnego oraz postępowania uzupełniającego do publicznych przedszkoli, szkół, placówek i centrów, w przypadku przeliczania na punkty kryterium za osiągnięcia w zakresie aktywności społecznej, w tym na rzecz środowiska szkolnego, w szczególności w formie wolontariatu, przyznaje się 3 punkty. Przepisy nie precyzują jednak, ile czasu uczeń powinien poświęcić na działalność w wolontariacie, aby spełnić ten warunek.

 

Zgodnie z art. 98 ust. 1 pkt 21 Prawa oświatowego statut szkoły powinien zawierać informacje o sposobie organizacji i realizacji działań w zakresie wolontariatu. Treść dokumentu (np. regulamin) zależy od decyzji dyrektora szkoły, samorządu uczniowskiego, nauczycieli oraz innych osób bezpośrednio zaangażowanych w wolontariat w danej szkole. Mogą zatem zachodzić duże różnice w podejściu szkół do tej formy aktywności dzieci i młodzieży, co w pewnym stopniu jest uzasadnione samodzielnością szkoły w organizacji pracy.

 

Zagadnienie opisano w publikacji Piotra Komosy pt. „Wolontariat w szkole zgodnie z prawem. Vademecum dla kadr oświatowych, opiekunów szkolnych kół wolontariatu, koordynatorów wolontariatu, wolontariuszy oraz ich rodziców„.* Autor wskazuje: „Pozostawienie tego zagadnienia poza regulacją prowadzi do olbrzymiego zróżnicowania w podejściu konkretnych szkół do przyznawania punktów za wolontariat. W praktyce o przyznaniu bądź nieprzyznaniu punktów za wolontariat decydują dyrektorzy szkół na podstawie informacji o konkretnym uczniu bądź wewnętrznych regulacji w szkole (np. regulaminy wolontariatu), np. informacje od koordynatorów wolontariatu. Ta druga opcja (regulaminy) pozwala na pewną kontrolę nad przyznawaniem punktów w danej szkole, ale nie jest rozwiązaniem idealnym w kontekście ogólnopolskim”.

 

W publikacji zwrócono uwagę na analizy regulaminów wolontariatu opublikowane na stronach internetowych szkół podstawowych. Występowały duże różnice w liczbie godzin koniecznych dla zdobycia przez ucznia 3 punktów (20, 23, 30 czy nawet 60 godzin). Niektóre szkoły sumowały czas poświęcony na wolontariat już od IV klasy, zaś inne oczekiwały zaangażowania w klasach VII-VIII. Takie zróżnicowanie może być odbierane przez uczniów jako niesprawiedliwe i krzywdzące, dlatego też – w ocenie autora – należy rozważyć uregulowanie tej kwestii w przepisach prawa powszechnie obowiązującego.

 

Dostrzegając problem, poszczególne samorządy podejmują działania w celu ujednolicania kryteriów przyznawania wpisu za udział w wolontariacie na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej. W 2023 r. w Warszawie, po konsultacjach z dyrektorami szkół, opracowano założenia i dokumenty związane z wolontariatem szkolnym, w tym wspólne kryteria. Ustalono, że warunkiem przyznawania wpisu na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej jest systematyczna praca w ramach wolontariatu lub praca na rzecz środowiska szkolnego czy lokalnego w wymiarze co najmniej 50 godzin podczas nauki w szkole podstawowej. Godziny sumują się z poszczególnych lat działalności, przy czym przyjmuje się minimum 10 godzin w trakcie jednego roku szkolnego. Czas zaangażowania w wolontariat powinien trwać nie mniej niż dwa lata szkolne. Godziny wolontariatu realizowanego poza szkołą, udokumentowane odpowiednim zaświadczeniem, sumują się z wolontariatem w szkole.

