Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

 

Dziś proponujemy dwa teksty, z dwu Fb profil, ale powiązane ze sobą. Pierwszy jest autorstwa Anny Szulc, a drugi prof. Joanny Mytnik –  liderki zespołu Centrum Nowoczesnej Edukacji, działającego w strukturach Politechniki Gdańskiej. Choć jest on adresowany do nauczycieli akademickich, to jego treść ma pełne zastosowanie w edukacji szkolnej. Oto te teksty:

 

 

 

Ocenianie, temat na czasie i bardzo ważny, jak czytanie ze zrozumieniem.

 

Ocena odległości zbliżającego się pojazdu służy człowiekowi do podjęcia decyzji, czy przejść na drugą stronę drogi, czy poczekać.

 

Ocena wartości np. jakiejś rzeczy, pomaga w szacowaniu oceny kupna/sprzedaży tej rzeczy.

Ocena człowieka poprzez wydawanie opinii i stawianie stopnia uniemożliwiającego uczenie się na błędzie, dającego możliwość porównań osiągnięć i tworzenia rankingów w procesie uczenia się, JEST ZAPRZECZENIEM WARUNKÓW SŁUŻĄCYCH DO EFEKTYWNEGO UCZENIA SIĘ.

 

Jest bezprawnym nie respektowaniem prawa człowieka uczącego się, jest traktowaniem nauki, jak konkursu, w którym liczą się wygrani, czyli ci, którzy za cenę odbierania prawa do indywidualizacji i uznania różnorodności innych, są wyróżniani.

 

Prof. Joanno Mytnik – bardzo dziękuję w imieniu tych, którzy doświadczają skutków nieludzkiego podejścia do uczenia się, że stajesz w obronie ludzi, którym dzieje się krzywda, że edukujesz i propagujesz tę bardzo ważna wiedzę.

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/anna.szulc.

 

 

 

 

Poniżej udostępniamy tekst z profilu prof. Joanny Mytnik, który zamieściła na swoim Fb Anna Szulc:

 

 

 

 

Już wiemy, że stopnie nie spełniają przypisywanej im roli w procesie edukacyjnym. Już wiemy, że dotychczasowy model szkoły/uczelni się nie sprawdza.

 

Czytaj dalej »



Oto najnowszy tekst Danuty Sterny z jej nowej strony „OKNAUCZANIE”:

 

Rys. Danuta Sterna

 

5 pytań dla uczniów uczących się nowego materiału

 

Uczniowie stale uczą się czegoś nowego, jednak często już opanowane wiadomości nie łączą się im z nowo poznawanymi. Uczniowie nie wiedzą, po co poznają nowe zagadnienia i jak one wynikają z już poznanych. Jeśli są tylko odbiorcami tego, co jest w programie nauczania, to nie mogą wziąć odpowiedzialności za swoją naukę.

 

W tym wpisie przedstawię pięć prostych pytań, które mogą pomoc uczniom powiązać, to co już znają, z tym co poznają.

 

1. Co mnie w tym zastanawia, jakie mam pytania?

 

Nauczyciel poleca uczniom przejrzenie przygotowanego (krótkiego) materiału dotyczącego nowego tematu i zastanowienie się nad powyższym pytaniem. Warto pozwolić uczniom na wymianę w parach, a potem podzielenie się odpowiedziami na forum klasy.

 

Dzięki temu nauczyciel może zobaczyć, co interesuje uczniów i jak może dalej poprowadzić lekcję. Ważne jest, aby uczniowie mogli swobodnie udzielać odpowiedzi, a nie domyślać się, na czym zależy nauczycielowi.

 

2. Które pojęcia i terminy są dla mnie nowe, a które już rozpoznaję? 

 

Czytaj dalej »



Ostatnie wydarzenia związane z zatrzymaniem i osadzeniem w areszcie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika całkowicie przesłoniły inne tematy, które byłyby podejmowane przez media – w tym także z obszaru edukacji. Oto co udało się nam wyłuskać na „nasz” temat podczas przeglądu stron internetowych polskich mediów:

 

Na prezentowany tekst (i załącznony plik filmowy) trafiliśmy przeglądając materiały zamieszczone na portalu „na:Temat:

 

 

Bunt kleru o religię w szkołach. Prof. Borecki: To rodzice decydują, nie księża

 

Kler próbuje uderzyć w nowy rząd i walczy o dwie godziny religii w szkołach, bo ta ma zostać skrócona do jednej godziny lekcyjnej tygodniowo. – Arcybiskup Depo stwierdził nieprawdę, ponieważ Konkordat nic nie mówi na temat wymiaru tygodniowego nauczania religii katolickiej w szkolnictwie publicznymmówi gość Anny Dryjańskiej w podcaście „poliTYka” prof. Paweł Borecki z wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w dziedzinie prawa wyznaniowego.

