Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Wczoraj (31 stycznia 2024 r.)  – co nie jest niespodzianką – w „Akademickim Zaciszu”  można było śledzić przebieg kolejnej wymiany myśli – tym razem z nowego cyklu poświęconych edukacyjnemu procesowi inkulturacji i personalizacji. Do tej rozmowy – na temat „Czy twórczości można się nauczyć” prof. Roman Leppert zaprosił prof. dra hab. Krzysztofa Szmidta – kierownika Katedry Edukacji Artystycznej i Pedagogiki Twórczości na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, autora – m. in. – pierwszego polskiego podręcznika akademickiego Pedagogika twórczości„.

 

Oto możliwość  wysłuchania i obejrzenia tej rozmowy o dogodnej  porze przez tych wszystkich, którym wczoraj ona umknęła:

 

 

 

Czy twórczości można się nauczyć?  –  TUTAJ

 

 

 

 

 



Przeglądając dziś zasoby Internetu w poszukiwaniu tekstu, który zasługuje na jego upowszechnienie na OE, trafiliśmy na najnowszy post na blogu PEDAGOG, który został tam zamieszczony przez prof. Bogusława Śliwerskiego już z dzisiejszą datą, czyli po północy. Jako że nawiązuje do „gorącego tematu” mijającego tygodnia – zamieszczamy go bez skrótów:

 

 

 

„Wywiad” z francuskim psychopedagogiem na temat wychowania

i rezygnacji z zadawania prac domowych

 

„Spotykam się” z francuskim pedagogiem, profesorem Uniwersytetu w Caen, autorem tak znakomitych rozpraw z psychologii pedagogicznej, jak m.in:  Psychopédagogie des moyens audiovisuels dans l’enseignement du premier degré, Paris, (1964); Éducation nouvelle et monde moderne, Paris, (1966); L’apprentissage de la lecture, Paris, (1966);  Introduction aux sciences de l’éducation, Delachaux et Niestlé, UNESCO, (1985); Pédagogie générale, Paris, PUF, 1991; La psychopédagogie, Paris, PUF, « Que sais-je ? », no 2357, 5e édition, (2002); Psychologie de l’éducation, Paris, (2011), by zapytać go o kwestie wychowania i kształłcenia, w związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej postulatami wprowadzania powyborczych zmian w edukacji. Moim „rozmówcą” jest autor jednej z powyższych rozpraw – Gaston Mialaret:

 

Interiwer:Panie Profesorze, jest tak wiele koncepcji pedagogicznych na świecie. Jak radzą sobie z tym nauczyciele i zarządzający edukacją?

 

G.M.: Rzeczywiście, ci, którzy powinni otrzymać wykształcenie w tym zakresie, pełni są wątpliwości, a władze publiczne, niekompetentne raczej z powodu ignorancji niż złej woli, nie chcą angażować się w żadnym określonym kierunku, przekonane, iż dadzą w ten sposób dowód swej mądrości. 

 

Interviewer: No właśnie. Mamy w kraju poważne problemy wychowawcze, a niektórzy nie Wiedzą, czym jest wychowanie i czy jest im do tego potrzebna pedagogika?

 

G.M.: Mnie odpowiada definicja wychowania socjologa Durkheima: „Wychowanie jest oddziaływaniem pokoleń dorosłych na te, które nie dojrzały jeszcze do życia społecznego”. Wychowanie jako oddziaływanie jednej osobowości na inne, jako tworzenie kontaktów psychicznych między istotami ludzkimi, mieści się w dziedzinie sztuki – jest sztuką stwarzania warunków sprzyjających działaniu zapewniającemu rozwój jednostki w określonym kierunku, sztuką posługiwania się pewnymi technikami oddziaływania, sztuką sterowania ku określonym celom, które mamy na względzie. 

 

I:To nie jest łatwo być pedagogiem, wychowawcą, skoro oczekuje się od tych osób bycie sztukmistrzami.

 

G.M.: Precyzując jasno naszą myśl, odróżniamy wyraźnie wychowanie, które samo przez się wkracza w sferę sztuki, wnikliwości i intuicji, od badania faktów pedagogicznych, które może ipowinno być prowadzone metodami uznanymi przez nas za metody naukowe. 

 

I:Czego powinniśmy oczekiwać od nauczyciela-wychowawcy?

 

G.M.: Dwa najważniejsze czynniki sytuacji pedagogicznej to dziecko i nauczyciel. Znajomość pierwszego jest nieodzowna dla drugiego, jeśli chce on skutecznie na nie oddziaływać (…), tak więc nauczyciel godny tego miana nie może lekceważyć podstawowych pojęć z zakresu biologii i współczesnej psychologii rozwojowej.  Oczywiste jest, że niezależnie od wszelkich wiadomości teoretycznych powinien on posiadać jeszcze to, co chętnie nazwalibyśmy „zrozumieniem dziecka”. Wszyscy jednak wiemy, że ta intuicyjna, podstawowa wiedza, z pewnością niezbędna, wcale nie jest wystarczająca. Aby nauczyciel żyjący w środowisku dziecka i w kontakcie z innymi dorosłymi (rodzicami uczniów i kolegami) mógł uświadomić sobie rolę, jaką odgrywa jego osobowość w całokształcie sytuacji pedagogicznej, powinien posiąść znajomość pewnych pojęć z zakresu psychologii ogólnej i psychosocjologii. 