 

Postępowanie rekrutacyjne do szkół reguluje Prawo  oświatowe. Przewiduje ono delegację ustawową dla ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania do określenia rozporządzeniem m.in. sposobu przeliczania na punkty kryteriów z ustawy, przy uwzględnieniu konieczności zapewnienia przyjmowania kandydatów do wybranych szkół na równych i przejrzystych zasadach oceny ich wiedzy, umiejętności i osiągnięć. Tymczasem są wątpliwości, czy obecny sposób przyznawania punktów w odniesieniu do wolontariatu ustalono w sposób wyczerpujący, a więc czy rozporządzenie z 18 listopada 2022 r. jest zgodne z zasadą kompleksowości rozporządzenia.

 

Rzecznik pyta Panią Minister, czy  problem był tematem skarg, prosi ją też o stanowisko w sprawie.

 

 

 

Treść pisma RPO do MEN z dnia 20 marca 202 r.  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.bip.brpo.gov.pl

 

 

 

* Piotr Komosa, Wolontariat w szkole zgodnie z prawem. Vademecum dla kadr oświatowych, opiekunów szkolnych kół wolontariatu, koordynatorów wolontariatu, wolontariuszy oraz ich rodziców  –  TUTAJ



Dopiero wczoraj odkryliśmy tekst, zamieszczony przez Jędrka Witkowskiego na jego fejsbukowym profilu w środę 27 marca 2024 r. Oto na jaki problem zwrócił on tam uwagę:

 

 

JESTEŚMY NIGDZIE!

 

To tytuł najnowszego raportu na temat edukacji dzieci romskich, które przybyły do Polski z Ukrainy jako uchodźczynie i uchodźcy.

 

Badanie przeprowadzono na zlecenie Fundacja W Stronę Dialogu a w czasie dzisiejszej konferencji dyskutowaliśmy o sformułowanych wnioskach.

 

Dzieci uchodźcze ze społeczności romskiej są podwójnie wykluczone. Tak jak inne dzieci z Ukrainy zmagają się z traumą wymuszonej migracji, ale jednocześnie nie są tutaj w Polsce przyjmowani tak życzliwie jak reszta uchodźców z Ukrainy.

 

W znakomitym składzie: Joanna Talewicz, Małgorzata Kołaczek, Celina Kretkowska-Adamowicz oraz Milena Harizanova rozmawialiśmy o tym, jak budować system włączania dzieci uchodźczych do polskiej szkoły tak, by jednocześnie odpowiedzieć na szczególne potrzeby grup mniejszościowych – w tym dzieci romskich.

 

Ja zwracałem uwagę między innymi na to, że polska szkoła jest miejscem, dzięki któremu dzieci romskie powinny móc przestać mówić „jesteśmy nigdzie”. To szkoła jest przestrzenią, która może ograniczyć poczucie tymczasowości, dać wrażenie, że nowe miejsce staje się moim miejscem, że w końcu przynależę do nowej (szkolnej) wspólnoty.

 

Mówiłem też o tym, że polski system edukacji mimo wszystkich trudności pokazał w 2022 roku swoje ogromne możliwości absorpcyjne. Nie znam innego systemu edukacji na świecie, który w 2 miesiące przyjąłby do szkół ponad 150 000 nowych uczniów z innego kraju. To był ogromny wysiłek nauczycieli i dyrektorek – wysiłek z którego możemy być dumni.

 

Podaję te dane zawsze wtedy, gdy ktoś mówi, że w systemie nie ma miejsca dla kolejnych uczniów cudzoziemskich, że system sobie nie poradzi, że potrzebujemy kolejnych lat przygotowań. Już straciliśmy dwa lata – nie możemy stracić ani dnia więcej. Tylko polski system edukacji publicznej jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby wszystkich uczniów i uczennic z Ukrainy – także dzieci romskich.

 

Zaskoczyło mnie, że nikt nie posiada rzetelnych danych dotyczących liczby uchodźców ze społeczności romskiej a tym bardziej dzieci w wieku szkolnym pochodzących z tej społeczności. Rozumiem wrażliwość danych o przynależności do grupy etnicznej, ale obawiam się, że ich brak utrudnia nam zbudowanie systemu, który może odpowiedzieć także na potrzeby tych dzieci.