 

Wypowiedź arcybiskupa Jędraszewskiego oceniam w kategoriach charakterystycznej dla tegoż hierarchy formy narracji. Arcybiskup Jędraszewski prezentuje teocentryczną wizję świata i życia społecznego. Dopuścił się fatalnego błędu, mianowicie dał się powiązać z jedną formacją polityczną – Prawem i Sprawiedliwością. Może być uważany za kapelana PiS. Swoimi wypowiedziami niewątpliwie antagonizuje społeczeństwo, wywołuje negatywne emocji i wypycha wielu myślących katolików z Kościoła – dodaje prof. Borecki.

 

 

Źródło: www.natemat.pl

 

 

 

 

RELIGIA W SZKOŁACH DO SKRÓCENIA? „TO RODZICE DECYDUJĄ” | Mówi prof. Paweł Borecki | PoliTYka  – plik na YouTube  –  TUTAJ

 

 



W poniedziałek 8 stycznia 2024 roku swoją opinią o pierwszych tygodniach pracy nowego kierownictwa MEN podzielił się na swoim blogu prof. Bogusław Śliwerski. Pamiętając jego teksty z okresu gdy edukacją rządzili poprzedni ministrowie w MEiN, warto zapoznać się z tym tekstem – publikujmy go bez skrótów:

 

 

                                                          Lobbyści w MEN – ignorancja górą

 

Gdyby traktować zapowiedzi ministry i jej wiceministry edukacji w kategoriach powagi deklarowanych zmian w szkolnictwie publicznym, to należałoby obie panie natychmiast odwołać i zlikwidować resort edukacji. Wiadomo, że tego trójkolorowa koalicja nie uczyni, bo przecież nie chodzi tu o jakość kształcenia i wychowania młodych pokoleń, tylko o zachowanie urzędów, a wraz z nimi stanowisk dla kolejnej grupy urzędników.

 

Na podstawie publikowanych wypowiedzi Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer można napisać świetny scenariusz dla kabaretu, bo to, co opowiadają, tylko tam znajduje rację swojego zastosowania. Tak to niestety jest w naszym kraju, że za oświatę publiczną zabierają się osoby, które kierują się, podobnie jak poprzednicy od czasów minionych, sondażami i wpływem różnych lobbystów.

 

Teraz dopiero jest szansa dla wielu osób, by mieć swoje pięć minut w mediach, przypodobać się obu paniom, sugerując, że za nimi stoją tysiące nauczycieli, albo rodziców i zachęcić je do wprowadzenia określonych zmian. Najlepiej wprowadzić je już, natychmiast, bez względu na ich dydaktyczny sens, by opinia publiczna zorientowała się, że w tym resorcie nie traci się na nic czasu, tylko ciężko pracuje, by spełnić w ciągu 100 dni rządzenia obietnice wyborcze.

 

Po raz kolejny okazuje się, że na edukacji, na tym, jak kształcić dzieci i młodzież, zna się każdy, bo przecież każdy kiedyś uczęszczał do szkoły. Dodatkowo jest wielu sfrustrowanych nauczycieli, którzy nie zamierzają rozwijać swoich kompetencji dydaktycznych, tylko oczekują ułatwień w ich trudnej służbie, a więc MEN już zapowiada gotowość do tego, by:

 

-„odchudzić” podstawy programowe kształcenia ogólnego;

– ograniczyć liczbę uczniów w klasie do 18 osób;

-zlikwidować egzamin ósmoklasisty (a może i maturę (?);

-zwiększyć płacę nauczycielską natychmiast o 30 proc. i 33 proc. dla początkujących (naprawdę, to Wam wystarczy?);

-zlikwidować zadawanie prac domowych;

-zlikwidować tzw. „godzinę Czarnkową”;

-usunąć podręcznik HiT;

-zlikwidować lekcje religii;

-zmienić wykaz lektur szkolnych;

-odwołać kuratorów oświaty i zastąpić ich innymi.

 

Co to ma wspólnego z dydaktyką? W sensie naukowym – nic. Totalna ignorancja, dydaktyczny analfabetyzm funkcjonalny. To populizm, z którym ponoć miniona opozycja zamierzała walczyć, by decyzje w strategicznych dziedzinach życia społeczeństwa zapadały na podstawie wiedzy naukowej, kompetentnie.

 

Czytaj dalej »



Wczoraj zamieściliśmy tekst Jarosława Pytlaka z jego opiniami na temat pomysłu likwidacji prac domowych, a dzisiaj (9 stycznia 20244 r.) proponujemy tekst dr Tomasza Tokarza , zamieszczony w minioną niedzielę na jego Fb profilu, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami na temat propozycji zlikwidowania egzaminu ósmoklasisty:

 

 

Postulat likwidacji egzaminu ósmoklasisty jest chwytliwy i ciekawy, niestety jego zwolennicy nie podają żadnej sensownej alternatywy, w jaki inny sposób mogłaby się odbyć rekrutacja do szkół średnich.

 

Rozważmy kilka potencjalnych rozwiązań:

 

a) konkurs świadectw? – jeśli o dostaniu się do szkoły miałyby decydować oceny na świadectwie to wyobraźcie sobie te walki w szkole w oceny. Z jednej strony monopolistyczna pozycja nauczyciela wystawiającego stopnie, z drugiej te naciski na niego, by zmienić cyferkę.