 

I:Politycy władzy zamierzają odstąpić od zadawania uczniom prac domowych, gdyż obiecali to swoim wyborcom. Co Pan sądzi o takim podejściu do zmian w edukacji szkolnej? Czy to zmieni sytuację naszych uczniów?

 

G.M.: Jak można wyjaśnić nieuwagę dziecka, jeśli się nic nie wie o jego biologicznym zmęczeniu, o tempie jego aktywności, o poziomie zainteresowań intelektualnych, o pobudkach, o atmosferze domu rodzinnego i o trudnościach, jakie dziecko napotyka we współżyciu z osobami bliskimi?  Nauczyciel powinien więc znać dokładnie różne stadia rozwoju, aby zrozumieć wszystkie reakcje dziecka, aby niektóre z nich akceptować, a inne modyfikować i aby wiedzieć jakie może mu stawiać wymagania w związku z wprowadzeniem nowego materiału. 

 

I:Czy to znaczy, że rozporządzeniem ministry zapewni naszym uczniom lepsze warunki uczenia się?

 

G.M: Prawa zmęczenia, przyswajania, okresów powtarzania leżą wszak u podstaw wszystkich metod, technik i sposobów wychowawczych. Główne prawa percepcji i poznawania świata przez dziecko, ogólne zasady rządzące motywacją i rozwojem zachowania się ludzi powinny stanowić dla nauczyciela wartościowe i żywe wytyczne działania. 

 

I:Czy to znaczy, że nie ma sensu sterowanie procesem uczenia się za pośrednictwem centralistycznie podejmowanych decyzji?

 

G.M.: Wnikliwość i intuicja wychowawcy powinny tu brać górę nad jego wiadomościami teoretycznymi i zmysłem porządku (opierając się jednak na nich). Każdy uczeń stanowi przypadek o szczególnych warunkach życia, o własnych doświadczeniach, charakterystycznych cechach i oryginalności. Nauczyciel powinien więc dysponować pewnym zasobem informacji prowadzących do takiej konkretnej, a zarazem solidnej znajomości. 

 

I:Panie Profesorze, czy właściwe jest odbieranie uczniom czy zakazywanie przynoszeni do szkoły telefonów komórkowych?

 

G.M.: Ubolewania godne jest również lekceważenie przez niektórych nauczycieli całej techniki nowoczesnej, podważanej wyłącznie przez tych, którzy nie znają jej wartości skuteczności. Niewolnik przesądów, pewny swej wyższości nauczyciel, który nie wykracza poza granice dawno zdobytej wiedzy , daje dowód niepewności i niezdolności do postępu, a tym samym i do wykonywania funkcji pedagogicznej. Szkołą nie uratuje siebie i nie będzie mogła uratować społeczeństwa, jeśli nie nawiąże z nim ścisłych związków, aby i ona, i ono mogły z siebie wzajemnie korzystać.

 

I:Dziękuję za udzielenie wyjaśnień w kwestiach tak kluczowych dla procesu kształcenia i proponowanych zmian przez nasze władze.

 

 

Źródło przytoczonych wypowiedzi: G. Mialaret, Wprowadzenie do pedagogiki, tlum. B. Baranowski, Warszawa: 1968

 

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 



Także wczoraj – w kolejną środę 24 stycznia 2024 roku – w Akademickim Zaciszu odbyło się spotkanie, trzecie z cyklu o wychowaniu. Tym razem  o wychowaniu w świecie „BANI” prof. Roman Leppert  rozmawiał z Anną Konarzewską – nauczycielką języka polskiego w II Liceum Ogólnokształcącym im. dr. Władysława Pniewskiego w Gdańsku,

 

Rozmówczyni, która w „Akademickim Zaciszu” gościła już po raz czwarty, znana jest jako autorka bloga „Być nauczycielem…”. * Jest liderką Gdańskiego Projektu Edukacyjnego „Kreatywna Pedagogika, w ramach którego prowadzi warsztaty dla nauczycieli, Jest także autorką dwu, bardzo pomocnych w nauczycielskiej pracy, książek: Być (nie)zwykłym wychowawcą  i  „(Nie)zwykłe spotkania. Wokół godzin wychowawczych”.

 

Od pierwszych minut tej rozmowy dowiecie się wiele, nie tylko o osobistych doświadczeniach koleżanki Konarzewskiej, ale przede wszystkim o istocie relacji wychowawczych nauczyciela z uczniem. POLECAMY:

 

 

Jak wychowywać w świecie BANI?  –  TUTAJ

 

 

*Z nieznanych nam powodów wejście na stronę tego bloga zostało zablokowane – z podaniem takiej tego przyczyny:

 „To jest znana niebezpieczna strona internetowa. Zalecamy, aby NIE odwiedzać tej strony”.