 

Szacunki mówią, że od 50 000 do 70 000 z około miliona uchodźców z Ukrainy w Polsce ma pochodzenie romskie. Jeśli prawdziwe jest założenie, że około połowa z nich to dzieci w wieku szkolnym, może to oznaczać, że dzieci romskie stanowią bardzo istotną część (nawet ok. 20%) młodych uchodźców nieobecnych w polskim systemie edukacji. […]

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/jedrek.witkowski.3/

 

 

 

Tekst raportu „Jesteśmy nigdzie. Sytuacja dzieci romskich z Ukrainy w świetle badań partycypacyjnych” 

–  TUTAJ

 

 



Kolejne spotkanie w Akademickim Zaciszu było okazją do zapoznania się z ciekawą tezą, iż okres pandemii COVID-19 i przymusowego zdalnego nauczania może być traktowany jako okoliczność przyśpieszająca pozytywne zmiany w edukacji.

 

Prof. Roman Leppert zaprosił do rozmowy na ten temat Martę Jurczak-Morris, która w grudniu ubiegłego roku obroniła rozprawę doktorską zatytułowaną „Kultura edukacji szkolnej w formie zdalnej w obliczu pandemii COVID-19 – pozorna czy realna zmiana?”Problem był naświetlany z perspektywy dwu systemów edukacji: polskiego i angielskiego.

 

Tradycyjnie zapraszamy wszystkich, których ten temat zainteresował, a którzy wczoraj nie mogli śledzić tej ciekawej rozmowy”

 

 

Co nam pozostało po edukacji zdalnej?  –  TUTAJ

 

 

 

 

 

 



Dzisiaj udostępniamy tekst z dawno  nieodwiedzanego bloga Jarosława Blocha „Co z tą edukacją?” Zamieszczamy –bez skrótów – cały zamieszczony wczoraj – 27 marca 2024 r. – tekst, w którym jego autor podjął niecodzienny temat kosztów, jakie nauczyciele, towarzyszący uczniom w konkursach przedmiotowych i olimpiadach:

 

 

                                                                      Kara za wyniki

 

Dziś o problemie, który dotyka szkół osiągających sukcesy. To koszty, które nauczyciele, szkoły, rady rodziców lub opiekunowie muszą ponieść wyjeżdżając z uczniami na finały rozmaitych konkursów. Koszty, które szkoły lub rady rodziców starają się co prawda refundować, naginając czasem rzeczywistość, ale o które trzeba się prosić, a przecież nie powinniśmy się o to prosić. To tak jakby na mistrzostwach świata, przed otrzymaniem medalu przez zawodnika, trener musiał wykonać przelew za to, że może tam być…

 

Wiosna to czas rozstrzygnięć wielu konkursów ogłaszanych w ciągu roku szkolnego. Są wśród nich konkursy lżejsze – plakat, fotka, teścik w sieci etc. Ale są też konkursy duże, olimpijskie i uniwersyteckie, do których przygotowanie trwa długo, a sam finał jest efektem sporej pracy włożonej w przygotowanie do etapów rejonowych i okręgowych. Gdy już nadejdą finały okazuje się, że koszt tych konkursów przerzucony jest częściowo lub w całości na uczestników… Są to koszty przejazdów, noclegów i wyżywienia, a także programu lub szkolenia, który na miejscu zapewnia organizator. Nie powinno tak być. Nie rozumiem dlaczego finał ogólnopolskiej olimpiady przedmiotowej zakłada jedynie refundację kosztów ucznia, a nie tego, kto z uczniem przyjedzie. Tym bardziej, że uczniowie przeważnie nie mają 18 lat…

 