 

Albo te masowe przenoszenia dziecka w 8 klasie do szkoły, która ma liberalne podejście do ocen i daje wszystkim szóstki.

 

W szkołach nie ma ujednoliconych systemów wystawiania ocen (w niektórych można dostać szóstkę za ładny uśmiech, w innych trzeba się solidnie napracować na 3), zatem taki model byłby niesprawiedliwy wobec tych, którzy chodzą do szkół, gdzie trudniej o wysokie oceny.

 

b) rozmowa kwalifikacyjna? – tu pojawiają się dwa problemy.

 

Po pierwsze, znany problem przyjmowania krewnych i znajomych królika. Telefony do szkół “musicie przyjąć tego i owego”.

 

Po drugie, nawet jeśli udałoby się wprowadzić jakieś zobiektywizowane kryteria rozmowy tu co w sytuacji, jeśli do danego liceum zgłosi się np. 1500 kandydatów. Jeśli nie chcemy uprawiać fikcji, to sensowna rozmowa kwalifikacyjna przy trzyosobowej komisji zajmie minimum 20 minut. Nawet przy założeniu pracy codziennie przez 8 godzin daje to ponad 60 dni roboczych rekrutacji. Można dać więcej komisji, ale tu znowu pojawia się problem znalezienia chętnych, którzy poświęcą kilka tygodni tylko na rekrutowanie.

 

c) Zanonimizowane pisemne egzaminy kwalifikacyjne? – okej, ale dochodzi tu problem stworzenia takich egzaminów przez szkoły i ich sprawdzania. Znowu mamy 1500 kandydatów. Kto to będzie sprawdzał? No i w takim ujęciu, czym to de facto będzie się różniło od egzaminu ósmoklasisty i czy komisje szkolne zrobią egzaminy bardziej profesjonalne niż te, które tworzy przez miesiące CKE?

 

A jak uczeń chce mieć większą pewność rekrutacji to będzie podchodził do takiego egzaminu w 5-20 szkołach?

 

Wydaje mi się, że egzamin w obecnej formule jest najprostszym i najsprawiedliwszym sposobem na rekrutację. Nie mam złej opinii o tym egzaminie.

 

Czytaj dalej »



Oto obszerne fragmenty artykułu Moniki Sewastianowicz, zamieszczonego 6 stycznia 2024 r. na portalu Prawo.pl. Wyróżnienie fragmentów teksty pogrubieniem czcionek lub podkreśleniem – redakcja OE:

 

 

Koniec z zagrożeniem z plastyki? Resort rozważy zniesienie niektórych ocen

 

Foto: www.prawo.pl/oswiata/

 

W szkole powinno być więcej plastyki, techniki i muzyki, ale nie powinny być one oceniane. Podobnie zresztą, jak wf – takie postulaty padły w odpowiedzi na pytanie wiceminister edukacji Izabeli Ziętki, która wskazała, że resort tę i inne propozycje rozważy. Oceny z tych przedmiotów od dawna wywołują kontrowersje, bo w sporej części zależą od predyspozycji ucznia, na które nie ma on większego wpływu.

 

Drodzy, wiemy wszyscy, że edukacja potrzebuje zmian, nie tyle rewolucyjnych, co ewolucyjnych. Wiemy też, że żadnych zmian nie dokonamy bez Was, bez Waszych pomysłów, zaangażowania, bez współpracy, dlatego dziś chciałabym otworzyć dyskusję o tym, co w naszej edukacji jest świetne, a co wymaga korekty na jużwskazała wiceminister edukacji w poście na Facebooku. W odpowiedzi pojawiło się wiele pomysłów, w tym właśnie zniesienie ocen z plastyki, techniki i WF.

 

Jednym z postulatów, które zgłoszono w odpowiedzi na pytanie wiceminister Ziętki, było zwiększenie liczby godzin muzyki, plastyki, techniki i wf. Wskazywano, że pozwalają one obniżyć poziom stresu, dowartościować się i rozwijać motorykę. Jednak, jak podkreślano, zniknąć powinny tradycyjne oceny z tych przedmiotów, bo są zbędne i – ze względu na zróżnicowany poziom zdolności uczniów – mocno niesprawiedliwe. Nie pomaga też fakt, że zdarza się, że zajęcia z tych przedmiotów polegają na uczeniu się życiorysów malarzy czy kompozytorów, co – choć zapewne zwiększa poziom wiedzy ogólnej – to niespecjalnie przyczynia się do rozwoju zdolności manualnych uczniów czy rozwijania innych obszarów mózgu, niż części odpowiadające za pamięć.