Źródło: www.paderewski.lublin.pl/edukacja-i-inspiracje/pl/czy-praca-domowa-jest-potrzebna

 

 

 

Tematem dnia na portalu Prawo.pl był wczoraj (23 stycznia 2024 r.) tekst Moniki Sewastianowicz, którego obszerne fragmenty zamieszczamy poniżej:

 

 

Zakaz zadawania prac domowych pogłębi nierówności?

 

[…]

 

Minister edukacji zapowiedziała, że już w kwietniu pojawi się stosowne rozporządzenie. Resort chce całkowitego odejścia od prac domowych manualnych w klasach 1-3. Bo te – według MEN – zazwyczaj i tak wykonują rodzice. Barbara Nowacka wskazała też, że w klasach 4-8 prace domowe nie będą oceniane ani obowiązkowe, „co oznacza, że nauczyciel może zadawać, ale nie ma prawa tego oceniać”. Według minister edukacji nie oznacza to, że dzieci nie będą pracować w domu – oznacza to jedynie, że: „nie będą godzinami zmuszone do odrabiania lekcji, które bardzo często właśnie wymagały pomocy rodzica, dodatkowych korepetycji”.

 

[…] Zmiana ma odciążyć uczniów, którzy – jak wskazują pomysłodawcy – są mocno przeciążeni szkolnymi obowiązkami i nie mają czasu na odpoczynek. Zdania na ten temat są jednak bardzo podzielone.

 

Dla mnie nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o to, czy prace domowe mają sens, bo to zależy, od tego jakimi metodami i jak pracuje nauczyciel oraz jak do takiej pracy podchodzą uczniowie i ich rodzice mówi serwisowi Prawo.pl Ewa Radanowicz, dyrektorka Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu w Gminie Goleniów, wieloletnia dyrektor szkoły podstawowej. – Na tę chwilę nie wiemy, jaką treść będzie miało rozporządzenie, ale moim zdaniem sam pomysł, by w drodze przepisów wprowadzać zakazy, jest chybiony. Trzeba zdać sobie sprawę, że to, że nauczyciel nie zada pracy domowej, nie zwalnia ucznia z samodzielnej pracy i przygotowania się do lekcji. Oczywiście, ideałem i dla nauczycieli, i dla uczniów, jest to, by dziecko uczyło się tylko i wyłącznie na terenie szkoły, ale tak się nie da, bo wiedzę trzeba utrwalić – mówi. Dodaje, że taka decyzja wymaga – jej zdaniem – pogłębionych dyskusji o tym, jak ma wyglądać praca w szkole i poza nią. – Oczywiście są nauczyciele, którzy zadają za dużo i zdarzają się prace domowe, które nie mają sensu, zamiast drastycznych rozwiązań zalecałabym jednak dążenie do złotego środka i wypracowania dobrych praktyk w tym zakresie – mówi. […]

 

Sceptyczny wobec pomysłu jest również Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Jest to realizacja obietnicy wyborczej, ale związany z tak wielkimi nadziejami nauczycieli nowy rząd nie powinien wdrażać swych obietnic bez poparcia szkół, jak zrobiła minister Zalewska, likwidując gimnazja. Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby poprzedzone zostało to szerszą dyskusją, a nie robione bezrefleksyjnie. Uważam, że prace domowe mają głęboki sens, no cóż, gdy mają sens. Czyli są zadawane w jakimś konkretnym celu. Zazwyczaj służą one powtórzeniu, utrwaleniu informacji lub wyćwiczeniu jakiejś umiejętności. Wtedy powtarzanie tabliczki mnożenia czy przepisywanie liter – jakkolwiek monotonne i często mało satysfakcjonujące – służy bardzo ważnym celom, bez tego nie da się ćwiczyć koordynacji neuronowej, utrwalać w pamięci wiadomości. Wolałbym by nowy rząd nie powielał błędów poprzedniego i w większym stopniu ufał nauczycielom, a nie dążył do ograniczenia ich autonomii – mówi Prawo.pl Marek Pleśniar. […]  – Tymczasem my zdajemy się od tego odchodzić. Trzeba też zastanowić się, co z umiejętnością samodzielnej pracy – nie każdy wie, jak to robić i jeżeli decydujemy się na zniesienie prac domowych, to musimy się zastanowić, jak wyrabiać w uczniach takie umiejętności, bo bez nich trudno im będzie choćby na studiach – podkreśla. Marek Pleśniar wskazuje także, że w dyskusjach często ścierają się argumenty, że postęp technologiczny sprawił, że nie potrzebujemy już tylu informacji, co kiedyś, […]

 