O ile uczniowie mają przeważnie większość wspomnianych rzeczy za darmo, to nauczyciel lub opiekun (czasem z uczniem jedzie rodzic lub inny pracownik szkoły, bo nauczyciel jest w drugiej lub trzeciej pracy…) muszą koszty pokryć i to przeważnie w 100%… Wiadomo, że szkoły są biedne, na wiele rzeczy ich nie stać. Ale czy tak trudno decyzją ministra, kuratora, prezydenta miasta, burmistrza lub wójta w budżetach na edukację zrobić rezerwę na podróż nauczyciela lub opiekuna z uczniem. Taką rezerwę, by ten opiekun po prostu zgłaszał się po środki na pobyt z uczniem pod wskazany adres, a nie każdorazowo prosił się o nie dyrektora lub Rady Rodziców? Albo sfinansować w przypadku konkursów ogólnopolskich pobyt nie tylko ucznia, ale też opiekuna? Firmy, także samorządy, wydają na szkolenia wyjazdowe sporo kasy. Nikt nie każe zwracać za nocleg, wyżywienie i szkolenie. Tylko nauczyciel zostaje w przysłowiowej czarnej dupie.

 

Pieniądze za wyjazdy z uczniem to kolejna czarna dziura w edukacji (po wycieczkach), w którą wpadają nauczyciele. Coś co jest, coś co działa, coś co musimy robić,  ale coś za co się nie płaci… I nie mówię tu o dodatkowych nagrodach, tylko o pieniądzach za pobyt, wyżywienie i szkolenie… A skoro kwestie te reguluje podobno art. 77 Kodeksu Pracy (bo Karta Nauczyciela nie reguluje), to dlaczego nauczyciele każdorazowo muszą walczyć o środki zamiast je po prostu otrzymać?

 

Na dzień dobry otrzymujemy komunikat od organizatora: pobyt, wyżywienie i szkolenie nauczyciela (opiekuna) jest po waszej stronie. Potem uzyskujemy komunikat ze szkoły: pieniędzy nie ma, trzeba pisać pisma, bo może będą, a może nie, a może będzie tylko część. Tak jest. A powinno być w szkole: zgłaszam wyjazd z uczniem na finał olimpiady (konkursu ogólnopolskiego/wojewódzkiego) i kasa powinna popłynąć na wskazane konto. Albo w przypadku finałów najważniejszych konkursów: zapraszamy na finał razem z uczniem, koszty są już pokryte. Widać dobre wyniki pracy są w Polsce karą, jeszcze jednym problemem z którym muszą mierzyć się nauczyciele… Może lepiej odwalić swoje i iść do domu?

 

 

Źródło: www.jaroslawbloch.ovh



Wczoraj (26 marca 2024r.) prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na swoim blogu tekst, dla którego inspiracją był post Tomasza Bilickiego, z jego fejsbukowego profilu, który my upowszechniliśmy już 13 styczni w materiale zatytułowanym: Tomasz Bilicki o dysproporcjach między tym co wolno nauczycielom, a co uczniom. Oto jakimi przemyśleniami, zainspirowanymi tamtym wpisem Tomasza Bilickiego, ponad dwa miesiące po tym jak się on pojawił, postanowił nas obdarować prof. Śliwerski:

 

 

 

                                           Pozytywna vs negatywna dyskryminacja w szkole

 

Tomasz Bilicki jest absolwentem magisterskich studiów na kierunku pedagogika w Uniwersytecie Łódzkim oraz studiów podyplomowych m.in. z psychologii motywacji na Uniwersytecie SWPS, psychotraumatologii na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytetach: Stanforda, w Utrechcie oraz Medycznym Harvarda. Prowadzi zatem od ponad dwóch dekad szeroko zakrojoną działalność oświatową w środowiskach szkolnych i pozaszkolnych oraz poradnianą w pracy z dziećmi i młodzieżą. Należy do tych pedagogów społecznych, którzy usiłują naprawiać, korygować błędy wychowawcze rodziców i nauczycieli. Ich skutkiem są bowiem zaburzenia w rozwoju i codziennym życiu dzieci i młodzieży. Powiększa się grono osób doświadczających fobii i nerwic szkolnych, depresji, chorób psychosomatycznych.