 

Jednocześnie przez to, że przedmioty artystyczne i wf ocenia się tak samo jak pozostałe, nie są szczególną przyjemnością dla uczniów, którym natura poskąpiła talentu do śpiewania lub rysowania i pewnego pułapu, nawet ćwicząc, nigdy nie przeskoczą. Choć eksperci podkreślają, że oceny w szkole powinny być kwestią drugorzędną, to w praktyce tak nie jest – uczniowie i rodzice wciąż kładą na nie duży nacisk. Zresztą nie bez powodu, skoro niskie noty z przedmiotów artystycznych mogą pozbawić kogoś szans na otrzymanie świadectwa z wyróżnieniem, co przełoży się na punkty przy rekrutacji do liceum. Nie wydaje się to odstresowującym i rozwijającym rozwiązaniem. Według par. 9 rozporządzenia o ocenianiu, klasyfikowaniu i promowaniu uczniów przy ustalaniu oceny z wychowania fizycznego, techniki, plastyki i muzyki należy przede wszystkim brać pod uwagę wysiłek wkładany przez ucznia w wywiązywanie się z obowiązków wynikających ze specyfiki tych zajęć, a w przypadku wychowania fizycznego – także systematyczność udziału ucznia w zajęciach oraz aktywność ucznia w działaniach podejmowanych przez szkołę na rzecz kultury fizycznej. […]

 

Stopień nic nam nie mówi

 

Tyle że sama trójka czy szóstka ma wątpliwy walor informacyjny. – Zarówno jako ekspertka edukacji, jak i jako matka, uważam, że nadmierną wagę przywiązujemy do ocen w naszym systemie edukacji. – mówi Prawo.pl  Dorota Łoboda, prezeska fundacji Rodzice Mają Głos, posłanka Koalicji Obywatelskiej. Zbyt często stają się one celem samym w sobie, więc zmiany dotyczące zniesienia ocen z plastyki, muzyki czy wf można rozważyć. Myślę jednak, że wszystko to powinno być elementem ogólnej, ewolucyjnej zmiany w sposobie myślenia i oceniania. Należy przemyśleć choćby to, czy likwidujemy oceny w ogóle, czy np. przechodzimy na oceny opisowe – podkreśla. Dodaje, że jest zwolenniczką jak najszerszego stosowania oceniania kształtującego i ocen opisowych, bo dają one informacje zwrotne zarówno dziecku, jak i rodzicowi. Takiej funkcji – jej zdaniem – nie spełniają oceny w formie stopnia. […]

 

Również Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, uważa, że warto przemyśleć zniesienie ocen z przedmiotów artystycznych czy WF. – Tak naprawdę uważam, że nie są one same w sobie złe czy dobre, bo o ile jednym faktycznie mogą obniżać średnią, to innym ją podwyższają, więc są uczniowie bardzo zadowoleni z tej możliwości. Ale czy widzę sens upierania się przy nich? W zasadzie nie bardzo – oczywiście można tu argumentować, że zniesienie ocen sprawi, że nikt nie będzie miał motywacji, by uczęszczać na te przedmioty. Ja tak jednak nie uważam, sam uczyłem techniki i wiem, że uczniowie chętnie uczestniczą w zajęciach, jeżeli są one ciekawe i rozwijające – podkreśla. – Technika, plastyka czy muzyka to ważne przedmioty, bo rozwijają mózg, percepcję ucznia. Pomagają dostrzec mocne i słabe strony ucznia, które nie uwidaczniają się podczas nauki innych przedmiotów. Przykładowo na technice czasem wyraźniej widać, czy uczeń ma talent matematyczny, bo projektowanie jakiegoś przedmiotu, zmusza go nagle do wykonywania obliczeń, których na matematyce nie robi – wskazuje. Dodaje, że OSKKO postuluje zniesienie w szkołach podstawowych innych ocen, niż te opisowe. – Z drugiej strony chciałbym przestrzec przed uleganiem presji czasu i zmienianiem przepisów bez odpowiedniej dyskusji i bez pozostawienia dyrektorom i nauczycielom czasu na ich wdrożenie. Nie wszystko musi wejść w życie już 1 września tego roku – podsumowuje.

 

 

Cały tekst „Koniec z zagrożeniem z plastyki? Resort rozważy zniesienie niektórych ocen”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 

 



Do nurtu publikacji, podejmujących tematy związane z oczekiwanymi zmianami w szkolnictwie, których znakomita większość Polek i Polaków oczekuje po nowych władzach  Ministerstwa Edukacji, dołączył wczoraj (7 stycznia 2024 r.)  Jarosław Pytlak, zamieszczając tekst, którego tytuł mówi wszystko o czym to jest. Oto jego wybrane (subiektywnie) fragmenty i link do jego pełnej wersji na blogu „Wokół Szkoły”. Wyróżnienie wyrazów pogrubioną czcionką lub podkreśleniem – redakcja OE:

 

 

O pracach domowych bez emocji i z dystansem do polityki

 