Dorota Łoboda, posłanka Koalicji Obywatelskiej uważa, że tak nie będzie, bo zadawanie i ocenianie prac domowych przyczyniało się właśnie do pogłębienia nierówności. – Teraz jest tak, że ta część dzieci, którym rodzice pomagają odrabiać lekcje, dostaje lepsze oceny za pracę domową niż ich rówieśnicy, którzy takiej pomocy nie otrzymują, więc już pod tym kątem powoduje to różnicowanie uczniów. Ale nie tylko – bywa, że nauczyciele traktują pracę domową, jako sposób na to, by uczniowie uzupełnili i samodzielnie nauczycieli się materiału, który powinien zostać zrealizowany na lekcjach – w rezultacie uczeń, który ma pomoc i możliwość przećwiczenia materiału z korepetytorem, jest na bieżąco, a ten, który nie ma takich zasobów, ma coraz większe zaległości. Likwidacja zadań domowych zniweluje te różnice, bo materiał w całości będzie omawiany na lekcjach – tłumaczy. Dodaje też, że uczniowie są obecnie zarzucani zadaniami domowymi, na co zwracał uwagę m.in. rzecznik praw obywatelskich, stąd postulaty, które teraz chce zrealizować Koalicja Obywatelska. – Uważam, że uregulowanie tego w formie rozporządzenia, pozwoli zlikwidować wątpliwości i uniknąć rozbieżności w interpretacji przepisów. Moim zdaniem nie ma co czekać z tymi zmianami, tym bardziej, że nie jest tak, że nie znamy zalet wprowadzenia takiego zakazu. Wiele szkół zdecydowało się na taką zmianę i okazało się, że takie rozwiązanie jest efektywne – wskazuje.

 

Marek Pleśniar jest zupełnie innego zdania. – Po pierwsze nie opieramy się na żadnych, polskich badaniach wskazujących na nieefektywność prac domowych. Po drugie, uważam, że w przypadku dzieci, które mają kapitał społeczny i kulturowy, to nic nie zmieni, rodzice nadal pomagać im będą w nauce, zaszkodzi tym dzieciom, które takich zasobów nie mają – jest spore ryzyko, że te nie będą robić nic. Co zabawne nie odciąży też za bardzo tych pierwszych, bo nadal będą chodzić na niezliczone zajęcia dodatkowe. Moim zdaniem to przekonanie o zbędności zadawania prac domowych wynika z takiego przewartościowania, że najważniejsze jest wszystko inne oprócz szkoły. Tymczasem dla dziecka obowiązki szkolne powinny być wyżej niż np. zajęcia dodatkowe – wskazuje.

 

 

Cały tekst „Zakaz zadawania prac domowych pogłębi nierówności?”  – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 



Screen z filmiku, zamieszczonego na profilu Fb Gabriele Camelo

 

Gabriele Camelo podczas lekcji w zespole szkół w Palermo na Sycylii

 

 

Na „Portalu Samorządowym – Portal dla Edukacji” zamieszczono dzisiaj (24 stycznia 2024 r.) tekst, informujący o nauczycielu, który nie stawia swoim uczniom stopni – w szkole na Sycylii. Zamieszczamy bez skrótów:

 

 

Ten nauczyciel nie stawia stopni, zamiast tego motywuje uczniów.

Wyniki mówią same za siebie

 

Bez ocen w dzienniku, a zamiast nich – wiadomości motywujące dla uczniów- tę metodę edukacyjną nauczyciela szkoły podstawowej z Palermo nagłośniły włoskie media. Były autor tekstów telewizyjnych promuje podejście do dzieci, oparte na przekazywaniu konstruktywnych opinii.

 

Gabriele Camelo uczy włoskiego i angielskiego w zespole szkół w stolicy Sycylii i jednocześnie dodatkowo studiuje teraz psychologię.

 

Styl jego nauczania i sprawdzania wiedzy określa się następująco: więcej empatii, mniej chłodu. Jego celem jest pozytywny przekaz, by uspokoić i dodać sił.

 

Po każdej klasówce uczniowie nie otrzymują stopni, ale wiadomość od nauczyciela, pełną emocji i motywacji; wszystko po to, by zachęcać do nauki i, gdy trzeba, podnieść na duchu.

 

Twój zeszyt jest przepiękny„, „jestem z ciebie dumny„, „bardzo cię lubię„- pisze nauczyciel swoim uczniom.

 

Kiedy zaś coś pójdzie nie tak, maestro Gabriele zawsze przekazuje budującą wiadomość. Wpisuje na przykład do zeszytu: „Czy mogę ci pomóc , byś bardziej się starał ?” i rysuje serduszko. „Czasem trudno mi zrozumieć, czy jesteś szczęśliwa , czy smutna. Jeśli się zgadzasz, będę cię częściej pytać, jak się czujesz„- napisał również.

 

Tworzę z dziećmi więzy emocjonalne zaczynając od motywacji, od serdeczności i pragnienia wspólnego rozwoju„- powiedział nauczyciel, cytowany przez Ansę.

 

Dzieci rosną i rozwijają się z dydaktycznego punktu widzenia tylko wtedy, gdy zaczyna się od uścisku, od więzów opartych na emocjach” – dodał były pracownik telewizji, który pisał tam teksty, a następnie, przed laty, z Rzymu przeprowadził się do Palermo.