 

Pod tytułem „Dyskryminacja w szkole” dokonał wpisu na Facebooku, który nie zyskał szczególnego poparcia i przekierowania, gdyż – jak sądzę – stanowił zbyt prowokacyjnie wyostrzoną refleksję na temat nierówności uczniów wobec prawa w porównaniu z tym, z jakiego korzystają ich nauczyciele. W naukach społecznych określa się taki stan nierównowagi w relacjach międzyludzkih mianem dyskryminacji pozytywnej. Wynika ona z różnic rozwojowych, kompetencyjnych osób oddziałujących wzajemnie na siebie w jakiejś instytucji, placówce czy środowisku nieformalnym, pozainstytucjonalnym, a które zdaniem m.in. postpedagogów nie powinny być nadużywane.

 

Jeśli dorosłym zależy na tym, by dzieci postępowały zgodnie z pożądanymi normami społecznymi, to  sami powinni być przykładem ich eksternalizacji. Nierówność między dorosłymi a dziećmi jest czymś naturalnym w sensie psychofizycznym, ale to nie oznacza, że można ją wykorzystywać do nieuzasadnionej przewagi nad osobami młodszymi, słabszymi, mniej doświadczonymi, niewykształconymi itp., itd. W sensie ontologicznym uczniowie są równi nauczycielom jako istoty ludzkie, gdyż wszystkim należy się szacunek, ochrona ich godności osobowej.

 

Jeśli wolno nauczycielom coś czynić w szkole – jak pisze o tym T.Bilicki – to nie ma powodu, by odmawiać tego samego ich uczniom. Jednak sytuacja społeczno-prawna jest w przeważającej mierze odmienna dla każdego z tych podmiotów, toteż tak pisze on o dyskryminacji w szkole:

 

„Nie, nie chodzi o uczennice i uczniów, ale o nas – nauczycielki i nauczycieli. Wiem, że to może być wbicie kija w mrowisko, ale nie widzę żadnego uzasadnienia dla następujących nierówności w szkole:

 

Zobacz na Fb profilu Tomasza Bilickiego  –  TUTAJ

 

Studiujący pedagogikę, socjologię edukacji czy psychologię wychowania mają zatem okazję do dyskusji na temat tego, czy i w jakim zakresie wskazane powyżej nierówności są zasadne, potrzebne lub też wprost odwrotnie. 

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com/

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Dawno nie zamieszczaliśmy tekstów Danuty Sterny. Dziś proponujemy lekturę najnowszego – relacjonującego wyniki pewnego eksperymentu:

 

                                       Nauczanie poprzez popełnianie i analizowanie błędów

 

 

 Rysunek: Danuta Sterna

 

W tym wpisie przedstawiam eksperyment polegający na porównaniu dwóch metod nauczania matematyki. Jedna tradycyjna – poprzez rozwiązywanie zadań z nauczycielem, a druga polegająca na wykonaniu samodzielnego sprawdzianu, potem identyfikowanie popełnionych błędów i ich poprawienie.

 

Korzystam z artykułu Jill  Barshay:

 

Wiosną 2016 roku przez kilka tygodni ósmoklasiści z małej szkoły publicznej stowarzyszonej z Uniwersytetem Columbia zgodzili się zostać po lekcjach, aby uczyć się matematyki Przygotowywali się do testu, egzaminu z algebry przeprowadzanego przez stan Nowy Jork.

 

W szkole dzieci pochodziły ze zróżnicowanych środowisk domowych. Wszyscy uczniowie dobrze Radzili sobie z algebrą i nie potrzebowali specjalnej pomocy.

 

Przeprowadzono eksperyment związany z przygotowaniem się uczniów do egzaminu. Jedna grupa przygotowywała się w sposób tradycyjny, z podręcznikiem, gdzie było przedstawionych wiele zdań i z możliwością pomocy ze strony nauczyciela.

 

Druga połowa uczniów przygotowywała się w inny sposób. Pierwszą 45-minutową sesję spędzili na rozwiązywaniu mini testu praktycznego. Nie otrzymali żadnej pomocy i pracowali indywidualnie. Następnego dnia nauczyciele omówili błędy popełnione w teście przez uczniów. Powtórzono ten sposób przygotowania cztery razy – mini test i omówienie błędów.