Zapowiedziana przed wyborami przez opozycję likwidacja prac domowych w szkołach podstawowych wzbudziła wiele kontrowersji. Jako że jednak dotrzymywanie obietnic stało się ostatnio naczelną cnotą politycznych zwycięzców, nowa władza musi teraz zmierzyć się z tym problemem. Nie jest łatwo, o czym może świadczyć ograniczenie pierwotnej, kategorycznej zapowiedzi jedynie do pierwszego etapu edukacyjnego.Wiceministra Katarzyna Lubnauer obwieściła mianowicie w noworocznym wywiadzie dla Radia ZET, że trwają prace nad rozporządzeniem, które wprowadzi zakaz zadawania prac domowych nie w całej podstawówce, a tylko w jej najmłodszych klasach. Jak wyjaśniła: „W klasach I-III te prace domowe nie mają sensu. Takie dziecko samodzielnie pracy domowej nie rozwiąże. Realnie to nie jest zadanie tylko dla dzieci, ale i dla rodziców”. Co do starszych klas, mowa była jedynie enigmatycznie, o „ograniczeniu”.

 

Z całym szacunkiem dla pani Lubnauer, nie jest ona autorytetem w zakresie edukacji wczesnoszkolnej, nie stała się nim także z racji objęcia funkcji ministerialnej. Nie powinna zatem z taką pewnością głosić tez, które są co najmniej dyskusyjne. Rozumiem wymogi logiki politycznej, ale istnieje cały szereg powodów, żeby raz jeszcze rozważyć sensowność wprowadzenia jakiegokolwiek zakazu w rzeczonej kwestii. Mimo świętości obietnicy wyborczej. Problem ma kilka różnych aspektów, które postaram się tutaj przedstawić, wskazując na koniec możliwość w miarę łagodnego wybrnięcia z obecnej sytuacji.[…]

   

Fundament błędu, czyli pomieszanie porządków

 

Zacznijmy od tego, że w całej sprawie zachodzi pomieszanie dwóch porządków: politycznego i merytorycznego (pedagogicznego).Wyłonieni w wyborach politycy mają wpływ na kształt i funkcjonowanie systemu edukacji. Mogą określać jego strukturę, sposób i zakres finansowania, warunki zatrudniania pracowników, system certyfikowania osiągnięć za pomocą egzaminów zewnętrznych i cały szereg innych regulacji, dotyczących organizacji i sposobu działania instytucji oświatowych. Natomiast ich wpływ na funkcjonowanie społeczności szkolnych, w tym, między innymi, na sposób nauczania, powinien być ograniczony pewną autonomią tychże społeczności oraz samych nauczycieli, niezbędną w ich z natury twórczej pracy. Próba prawnego uregulowania kwestii metodycznej, przynależnej materii pedagogiki, stanowi wyjście poza sferę kompetencji polityków.[…]

 

 „W klasach I-III te prace domowe nie mają sensu”

 

To pryncypialne stwierdzenie pani minister nie jest poparte rzeczowymi, potwierdzonymi naukowo argumentami. Owszem, brakuje najnowszych badań na ten temat, ale jest choćby ogólnodostępny artykuł przeglądowy Piotra Kowolika „Praca domowa w procesie nauczania-uczenia się uczniów klas początkowych : rekonesans badawczy”, z roku 2006, który wszechstronnie naświetla problem. Można również sięgnąć do wspomnianej w tym artykule książki W.Puśleckiego „Praca domowa najmłodszych uczniów” (Wyd. Impuls, Kraków 2005). Prezentuje ona badania, z których wynika, że istnieją zarówno negatywne, jak pozytywne przykłady stosowania zadań domowych, a tych ostatnich jest statystycznie zdecydowanie więcej.

 

Z pozycji nowszych warto zapoznać się z prezentacją Michała Sitka z IBE „Prace domowe w polskiej szkole”, które przedstawia bardziej całościowy obraz sytuacji, wskazuje błędy metodyczne, ale nie sugeruje w konkluzji rezygnacji z tej formy nauki. Oczywiście można słusznie wskazać, że w ostatnich latach nastąpiły burzliwe zmiany, które mogą wymagać rewizji metodyki nauczania. Być może  wykonane obecnie badania przyniosłyby taką właśnie rekomendację. Należy je zatem przeprowadzić, a nie z góry przyjmować tezę za prawdziwą.[…]

   

„Takie dziecko samodzielnie pracy domowej nie rozwiąże”.

 

Czytaj dalej »



W czasopiśmie „E-mentor” – nr 4(81) z 2019 roku znaleźliśmy bardzo aktualny – mimo czasu, jaki upłynął od daty jego publikacji – tekst, którego obszerne fragmenty zamieściliśmy poniżej.

 

 

E-mentor” to recenzowane czasopismo naukowe wydawane przez Szkołę Główną Handlową w Warszawie oraz Fundację Promocji i Akredytacji Kierunków Ekonomicznych. Misją czasopisma jest przyczynianie się do rozwoju i doskonalenia systemu edukacji. Powyżej okładka 4 numeru z 2019 roku

 

 

 

Tradycyjna czy twórcza – jaka jest polska szkoła?