 

Wyjaśnił: „Opiekuję się uczniami w pełni, także sprawdzając ich zeszyty„. Zeszyt uważa za „serce dydaktyki„. Dziecko – zaznaczył – nie rozwinie się, jeśli nie będzie miało wewnętrznego spokoju„.

 

Dziennik „La Stampa” odnotowuje, że Gabriele Camelo jest obecnie najbardziej wychwalanym nauczycielem. Przytacza jego słowa: „Być może moje wiadomości dla uczniów szczególnie poruszają, bo zaspokajają potrzeby emocjonalne. To , co piszę chciałbym i ja czytać, kiedy byłem dzieckiem„.

 

 

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/



17 stycznia 2024 toku Robert Raczyński zamieścił na swoim blogu tekst na bardzo aktualny temat. Udostępniamy go w całości:

 

 

                                                 Czy młode osoby skuszą się na pracę w polskiej szkole?

 

W nawiązaniu do bardzo istotnej kwestii kadrowego „odmłodzenia szkoły”, postrzeganej jako kluczowa dla polskiej oświaty i poruszonej właśnie na łamach edunews.pl przez Jarosława Kordzińskiego, chciałbym dodać niewielki komentarz.

 

Jak zwykle w edukacji, w pozornie oddzielnym problemie – niedostatku młodych nauczycieli – spotyka się całe mnóstwo problemów cząstkowych. Pierwszy z nich to pominięty w artykule konflikt mentalny – z jednej strony sugeruje się powszechnie, że młoda krew, co naturalne, ma przynieść ze sobą „nowe” do szkół, z drugiej, nie sposób przeoczyć narracji, że oprócz owej „świeżości”, niewiele ma do zaproponowania. Czasami jest to konflikt zupełnie niepotrzebny, oparty o zbędne uprzedzenia i nieświadomość czy konserwatyzm starszych generacji nauczycieli, ale w sporej liczbie przypadków nieunikniony, kiedy młodzi, napompowani w gruncie rzeczy antypedagogicznym przesłaniem, konfrontowani są z rzeczywistością zupełnie z nim niekompatybilną. W takiej sytuacji, mentor (u nas jest to po prostu ktoś nieco bardziej doświadczony, niekoniecznie do tego przygotowany, a czasami przymuszony) ma za zadanie wylać na głowę narybku parę kubłów zimnej wody, wdrożyć w biurokrację i zapoznać z kolejnością korporacyjnego dziobania, mając często wrażenie, że piłuje gałąź na której sam siedzi.

 

Aby taki konflikt złagodzić, trzeba zadbać o kilka rzeczy. Po pierwsze, o system kształcenia do zawodu, który w dużej mierze nadal ignoruje potrzebę zajęć praktycznych (a czasem wręcz przyziemnych) i przygotowania psychologicznego – niekończące się międlenie o miękkich kompetencjach tu nie wystarczy. Zupełnie nie rozumiem, jak, ględząc bez przerwy o przewagach fińskiej oświaty, można ten czynnik pomijać. Po drugie, o realne i wręcz podyplomowe kształcenie nieprzypadkowych mentorów (bajki o fachowym wsparciu ze strony całych rad pedagogicznych można sobie w buty włożyć). Po trzecie wreszcie, wspomnianym mentorom trzeba za tę pracę zapłacić, jeśli ich pomoc nie ma być pozorowana. Warto o tym pamiętać, zanim zakupi się kolejną, np. amerykańską franczyzę.

 

Problem kolejny to zafałszowane postrzeganie sytuacji ogólnej. Jeśli, jak to wynika z deklaracji OECD i EI, młodzi mają tak „silne poczucie zaangażowania społecznego i otwartości na innowacje”, to dlaczego zmierzenie się z realiami i wymogami pracy w szkole okazuje się być ponad ich siły? Można oczywiście psioczyć na społecznie niezaangażowany i nieinnowacyjny beton, zadekowany w szkołach, z którym owi młodzi się zderzają, ale każdy, kto ze szkołą ma cokolwiek wspólnego, wie, że to w dużej mierze jedynie głęboko zakorzeniony stereotyp. Mamy więc dwie możliwości: Albo to „silne poczucie” jest tylko subiektywnym wrażeniem przyszłych nauczycieli, suflowanym przez rozmaite ciała i gremia, które wiedzą, „jak powinno być”, albo elementem przygotowania, który nie jest czynnikiem decydującym dla odniesienia sukcesu w realiach szkoły powszechnej. Wiele wskazuje na to, że kształcimy ludzi do pracy w szkołach, które istnieją jedynie w czyjejś wyobraźni i to dlatego młodzi nauczyciele i nauczycielki „stają przed poważniejszymi niż przeciętne wyzwaniami”. Najwyraźniej takie wyzwania nie są wcale wyjątkiem, a normą, która jakoś umyka uczelniom pedagogicznym.