 

Czas pracy obu grup był taki sam.

 

Następnie obie grupy zamieniły się miejscami. Uczniowie przygotowujący się tradycyjnie – rozwiązywali mini testy i omawiali błędy, a uczniowie z drugiej grupy przygotowywali się z nauczycielem rozwiązując zadania z podręcznika.

 

Nauczyciele pozostawali przy tym samym sposobie przygotowania, więc różnic między tymi dwoma sposobami nie można było przypisać konkretnemu nauczycielowi.

 

„Eksperyment” przeprowadzano przez dwa lata i wzięło w nim udział 175 uczniów.

 

Która metoda zadziałała lepiej?

 

Na pozór efekt był taki sam. Ale była jednak jedna duża różnica. Uczenie się na błędach (nietradycyjne przygotowanie) było dwukrotnie skuteczniejsze uwzględniając czas poświęcony na nauczanie. Nauczyciele w trakcie tradycyjnego przygotowania nauczali cały czas, a w drugim przypadku, tylko w trakcie omawiania błędów.

 

Zauważono:

 

>W nauczaniu poprzez identyfikowanie błędów uczniowie sami je znajdują i są zachęceni do zastanawiania się dlaczego je popełnili. Zalecane są rozmowy w parach i wzajemna pomoc. Sami też uczniowie ustalają, co zrobić w przyszłości, aby takich błędów nie popełniać. W eksperymencie okazało się, że taki sposób nauczania i powtarzania poprawia wyniki testu o 12%.

 

>Nauczyciel, którego uczniowie osiągnęli najsłabsze wyniki w teście (tylko 6% poprawy) charakteryzował się tendencją do wyjaśniania uczniom co zrobili źle i jak mają to poprawić.

 

Warto jeszcze raz podkreślić, że w eksperymencie brali udział bardzo zmotywowani uczniowie, osiągający wysokie wyniki, którym zależało na wynikach egzaminów. Ta metoda może nie zadziałać w przypadku mniej zmotywowanych uczniów, którzy mają trudności w szkole.

 

Warto powtarzać cykl: test, identyfikowanie błędów i upewnienie się, że uczniowie rozumieją, dlaczego błędy popełnili. Eksperyment pokazuje, że zrozumienie swoich błędów jest ważniejsze niż ich poprawianie.

 

Może warto wypróbować taki sposób nauczania?

 

 

 

Źródło: wwww.oknauczanie.pl

 

 

 



Proponujemy dziś (25 marca 2024r.) lekturę tekstu z fejsbukowego profilu Ewy Radanowicz, który pojawił się tam wczoraj:

 

 

 

Dwie lewe ręce …

 

Całkiem niedawno zadzwoniła do mnie Aleksandra Pezda i długo rozmawiałyśmy o przygotowywanym przez nią artykule dla Newsweek. 11-17.03.2024r. pojawił się artykuł pt.”Dwie lewe ręce. Nasze dzieci nie mają podstawowych życiowych umiejętności”

 

Po tym artykule rozdzwonił się mój telefon i dużo częściej dźwięczą komunikatory społecznościowe… Ludzie pytają:

 

-jak to się stało, że zbudowała pani szkołę, w której prace ręczne, artystyczne, projektowe były codziennością dziecka?

 

-jak finansowaliśmy takie zajęcia? taką publiczną szkołę?

 

-jak to możliwe, że odbywało to się w czasie ramowego planu nauczania i planu lekcji?

 

-jak odnajdywali w tym się nauczyciele, uczniowie i zadania szkoły?

 

-jak wyglądał plan lekcji?

 

-jak zacząć? Co powinno być pierwszym krokiem? Jak realizować podstawy programowe?

 

-jakie były efekty naszej pracy?

 

 

Nawiązałam kontakt z osobami z całej Polski i … i poznałam przy tym ciekawych pasjonatów edukacji, którzy na co dzień nie są z nią związani zawodowo! […]

 

Czytaj dalej »