Barbara Kurowska*, Kinga Łapot-Dzierwa**

 

[…]

 

Wprowadzenie

 

Artykuł ma na celu ukazanie, w jaki sposób postrzegana jest polska szkoła. Czy bliżej jej do tradycyjnej czy rowidowskiej twórczej? Po krótkiej charakterystyce obydwu wymienionych, zaprezentowano część wyników badań, dotyczących postrzegania polskiej szkoły, przeprowadzonych wśród studentów kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna II roku studiów magisterskich. Zaprezentowano również wizerunek szkoły kreowany w mediach, wskazując aspekty najczęściej poddawane krytyce.

 

Postulat rozwijania kreatywności człowieka od wielu lat głoszony jest przez przedstawicieli psychologii edukacyjnej, psychologii twórczości, pedagogiki ogólnej, a szczególnie pedagogiki twórczości. Autorzy tego postulatu podkreślają pozytywną rolę twórczej aktywności jednostki w odnoszeniu sukcesów nie tylko w szkole, ale we wszystkich dziedzinach działalności w życiu dorosłym, w osiąganiu poczucia dobrostanu psychicznego i społecznego, a także w procesie samorealizacji (Uszyńska-Jarmoc, 2011, s. 14).

 

Nie od dzisiaj nawołuje się także do realizowania idei „edukacji jako działalności twórczej”, która skupia wokół siebie szczegółowe koncepcje pedagogicznego kreacjonizmu – ideologie twórczego ucznia, twórczego nauczyciela i szkoły jako twórczej organizacji (Schulz, 1996, s. 11). Geneza tych poglądów sięga daleko w przeszłość, ale w kontekście zmian zachodzących we współczesnym świecie idea ta wydaje się szczególnie aktualna i niezbędna do realizowania.

 

Współczesność wymaga od nas powrotu do urzeczywistniania:

 

>idei ucznia twórczego – aktywnego, samodzielnie podejmującego oraz kreatywnie realizującego różnorodne, nowe i założone zadania edukacyjne, sprzyjające rozwojowi jego osobowości;

 

>idei twórczego nauczyciela – posiadającego kreatywny stosunek do swojego zawodu i przygotowującego wychowanków do planowania własnego rozwoju;

 

>koncepcji szkoły jako organizacji twórczej, w której uczenie dominować będzie nad nauczaniem, a potrzeby i zainteresowania uczniów, a nie jedynie wymogi programowe, wyznaczałyby kierunek działań edukacyjnych.

 

Działalność współczesnej szkoły nie może być skierowana na uzyskanie „produktu standardowego” (Schulz, 1996, s. 18), przekazanie wszystkim uczniom tych samych wiadomości, ukształtowanie u nich tych samych umiejętności, bez względu na ich indywidualne cechy, zainteresowania i oczekiwania. Rozwijanie kreatywności i stymulowanie aktywności twórczej dzieci i młodzieży, wychowanie człowieka innowacyjnego, potrafiącego prowadzić twórczy styl życia, to kluczowe działania niezbędne, by przygotować uczniów do sprostania wyzwaniom XXI wieku (Denek, 1999, s. 14-15; Szmidt, 2007, s. 232). Czy współczesna szkoła, w swej obecnej postaci, jest w stanie zrealizować te zadania?

 

[…]

 

Dlaczego dzisiejsza szkoła nie bywa twórczą?

 

Współczesny system szkolnictwa krytykowany jest niemal przez każdego: uczniów, rodziców, a nawet nauczycieli. Krytyka ta sprowadza się m.in. do kwestii braku atrakcyjności szkoły dla uczniów, przedmiotowego ich traktowania, wyobcowania społecznego, niedofinansowania szkół, niskich kwalifikacji nauczycieli, przeładowanych programów (co niesie za sobą konieczność spędzania przez uczniów coraz większej ilości czasu na nauce w szkole i poza nią), narastającej biurokracji. Jak twierdzą Krzysztof Szmidt i Edward Nęcka: „wszystko to rodzi wizję szkoły jako niepokojącego mrowiska, bez perspektyw rozwojowych, mało implikatywnego i wyrażanego mało kreatywnym językiem” (za: Barska, 2012, s. 54). W takiej przestrzeni nie dziwi nagradzanie szybkości myślenia kosztem refleksyjności, powrót koncepcji szkoły, która nie uczy, jak się uczyć, a premiuje te standardowe wytwory uczniów, które poddają się łatwej i bezdyskusyjnej ocenie (Barska, 2012, s. 54).

 

Dlaczego współczesna szkoła nie bywa szkołą twórczą? Może jest to związane ze zbytnią koncentracją nauczycieli na realizacji programu, z brakiem czasu na innowacyjne działania, ze sztywnym rozumieniem autorytetu nauczyciela, ze słabą orientacją nauczycieli w możliwościach i zdolnościach swoich wychowanków, z wyróżnianiem za dobre i wierne odtwarzanie treści programowych? Może z dążeniem nauczycieli głównie do przekazywania wiedzy gotowej, obiektywnej, encyklopedycznej, czego konsekwencją jest brak zaangażowania uczniów, niechęć do kreatywnego myślenia i dochodzenia do mniej oczywistych koncepcji. Bogusław Śliwerski, zwracając uwagę na cztery grupy błędów współczesnej edukacji i towarzyszących im negatywnych zjawisk, podkreśla zły system kontroli i oceniania powodujący, że szkoły „stają się niedowartościowanych jednostek, osób o zaniżonej samoocenie, lekceważących w następstwie tego procesu znaczenie zdobywania wiedzy” (Śliwerski, 2008, s. 37).