 

Na dodatek, spora część świeżo upieczonych nauczycieli przejawia już te same cechy, które dotyczą wielu ich uczniów: psychiczną labilność, przewrażliwienie i koncentrację na sobie, co raczej nie wróży długiej kariery profesjonalnej. Tego problemu nie rozwiążą podwyżki i doświadczeni koledzy – odpowiada za niego praktycznie nieistniejąca selekcja do zawodu. W gloryfikowanej w środowisku zainteresowanych oświatą Finlandii, jakoś możliwe jest uświadomienie adepta na odpowiednim etapie, że się do tego zawodu po prostu nie nadaje. Taka refleksja mentora w miejscu pracy jest już musztardą po drogim obiedzie.

 

Problem pokrewny, a również w artykule nieobecny, to fakt, że wchodzący na rynek pracy pedagodzy należą już do pokoleń, które zupełnie inaczej postrzegają ów rynek i swoje w nim miejsce. Raczej trudno od nich oczekiwać przywiązania do „siłaczkowej” misji. Myliłby się jednak ktoś, upatrujący rozwiązania problemu w podrzuceniu kolejnego worka pieniędzy, niezawetowanego przez prezydenta. Młodzi ludzie mogą być bardziej niż ich poprzednicy skoncentrowani na swoich potrzebach, ale wbrew pozorom, nie sprowadzają się one wyłącznie do powiązania ich pensji ze średnią krajową. Szkolny skansen nie może się równać z nowoczesnym środowiskiem pracy, które nie tyle jest im specjalnie oferowane, co stanowi standard u innych pracodawców. I znów nie chodzi tu o bonusy w postaci karnetu na siłownię czy dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego (choć pewnie byłyby mile widziane), ale o tak banalne rzeczy jak laptop nieprzywiązany łańcuchem do biurka i przestrzeń do pracy własnej, gdzie można trzymać wszystkie potrzebne rzeczy, nie zabierając jednocześnie miejsca współpracownikom, jedzącym śniadanie. Widziałem w życiu parę szkół za granicą (wciąż dalekich od wyszukanych luksusów) i jestem pewien, że żaden, nawet najlepiej przygotowany mentor nie zdoła przyciągnąć tłumów adeptów zawodu do naszych. O tych kwestiach nikt u nas nie myśli, a nauczyciele, i młodzi, i starsi, przyzwyczaili się już do dyżurnej narracji, mówiącej że, wobec rozlicznych „korzyści” jakie ten zawód przynosi, społeczeństwo robi im łaskę samą możliwością zatrudnienia.

 

No i na koniec (bez ambicji wyczerpania tematu) wymieniona w tekście fikcja „wzorcowej i godnej pozazdroszczenia gwarancji rozwoju zawodowego”. Nie przecząc możliwości lekceważenia obowiązków, warto się także zastanowić, kiedy nawet chętni i zaangażowani mentorzy mieliby sensownie (i praktycznie) zająć się swoimi podopiecznymi. Na przerwie? Na okazjonalnym okienku? Czy też mają porzucić swoje podstawowe obowiązki i obserwować poczynania nadziei zawodu? Przyszło mi do głowy, że skoro mamy tak wielu starszych, doświadczonych, a ciągle podnoszących swoje kwalifikacje nauczycieli, którzy przecież tracą siły i, co tu kryć, kontakt z targetem swoich działań (nie trzeba mieć 70 lat, by taki kontakt był całkowitą fikcją bądź iluzją), to może przydałby się kolejny stopień awansu na „mentora”. Dwóch, trzech takich nauczycieli miałoby co robić w każdej szkole, która marzy o dopływie świeżej krwi i utrzymaniu jej w swoim układzie krążenia.

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 



Wczoraj – 17 stycznia 20244 roku w „Akademickim Zaciszu”, na zaproszenie prof. Lepperta, na pytanie „Po co nam szkolna ocena (z) zachowania?” – odpowiadała pani dr hab. Sylwia Jaskólska, prof.. UAM w Poznaniu. Jest ona współautorką książki „Ocenianie zachowania. Jak robić to lepiej? Trzy modele oceniania zachowania z komentarzem„, której  – obok niej – autorkami są: Sylwia Jaskulska, Aleksandra Dopierała, Michalina Mruczyk, Renata Racinowska i Alicja Staszczuk

 

Jako gorący zwolennicy likwidacji tej oceny, a przynajmniej jej gruntownego zreformowania  – polecamy tym, którzy wczoraj nie mogli obejrzeć i wysłuchać tej rozmowy, aby uczynili to w dogodnej dla siebie porze:

 

 

Czy można wychowywać stawiając stopnie za zachowanie?  –  TUTAJ

 



Oto tekst, bez żadnych skrótów, który wczoraj zamieściła na swoim Fb profilu Koleżanka Ewa Ćwikła – emerytowana nauczycielka z 40-letnim stażem, była dyrektorka łódzkich szkół, była doradczyni metodyczna oraz wizytatorka łódzkiego kuratorium, autorka programów nauczania, a także  podręcznika do historii i WPS dla uczniów klas drugich zasadniczych szkół zawodowych. Podkreślania i pogrubienia czcionek – redakcja OE:

 

 

W sieci słychać wściekły raban, że ” ministra Nowacka” chce hodować zbieraczy szparagów dla Niemców, bo obcinać będzie podstawę programową. Wrzask się niesie od morza do Tatr.

 

Dlaczego?! Bo Pani nie z tej opcji. I to, niestety, jedyny powód, dla którego ten wrzask jest. Nagle wszyscy zapomnieli, że nauczyciele od lat podnoszą kwestię przeładowanych programów. Przeładowanych i źle skonstruowanych. Że rodzice widzą swoje dzieci przemęczone, okradane z dzieciństwa, pracujące ciężej, niż dorośli. Nie?!?! No to popatrzcie sobie: co najmniej 6 godzin zegarowych w szkole klasy młodsze i co najmniej 7-8 godzin klasy starsze. Do tego kółka, zajęcia dodatkowe, wyrównawcze, w domu lekcje trzeba odrobić – następne co najmniej 2 godziny a jak kto chce się rzetelnie wszystkiego wyuczyć- to i 4 godziny mało. I jeszcze chcemy, żeby w domu pomogli, pokój posprzątali, przeczytali lektury…

 

A gdzie miejsce na dzieciństwo, młodość, radość? Zamiast spotkań z rówieśnikami- kontakty w sieci… A jeśli czas dla siebie – to wykradany, opatrzony komentarzem : znowu się nie uczysz, zobaczysz, nadasz się tylko do kopania rowów… Żaden rodzic, kochający swoje dziecko, myślący racjonalnie, nie będzie przeciwny odchudzeniu podstawy programowej, szczególnie w szkole podstawowej!

 

Nie będę się wypowiadać na temat fizyki, chemii, biologii… Ale po co uczniowi klasy VII wiedza o strukturze zatrudnienia ludności? Zanim wejdzie na rynek pracy- będzie zupełnie inaczej! To samo struktura demograficzna! Po jakie licho to „zakuwać”????? Albo struktura gleb! Jaką która ma skałę macierzystą? Kto z Was to pamięta ? I żyjecie! Za miesiąc uczeń o tym zapomni, ale stres przed kartkówką zrobi swoje. Potem się dziwimy, że nasze dzieci zapadają na depresję i coraz więcej trafia do psychologa czy psychiatry. A psychiatrów dziecięcych brak! Chcecie, to poszukajcie danych na ten temat. Włos się jeży ze zgrozy. Z resztą- nie będę mówić o innych przedmiotach. Powiem o swoim.

 

Przez 40 lat byłam nauczycielem historii – od podstawówki przez technikum, „zawodówkę”, gimnazjum, branżówkę – do liceum.

 

Mam na koncie autorstwo programów nauczania, podręczników, oprzyrządowania metodycznego dla nauczycieli. Przez wiele lat byłam także doradcą metodycznym. Mam więc doświadczenie i sądzę, że mam pełne prawo zabierać głos w tej kwestii.

 

Program w szkole podstawowej TRZEBA bezwzględnie nie tylko odchudzić, ale także gruntownie przebudować!

 

Na kie licho uczeń klasy V ma poznawać strukturę spartańskiej oligarchii??? Albo ewolucję form państwowości w starożytnym Rzymie? Toż to wiedza dla kandydatów na studia prawnicze.

 

Czy zapamięta programy partii politycznych w XIX wieku? Historia w takim wydaniu staje się szkolną „kobyłą”, nudą i udręką.

 

Żeby jednak nie było, że tylko krytykuję a nic nie wnoszę, proszę oto moja propozycja ( oczywiście bez szczegółów), dawno już przemyślana:

 

Czytaj dalej »



Dzisiaj (16 stycznia 2024 r.) proponujemy lekturę fragmentów tekstu Aleksandry Kluj,  zaczerpniętego ze strony CEO, który pierwotnie został opublikowany w miesięczniku „Dyrektor Szkoły” nr. 1/2024:

 

 

 

„Wartość czasu jest tak wielka, że dla niektórych rozumne i efektywne jego wykorzystanie stanowi kluczową umiejętność, jaką dyrektor powinien doskonalić.”

 Tim Brighouse

 

 

Aby dyrektor mógł realizować z rozmysłem swoje najważniejsze zadania, musi dysponować tym, o co najtrudniej w dyrektorskiej pracy − czasem. Co zrobić, by go zyskać i stać się liderem nauczania?

 

Rola dyrektora szkoły w systemie edukacji jest kluczowa. To dyrektor jest przełożonym wszystkich pracowników, prowadzi nadzór pedagogiczny, odpowiada za finanse, zarządza nieruchomością i zajmuje się administracją. Zadania te związane są głównie z planowaniem, organizowaniem, decydowaniem i kontrolą działań. I zajmują dużo czasu oraz uwagi.

 

Tymczasem zarządzanie szkołą jest czymś innym niż przywództwo edukacyjne, które powinno być istotą dyrektorskiej pracy. Takie przywództwo związane jest z wytyczaniem wizji, koncentracją na rozwoju nauczycieli, tworzeniem środowiska sprzyjającego uczeniu się, budowaniem relacji w zespole czy motywowaniem jego członków i członkiń. Co zrobić, by móc w pełni zaangażować się w te działania? W największym skrócie: zacząć od wprowadzania małych zmian.

 

Mała zmiana, czyli jaka?

 

To niewielkie, ale celowe działanie, które ma usprawnić funkcjonowanie szkoły. Stosunkowo łatwo je wprowadzić bez wywracania do góry nogami obecnego porządku. Efekty mogą okazać się trudne do przecenienia.

 

Warto jednak pamiętać, że każda zmiana powinna służyć celom strategicznym szkoły. Małe zmiany wprowadzane w perspektywie pięciu lat przestają być małe, bo razem pozwalają dyrektorowi, nauczycielom, rodzicom i uczniom przenieść w inne miejsce.

 

Wprowadzenie małej zmiany organizacyjnej, która usprawnia pracę dyrektora albo w jakiś sposób szkoły, daje poczucie sukcesu – tak twierdzi Justyna Franczak, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 36 w Katowicach. I dodaje: To ważne w kontekście budowania własnej motywacji do wprowadzania zmian w ogóle. […]

 

By nie tracić czasu, poddaj refleksji swój sposób pracy

 

Zmiana w organizacji pracy szkoły musi być poprzedzona zmianą w postawie i stylu zarządzania samego lidera oraz przeglądem działań. Na początku warto poddać refleksji obecny sposób pełnienia funkcji. Pomocne mogą okazać się pytania:

 

Czytaj dalej »



Na dzisiejszą sobotę – 13 stycznia 2024 roku – proponujemy lekturę dokumentu, opracowanego przez reprezentatywną i liczną grupę  liczącego 7000 członków rzeczywistych i ok. 33 000 sympatyków Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty [OSKKO], będącego rekomendacją dla Posłów, Senatorów i Kierownictwa MEN w sprawie niezbędnych zmian w systemie oświaty. Poniżej zamieściliśmy jedynie najważniejsze fragmenty tego dokumentu, zalecając lekturę jego pełnej wersji, odsyłając linkiem do pliku PDF:

 

 


Rekomendacje kadry kierowniczej oświaty ws. niezbędnych zmian w systemie oświaty.

Stanowisko Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty

 

 

Jako dyrektorzy szkół i placówek oświatowych, urzędnicy oświatowi, działacze pozarządowi – w liczbie ponad 7000 osób oraz 1000 uczestników Kongresu – apelujemy o przywrócenie w edukacji praw podstawowych ustalonych w Konstytucji RP, opartych „na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Apelujemy o:

 

>Autonomiczną szkołę  – funkcjonującą na zasadzie zaufania do nauczycieli i kadry kierowniczej, całych wspólnot szkolnych.

 

>Prawdziwy dialog z dyrektorami, nauczycielami, rodzicami, uczniami – we wszystkich istotnych sprawach dotyczących edukacji, a przede wszystkim realne konsultacje społeczne w procesie stanowienie prawa oświatowego.

 

>Odbudowę autorytetu nauczyciela,  statusu pracowników oświaty, co jest niezbędne zarówno do tworzenia właściwego klimatu szkoły, sprzyjających warunków rozwoju dzieci i młodzieży, jak i do powstrzymania odejść nauczycieli z zawodu.

>Podjęcie niezbędnych prac, mających na celu naprawę oświaty, zgodnie z poniższymi rekomendacjami kadry kierowniczej oświaty; poniżej wskazujemy obszary niezbędne do dyskusji.

 

I  RZETELNE KONSULTACJE SPOŁECZNE, OTWARTY PROCES LEGISLACJI I NIEZBĘDNE BADANIA OŚWIATOWE. ZARZĄDZANIE SYSTEMEM EDUKACJI.

 

[…]


II  SYSTEM OŚWIATY. ZARZĄDZANIE I DECENTRALIZACJA.

 

Minister Edukacji Narodowej prowadzi instytucje centralne oraz lokalne, których celem jest wspieranie systemu oświaty, może także współpracować z partnerami i instytucjami samorządowymi. […]

 

[…]

 

III. UCZNIOWIE i ICH PRAWO DO UWAGI NAUCZYCIELI. POSTULATY STANDARDÓW.

 

Odnotowujemy rosnącą liczbę uczniów z orzeczeniami o szczególnych potrzebach wsparcia. Dostrzegamy, że współczesne dzieci i młodzież wyraźnie wymagają zwiększonej uwagi dorosłych, dostatecznego poznania, rozpoznania ich problemów wychowawczych, ale i potrzeb przez nauczycieli/opiekunów, a także określenia przyczyn nienadążania za szkolnym tokiem kształcenia. Rośnie liczba samobójstw dzieci i młodzieży. […]

 

[…]

 

Czytaj dalej »