 

Według Janiny Uszyńskiej-Jarmoc można wskazać kilka cech/przeszkód, które wpływają na kształt współczesnej edukacji i nie do końca pozwalają szkole stać się twórczą:

 

Czytaj dalej »



Asia Krzemińska napisała w czwartek 4 stycznia 202 roku na swoim „Zakręconym Belfrze” taki oto, bardzo aktualny w dzisiejszej sytuacji naszej oświaty, tekst:

 

 

Na tapecie: prace domowe, godziny czarnkowe, odchudzenie podstawy programowej, egzaminy i wynagrodzenie nauczycieli. Sama śmietanka tematów, które mogłoby się wydawać ważne, by szkoła poszła do przodu. A jednak…

 

Mam poczucie powierzchowności dotykanych kwestii. Po trochu o wszystkim, czyli tak naprawdę, o czym? Wciąż umyka nam fakt, że żadna ustawa czy rozporządzenie nie zmieni ludzkiej mentalności. I że nie istnieje jeden przepis na to, jak tworzyć przestrzeń sprzyjającą rozwojowi młodego człowieka. Zatem mniejsze znaczenie zaczyna mieć fakt zadania pracy do wykonania w domu, w obliczu jakości i celowości zadania. Nie tak ważna jest liczba książek do przeczytania, jak istotna treść i język samej opowieści oraz możliwości dyskusji nad jej aktualnością i uniwersalnych charakterem. Ale może się mylę…

 

Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że mam ochotę stać się niedźwiedziem polarnym i przespać cały ten chaos. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi nieustanne zmęczenie (choć przecież ledwie trzy dni byłam w pracy po wolnym). Zamiast zakasać rękawy i brać się do roboty, kierować ku nowemu, wspierać, budować i pokazywać drogi, którymi można pójść, mam ochotę zawinąć się w kocyk i przezimować.

 

Powiedzcie, że też tak macie…

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/zakrecony.belfer/

 

 



Oto obszerne fragmenty najnowszego tekstu Danuty Sterny, zamieszczonego na stronie „OKnauczanie”:

 

 

Ten wpis jest poświęcony badaniom nad teorią – Nastawienie na rozwój.

 

Rysunek: Danuta Strtrna

 

Najkrócej można powiedzie, że nastawienie na rozwój zakłada, że człowiek nie rodzi się z określonym poziomem inteligencji, tylko wkładając wysiłek, można inteligencję rozwijać.

 

W szkole można przekonywać uczniów, że mogą rozwijać swoją inteligencje, albo można zakładać, że nie można z tym nic zrobić.

 

Przedstawiam wnioski po przeczytaniu artykułu Jill Barshay dotyczącego różnych wyników badań edukacyjnych na ten temat. Dla mnie był to bardzo ciekawy artykuł, gdyż pokazuje względność badań i ich zależność od różnych uwzględnianych czynników. Dobrze, że przeprowadzane są badania, ale nawet wśród badaczy mogą być różnice zdań. Moim zdaniem warto przeprowadzać mini badania we własnym zakresie, aby dowiedzieć się, co służy uczniom, których uczymy.

 

Jesienią 2022 r. w czasopiśmie Psychological Bulletin opublikowano dwie metaanalizy na temat nastawienia na rozwój. Doszły one do przeciwnych wniosków na temat jednego z najpopularniejszych obecnie pomysłów w edukacji.

 

Wciągu ostatnich 15 lat zainwestowano wiele pieniędzy i wysiłku, aby promować w szkołach „nastawienie na rozwój”, czyli przekonanie, że inteligencja jest plastyczna i może się poprawić dzięki wkładanej pracy. Ostatnie dwie publikacje w czasopiśmie Psychological Bulletin dochodzą jednak do sprzecznych wniosków. Każde z badań jest metaanalizą, co oznacza, że zbierają najlepsze badania na dany temat i wyciągają wnioski na podstawie statystyk. Jak to możliwe, że dwa badania, które ukazały się w odstępie zaledwie trzech tygodni od siebie w Biuletynie Psychologicznym  doszły do ​​przeciwnych wniosków? Kto ma zatem rację?

 

To pytanie jest obecnie gorącym tematem w psychologii edukacyjnej. Uczeni debatują na ten temat. Komentarze można przeczytać pod linkiem.

 

Teoria nastawienia na rozwój została opracowana przez psycholog z Uniwersytetu Stanforda – Carol Dweck, i została opisana w jej książce w 2006 roku „Mindset: The New Psychology of Success”. Dweck wyjaśniła w niej, że uczniowie, którzy wierzą, że ich inteligencja może się zmienić i rozwijać, są bardziej zmotywowani do nauki, podejmują większe wyzwania i są bardziej wytrwali.

 

Dzięki takiemu podejściu nauczyciele częściej doceniają wysiłek uczniów włożony w uczenie się. Koncepcja jest obecnie powszechnie akceptowalna w szkołach w USA, trafia nawet do podręczników. Uczeni badali, jak bardzo nastawienie na rozwój naprawdę pomaga uczniom.

 

I opinia

 

Jeden zespół złożony z siedmiu badaczy, kierowany przez Jeni Burnette, psycholog z North Carolina State University, odkrył, że wyniki z 53 badań (w latach 2002 – 2022) były bardzo zróżnicowane. Czasami uczniowie bardzo korzystali, a czasami nie, w kilku przypadkach wręcz nie odnosili korzyści. W swojej końcowej analizie Burnette i jej współpracownicy doszli do wniosku, że interwencje nastawione na rozwój są pomocne dla niektórych uczniów, ale nie dla wszystkich. Najwięcej korzyści odnoszą uczniowie osiągający słabe wyniki i znajdujący się w niekorzystnej sytuacji. Uczniowie osiągające wysokie wyniki zazwyczaj nie skorzystali z tych interwencji. Jednak stwierdzono pozytywny wpływ na wyniki w nauce, zdrowie psychiczne i funkcjonowanie społeczne, zwłaszcza u uczniów, którzy odnosili korzyści z interwencji nastawionych na rozwój. […]

 

II opinia

 

21 dni później, 3 listopada, to samo czasopismo opublikowało konkurencyjną metaanalizę, z której wynika, że ​​interwencje nastawione na rozwój nie były w ogóle skuteczne.  Psychologowie z Case Western Reserve University Brooke Macnamara skrytykowali większość z 63 badań, które znaleźli, jako źle zaprojektowanych lub stronniczo przeprowadzonych przez naukowców, którzy są zwolennikami nastawienia na rozwój.[…]

 

III opinia

 

Elizabeth Tipton – statystyk z Northwestern University, 7 listopada, zadeklarowała, że pochlebna metaanaliza była poprawna, czyli, że nastawienie na rozwój sprawdza się w przypadku osób osiągających niskie wyniki. Uważa ona, że nie można uogólniać wniosków z badań różnych grup uczniów. Tipton porównuje takie działanie do stosowania pestycydów w ogrodzie. Jedne pestycydy mogą pomoc w uprawie pomidorów, ale nie pomagają w rozwoju sałaty, a bazylii mogą wręcz zaszkodzić. Gdybyśmy patrzyli tylko na pomidory, to widzielibyśmy korzystny wpływ, ale w stosunku do innych roślin niekorzystny.

 

Tipton ponownie przeanalizowała wszystkie dane z badań, które wybrała Macnamara, stosując metodologię z pierwszej metaanalizy Burnette i powtórzyła pozytywne wyniki dla uczniów pochodzących z rodzin o niskich dochodach i jednocześnie osiągających słabe wyniki. W analizie wzięto teraz pod uwagę więcej wyników badań niż w 2016 roku.

 

Naukowa debata trwa i dotyczy znacznie więcej niż tylko metodologii; chodzi o to, czy teoria nastawienia na rozwój jest korzystna dla uczniów. […]

 

Krytycy teorii kwestionują również to, czy poprawa nastawienia na rozwój rzeczywiście poprawia osiągnięcia akademickie uczniów. Wiele eksperymentów wykazało, że stopnie uczniów mogą się poprawić po zastosowaniu pewnych interwencji, nawet jeśli ich sposób myślenia na temat nastawienia na rozwój nie zmienił się.

 

Problem polega na tym, że interwencje ukierunkowane na nastawienie na rozwój rzadko koncentrują się wyłącznie na nim, często łączą je z innymi pomocnymi wskazówkami, takimi jak zachęcanie uczniów do ciężkiej pracy, wyznaczanie celów i stosowanie strategii w obliczu wyzwań. Być może zastosowanie tych wskazówek daje efekty, a nie samo tylko nastawienie na rozwój.

 

Zwolennicy teorii uważają, że sama zmiana sposobu myślenia nie przyniesie wiele sama w sobie. Zmiana przekonań jest skuteczna tylko wtedy, gdy jest połączona z produktywnymi sposobami wprowadzenia w życie nastawienia na rozwój. […]

 

Pojawia się coraz więcej dowodów na to, że te krótkie interwencje online mogą przekonać nastolatków osiągających słabe wyniki, by uwierzyli w siebie i swoją zdolność uczenia się. Zmiana sposobu myślenia nie zlikwiduje luki w osiągnięciach; to nie jest czarodziejska  różdżka.

 

 

Cały tekst „Ten wpis jest poświęcony badaniom nad teorią – Nastawienie na rozwój”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl